Właściciele domów korzystający z pieców na olej opałowy lub propan-butan są w szoku. Mieli płacić rachunki o kilkadziesiąt procent wyższe, bo minister finansów postanowił radykalnie podwyższyć stawki podatku akcyzowego na oba rodzaje paliw. Twierdzi, że tylko w ten sposób można uporać się z mafią paliwową. Premier decyzję zawiesił, ale to tylko odroczenie wyroku.
Polskie kosmetyki, od maja z napisem: „Made in UE”, mogą zawojować Europę. Ale za granicą będą tańsze niż w kraju.
Litr benzyny po 4 zł, za diesel tyle samo. Cena oleju opałowego czterokrotnie wyższa niż dziś. Paczka papierosów – ponad 10 zł. Takie ceny mogą pojawić się po wejściu w życie nowej ustawy o podatku akcyzowym. Czy minister finansów okaże nam choć trochę litości?
Pół roku temu minister finansów zrobił coś, czego mało kto się po nim spodziewał: obniżył podatek akcyzowy od wysokoprocentowych alkoholi. Miał rację – skorzystał na tym budżet i gospodarka. Może więc warto obniżyć akcyzę na inne towary?
Sprawa to niesłychana: resort finansów zamierza obniżyć akcyzę na wyroby spirytusowe o 30 proc. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów. Spadną ceny. Miałoby to zwiększyć sprzedaż legalnych alkoholi oraz wpływy do budżetu. Poprawiłaby się też tragiczna sytuacja finansowa Polmosów. Krótko mówiąc – same plusy.
Czy możliwy jest jednoczesny wzrost obciążeń podatkowych i spadek pochodzących z nich dochodów budżetu? Naturalnie. Wystarczy tylko zawierzyć specjalistom z Ministerstwa Finansów.
1 marca, już piąty raz w tym roku, wzrosły ceny paliw. Tym razem stało się tak za sprawą podwyżki podatku akcyzowego (drugiej w tym roku). Kilka dni wcześniej Rada Polityki Pieniężnej podniosła stopy procentowe, tłumacząc to koniecznością zapobieżenia rosnącej inflacji. Jej źródłem – zdaniem RPP – obok drożejącej żywności są podwyżki cen paliw i podatków pośrednich. Wygląda na to, że znaleźliśmy się między młotem a kowadłem: musimy zaspokajać rosnące apetyty naftowych szejków i polskiego fiskusa. Czy polska gospodarka to wytrzyma?
Jeśli ktoś dobrze bawił się na sylwestra, to w nowym roku miał przykre przebudzenie. W styczniu, jak zawsze, zmieniło się wiele stawek podatku VAT i akcyzy, wzrosły ostatnie istniejące jeszcze ceny urzędowe oraz wiele opłat za różne usługi. Jeśli dodać do tego odczuwalny wzrost cen niektórych towarów żywnościowych i rosnące koszty obsługi zaciągniętych wcześniej kredytów, to jest wielce prawdopodobne, że w wielu rodzinach budżet przestał się domykać. Nic dziwnego, że na początku roku i tak już wysoka inflacja ma wzrosnąć do dwucyfrowej.
Skończył się czas ukrytych nacisków na urzędników, otwartego lobbingu w prasie i w parlamencie oraz podjazdowej walki z konkurentami. Kilkanaście dni temu minister finansów podpisał nowe rozporządzenie w sprawie podatku akcyzowego. Od stycznia stawki podatkowe wzrastają o 5-10 proc., a producenci muszą zdecydować, w jakim stopniu sami poniosą ten ciężar, w jakim zaś przerzucą go na konsumentów. Za kilka miesięcy znowu jednak zaczną się podchody o kształt akcyzy. Dla producentów drobne z pozoru zmiany oznaczają czasem wielkie pieniądze.