Wyniki ostatnich wyborów stanowych w USA są korzystne dla zwolenników prawa do aborcji i niepokojące dla Republikanów. Posępne nastroje wśród Demokratów nieco się poprawiły.
Wielkim zwycięstwem ruchu pro-choice zakończyło się referendum w Kansas. Miało zadecydować, czy z konstytucji stanu zostanie usunięty przepis mówiący, że kobiety mają prawo do przerywania ciąży.
Często najlepszą bronią okazuje się poczucie humoru. Amerykanki kasują więc aplikacje do śledzenia okresu i opisują ze szczegółami życie swoich macic na Twitterze, drażniąc prawicowych polityków.
Wyrok Sądu Najwyższego w sprawie aborcji już zadziałał jak katalizator wszystkich sporów, które od lat rozrywają Amerykę.
Uchylenie wyroku Roe v. Wade wstrząsnęło krajem w sposób trudny do porównania z jakąkolwiek inną zmianą społeczno-polityczną. Ameryka dzisiaj krzyczy z bólu i kipi z wściekłości. A będzie tylko gorzej.
„New York Times” poświęcił w dzisiejszym wydaniu internetowym sporo miejsca zasadom przerywania ciąży nad Wisłą. To ilustracja tego, co może czekać Amerykanki, jeśli Sąd Najwyższy uchyli wyrok Roe v. Wade z 1973 r.
Ordynariusz katolickiej diecezji San Francisco zabrania udzielania sakramentu przewodniczącej niższej izby parlamentu USA Nancy Pelosi z powodu jej podejścia do kwestii aborcji.
Sąd w Teksasie zawiesił wykonywanie wyjątkowo restrykcyjnej ustawy antyaborcyjnej. Ale to tylko jeden z frontów zimnej wojny zwolenników prawa do przerywania ciąży z jego przeciwnikami, w której ci ostatni odnoszą więcej sukcesów.
Decyzja Sądu Najwyższego, zdominowanego teraz przez konserwatywnych sędziów, stwarza realne zagrożenie dla obowiązującego od 48 lat prawa Amerykanek do przerywania ciąży.
Sąd Najwyższy zgodził się ocenić legalność ustawy uchwalonej w stanie Missisipi, która poważnie ograniczyłaby prawo do aborcji zagwarantowane w USA precedensowym orzeczeniem tej samej instytucji prawie pół wieku temu.