Wicepremier Mateusz Morawiecki obiecuje, że pchnie krajowe firmy ku nowoczesności. Chce, żeby podbijały świat polskimi dronami, promami, elektrycznymi pojazdami, lekami, systemami cyberbezpieczeństwa. Da radę?
Wicepremier Mateusz Morawiecki o Trybunale, urzędnikach, podatkach i swoim planie.
Plan na rzecz odpowiedzialnego rozwoju, zwany też planem Morawieckiego, to przepustka do politycznej kariery wicepremiera i ministra rozwoju.
Rząd Beaty Szydło wymyka się łatwym opisom. Jest inny, niż można się było spodziewać, gdy powstawał; nośny na pierwszy rzut oka podział na jastrzębie i gołębie po stu dniach okazuje się poznawczo bezużyteczny.
W PRL plany były systematycznie realizowane z wyprzedzeniem, przynajmniej rocznym. Ale w IV planie pięcioletnim przekroczyło ono 2 lata. Plan Morawieckiego przebił jednak nawet te dokonania.
Wicepremier i minister rozwoju już chwilę po wyborach zapowiadał, że przedstawi szczegółowy plan rozwoju gospodarki. Nowym motorem mają się stać innowacje, inwestycje i eksport.
To dobrze, że wicepremier Mateusz Morawiecki ujawnił, że jest bogatym człowiekiem. Żadnego hejtu z tego nie będzie.
Nadchodzi personalne tornado, które zmiecie zarządy instytucji odpowiedzialnych za stabilność polskiego sektora finansowego: RPP, NBP oraz KNF. Ławka osób kompetentnych, związanych z PiS, jest krótsza niż liczba stanowisk do obsadzenia.
Gospodarczy wicepremier Mateusz Morawiecki jak dotąd robi za tę ładniejszą twarz rządu. Przychodzi mu to bez trudu. Ale i on będzie musiał w końcu odkryć karty.
Rząd PiS ma jak na razie dwie twarze. Jedna należy do wicepremiera Piotra Glińskiego, który zdążył już otworzyć kilka frontów na raz, a druga to wicepremier Mateusz Morawiecki, który swój przekaz kontroluje w sposób doskonały.