Strach przed „nowym 7 października” pcha Izraelczyków w objęcia radykałów. A ci obiecują nowy, wielki Izrael.
Baszar Asad dosłownie i w przenośni zniknął z horyzontu. Jego miejsce zajęli rebelianci, którzy ledwie kilkanaście dni temu rozpoczęli swój marsz i zajęli Damaszek. Nie wiadomo, jak dżihadyści, niegdyś powiązani z Al-Kaidą i ISIS, wyobrażają sobie nowe porządki. Wiadomo, że zmieni się cały Bliski Wschód.
W środę 27 listopada Izrael i Hezbollah wstrzymały działania zbrojne, które z różną intensywnością trwały w Libanie od 14 miesięcy.
Premier Izraela przerywa wojnę z Hezbollahem i osiąga strategiczny sukces, izolując Hamas. Wojna w Strefie Gazy będzie trwać zapewne do czasu objęcia urzędu prezydenta przez Donalda Trumpa.
Decyzja Trybunału spotkała się z ostrą reakcją izraelskiego rządu, sam Netanjahu nazwał ją „antysemicką”.
Viktor Orbán stał się najbardziej pojętnym uczniem Beniamina Netanjahu. A według tych dwóch liderów Węgrzy i Izraelczycy są bardzo podobni do siebie.
Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakazy aresztowania premiera Beniamina Netanjahu, byłego już ministra obrony narodowej Joawa Galanta i szefa zbrojnego skrzydła Hamasu Mohammeda Deifa. Jest niemal pewne, że żadnemu z nich włos z głowy nie spadnie.
Bez wątpienia zmiana w Białym Domu wpłynie na sytuację na Bliskim Wschodzie. Pytanie brzmi, jak bardzo „drugi Trump” będzie przypominał „pierwszego”.
Izrael błędnie uznał, że utrzymywanie przy władzy Sinwara i pozwalanie na zagraniczne transfery ogromnych sum dla Hamasu osłabi konkurującą z nim Autonomię Palestyńską i utrzyma względny spokój w Gazie. W tym czasie Hamas szykował swój morderczy plan, który umknął izraelskim służbom.
Izrael przeprowadził precyzyjny, ale ograniczony atak na cele militarne w Iranie. Wygląda na to, że wyrównał rachunki i kupił czas nam wszystkim. Jak zachowa się Iran? Czy uda się uniknąć wielkiej wojny?