Milion ludzi ściągniętych do centrum Teheranu na wiec poparcia dla rządzących ajatollahów potępiło "warchołów". Demonstrujący przez sześć dni studenci ponieśli klęskę. Ale manifestacje, pierwsze od czasów Rewolucji Islamskiej z 1979 r., wymierzone otwarcie w reżim duchownych, złamały najważniejsze irańskie tabu: młodzi ludzie wprost wołali o zmianę systemu.
Mohammed Chatami, prezydent Islamskiej Republiki Iranu, miał aż nadto powodów do radosnego uśmiechu, gdy w ubiegłym tygodniu witał się z Janem Pawłem II. W ogóle lubi się uśmiechać, co nadal czyni go wyjątkiem pośród hierarchów w jego kraju. Stał się ponadto pierwszym irańskim przywódcą składającym oficjalną (nieoficjalnie był w ONZ) wizytę na Zachodzie po rewolucji 1979 r.
Od czasu krwawego chaosu pierwszych dni rewolucji islamskiej - równe 20 lat temu - Iran nigdy nie był tak podzielony politycznie jak dzisiaj, nigdy nie borykał się z takimi problemami ekonomicznymi i społecznymi jak w przededniu świętowania uroczystej rocznicy. Od śmierci ojca rewolucji ajatollaha Chomeiniego w lipcu 1989 r. rządzący duchowni nigdy tak otwarcie i zażarcie nie ścierali się między sobą. Od dwóch dekad nie było tyle wolności, tylu oczekiwań, poczucia zagrożenia i obaw. W Iranie znowu wszystko jest możliwe.
W Islamskiej Republice Iranu w zasadzie wszystko jest zakazane. Zwłaszcza przebywanie razem mężczyzn i kobiet, o ile nie są spokrewnieni lub spowinowaceni. Niewiernemu za stosunek z muzułmanką grozi kara śmierci, nawet jeśli - jak w głośnym przypadku niemieckiego biznesmena - tym stosunkiem był pocałunek. Zakazany jest taniec. Prywatki. Anteny satelitarne. Alkohol. Niesłuszne książki. Zachodnie filmy, pisma, muzyka popularna. Irańska zresztą też. Kolorowe ubrania. Odsłonięty kosmyk kobiecych włosów, obnażony kawałek damskiej szyi bądź stopy. Makijaż. Niestosowny śmiech. Radość życia. A przecież wszystko to jest. Podszyte lękiem, szarżą, łaknieniem życia takiego, jakie się wydaje, że powinno być. Nawet więcej: to, co jest ostatnim krzykiem mody w Paryżu - małżeństwa na chwilę, dla wygody lub przyjemności - Irańczycy praktykują od 10 lat.
Na granicy afgańskiej stanęło pod koniec września przeszło 250 tys. żołnierzy irańskich, zmobilizowano lotnictwo, a nawet marynarkę wojenną, choć Afganistan do morza nie przylega. Po drugiej stronie czeka na nich tylko 25 tys. żołnierzy talibów, ale za to dobrze zaprawionych w wojnie.
Sąd okręgowy w Jerozolimie skazał międzynarodowego handlarza bronią Nahuma Manbara na 16 lat więzienia za zdradę stanu. Głównych dowodów dostarczył oskarżeniu dyrektor firmy Europol w Warszawie. Żona Manbara twierdzi, że jej mąż był informatorem Mosadu, a obrońca posądza przewodniczącego sądu o utrzymywanie intymnych stosunków z młodą adwokatką w jego biurze. Premier Netanjahu domagał się surowej kary dla oskarżonego; opozycja uważa to za nieprawne wtrącanie się do procesu.
Nic tak nie rozpala emocji Irańczyka jak piłka nożna i Ameryka. A co dopiero połączenie jednego z drugim. Wspólną mondialową grupę z "wielkim szatanem" wielu potraktowało jako zrządzenie Allaha. Zwycięstwo zaś nad USA - jako widomy znak dany przez Najwyższego. Do wygranej poprowadził irańskich piłkarzy Dżamal Talebi, od 14 lat mieszkający w Ameryce. W Iranie nic nie jest proste.