Rzeczywiście, rozrzut jest duży. Nowa książka Andy Rottenberg to zbiór tekstów pisanych w ciągu ostatnich 30 lat w bardzo różnych okolicznościach.
Plotki o tym, że Anda Rottenberg gotuje, i to con amore, jakiś czas temu rozeszły się po kraju lotem błyskawicy. Niektórych to zdumiało. No ale cóż w tym dziwnego, że znakomita znawczyni sztuki współczesnej zajmuje się także sztuką kulinarną?
Rozmowa z byłą dyrektorką Zachęty Andą Rottenberg o próbach cenzury sztuki, cenie posiadania poglądów, kruczkach ustawy o artyście zawodowym i tym, dlaczego wystawę też powinno się traktować jak dzieło sztuki.
Bohaterowie „Naszej małej stabilizacji” Tadeusza Różewicza pozostają obojętni na nadchodzącą katastrofę. I chociaż żyją ze sobą, nie dostrzegają nawet siebie nawzajem. A przecież utwór powstał w 1964 r., w czasie bez komputerów, internetu i smartfonów. Dlaczego od tamtej pory, po latach rozwoju informatyki, tak mało zmieniło się w naszym postrzeganiu świata?
Autorka książki to ważna figura w polskim świecie sztuki. Ba, chyba ważniejsza niż zdecydowana większość, nawet tych znanych, artystów.
Latem 1989 roku pojechałam z moim synem do Rosji. Rozluźniło się. Dostałam zaproszenie od wuja i chciałam dziecku pokazać moje miejsce urodzenia.
O takich książkach mawiało się niegdyś, że rzucają losy człowieka na szerokie tło polityczne i historyczne.
Pisanie jako terapia
Zorganizowaną w Austrii wystawę „Skarbiec polski” obejrzało sto dwadzieścia tysięcy osób. Przymierzając do liczby ludności to tak, jakby w Polsce wybrało się na nią ponad sześćset tysięcy. To nie przypadek. Po latach chaosu i bezradności nareszcie zaczynamy mądrze promować w świecie polską sztukę.