10 lat temu aferą Amber Gold żyła cała Polska. Jej sprawcy odsiadują wyroki. Teraz Sąd Okręgowy w Warszawie zasądził od Skarbu Państwa ponad 25 mln dla grupki poszkodowanych przez finansową piramidę. Będą kolejne pozwy. Zapłacą wszyscy podatnicy.
Autorzy afery Amber Gold Marcin i Katarzyna P. prawomocnie skazani. Skończyła się sprawa, którą władza PiS skutecznie w świadomości społecznej przypisała „rządowi Tuska”. Afery z czasów PiS pozostają nierozliczone.
Chyba nieprzypadkowo coś takiego zafundowano widowni TVP w drugą rocznicę zamachu na prezydenta Gdańska. Było dużo czasu, żeby doprowadzić zabójcę przed oblicze wymiaru sprawiedliwości, a przynajmniej sformułować akt oskarżenia.
Nie ma komisji śledczej w sprawie mafii vatowskiej, za to jest Marian Banaś na stanowisku szefa NIK. Rządowa telewizja milczy, a politycy PiS sznurują usta. Znowu.
Amber Gold to nie tylko sprawa o oszustwo wobec 18 tys. osób na kwotę 850 mln zł. To także sprawa polityczna, w której sąd orzekał pod niezwykłą presją. I sprawa o świadomość ekonomiczną Polaków.
Prezes TVP wpadł na tyleż prosty, co bezczelny i kosztowny pomysł, jak obejść zakaz agitacji przedwyborczej w formalnie publicznych mediach.
Po zaledwie siedmiu latach sprawa Amber Gold zmierza do finału. Trudno mówić, że będzie szczęśliwy, bo żadna ze stron nie wydaje się usatysfakcjonowana.
Sejmowa komisja śledcza ds. Amber Gold przez siedem godzin przesłuchiwała szefa Rady Europejskiej Donalda Tuska. Były premier był jej ostatnim świadkiem.
Kiedy sejmowa komisja śledcza ustala, jak mogło dojść do afery Amber Gold, rodzą się kolejne finansowe piramidy pozbawiające Polaków pieniędzy. Czarna lista Komisji Nadzoru Finansowego nigdy nie była tak długa.
Przed komisją śledczą Marcin P. utrzymywał, że jest niewinny i że „Polakom do zwrócenia nie ma kompletnie nic”.