Teatralne realizacje „Dziadów” Mickiewicza znowu były w Polsce narodowym barometrem wolności – przez 30 kolejnych lat.
Znów mówimy Mickiewiczem. Okazało się, że to romantyzm najlepiej opowiada nam tę wojnę, kiedy w bezsilności, a czasem z bezradną złością obserwujemy cierpienie ludzi w Ukrainie.
„Dziady” z Teatru Słowackiego, których obejrzenie odradza małopolska kurator oświaty, to portret dzisiejszej Polski. Trafny i poruszający.
„Samotność! Cóż po ludziach?” – początek Wielkiej Improwizacji to w Polsce głos kobiet. Opór władzy wobec takiej interpretacji dramatu Mickiewicza potwierdza, że Maja Kleczewska trafiła PiS w czuły punkt. Pojedziemy więc z uczniami do Krakowa!
Zaplanowane przez teatr do końca roku pięć pokazów „Dziadów” jest już wyprzedane. Warto pomyśleć o dodatkowych. I zapomnieć o neutralności ideowej i politycznej w czasach, gdy linię interpretacyjną wyznaczają rozmaite małopolskie kuratorki oświaty.
Spektakl podąża za bogactwem form, tonów i treści, nie boi się też mocnych efektów, odwołań do popkultury, w czym jest wierny teatrowi epoki romantyzmu, który był rozrywką masową, przyciągał widzów także porywającą akcją i efektami.
Dziwne, że ktoś nazywa „Dziady” – dzieło programowo bluźniercze – „świętością narodową” – mówi Michał Zadara, reżyser spektaklu wystawianego w Teatrze Polskim we Wrocławiu.
Michał Zadara kontynuuje wystawianie „Dziadów” Mickiewicza bez skrótów. Wyczekiwana część III miała premierę w rocznicę katastrofy smoleńskiej. Reżyser pozbawił arcypolski dramat martyrologii i patosu, niewiele proponując w zamian.
Pierwsza bodaj w historii inscenizacji „Dziadów” Mickiewicza próba nadania naszemu narodowemu poematowi uniwersalnego sensu to przedstawienie tyleż zaskakujące, co poruszające, inteligentne i przewrotne.
Adam Mickiewicz umarł nagle, ale za to dla sprawy, dla której dekadę wcześniej porzucił poezję. Przedwcześnie, ale zanim okazało się, że była to sprawa beznadziejna. Śmiercią tajemniczą i niemal bohaterską, która stała się zwieńczeniem patriotycznej legendy.