Przedstawiamy pierwszą z dziesięciu wakacyjnych opowieści połączonych z konkursem dla czytelników. Znane postaci (politycy, aktorzy, pisarze, reżyserzy, kapłani) zapraszają nas w swoje ulubione miejsca.
20 czerwca 1922 r. o godzinie 8.00 na most graniczny w Szopienicach – łączący II Rzeczpospolitą z Górnym Śląskiem, a przed wojną Rosję z Rzeszą – wjechał niewielki oddział kawalerii Wojska Polskiego. Po kwadransie za przednią strażą pojawił się gen. Stanisław Szeptycki. Na czele dalszych polskich oddziałów szła kompania powstańców śląskich. W ten uroczysty sposób raczkująca, niespełna czteroletnia RP, wykonując decyzję Ligi Narodów, zaczęła przejmować kawałek Śląska, który straciliśmy jeszcze za Kazimierza Wielkiego. Takich powrotów nasza historia wcześniej nie znała.
W „Polityce” w wakacyjnym Półprzewodniku czytam: „Śląsk to także Częstochowa z Jasną Górą na północy (...) pośrodku zaś (...) kraina z własną pustynią (Błędowską)”. W tekście artykułu mówi się też o Dąbrowie Górniczej i Sosnowcu, który „rozsławił przed wojną Jan Kiepura, a po wojnie Edward Gierek”. W „Gazecie Wyborczej” z 4 sierpnia czytam: „Znów tysiące Ślązaków przybyło wczoraj na pogrzeb Edwarda Gierka”. Wszystkie te fragmenty utrwalają, niestety, powszechną w naszym kraju niewiedzę geograficzno-historyczną o Śląsku i Ślązakach.
W autochtonicznych rodzinach na Śląsku Opolskim jeszcze niedawno rozwód był nie do pomyślenia. Gdy ktoś zostawiał żonę i odchodził z inną kobietą, odsuwali się od niego najbliżsi i otoczenie. A jeśli poszedłby po rozstrzygnięcie do sądu, pewnie musiałby wynieść się ze wsi. Śląskość znaczyła przez wieki święty niemal porządek rzeczy. Swojski Heimat, ta najmniejsza ojczyzna, miejsce przebywania od pokoleń, była dana raz na całe życie. Tak samo rodzina. Raptem wszystko się odmieniło.
Od czasu ujawnienia afery korupcyjnej, związanej z budową w Łodzi hipermarketu niemieckiego koncernu Metro AG, wokół tej firmy robi się coraz goręcej. Sprawą legalności kolejnych inwestycji w Krakowie i Warszawie zajmują się już właściwe prokuratury. Mechanizmy zbliżone do łódzkiego działały w całym kraju – mówi były wysoko postawiony pracownik Metra. Władze koncernu odpowiadają: Nie łamiemy prawa. Padliśmy ofiarą polskich przepisów.
Podróż na Śląsk to zaskakująca propozycja dla wszystkich, którzy znają ten region tylko z telewizyjnych migawek z życia górników i hutników. Jeżeli ktoś chciałby zobaczyć na żywo te miejsca, gdzie wykuwano potęgę PRL, musi się pospieszyć, bo w górniczym Zabrzu nie ma już czynnych kopalń, a w Gliwicach i Bytomiu pozamykano wszystkie huty. Ale Śląsk to także Częstochowa z Jasną Górą – na północy, a na południu piękne Beskidy, zaś pośrodku zielona pełna uroku kraina z własną pustynią, pałacami, muzeami, pomnikami, z unikalną historią, tradycjami kulinarnymi i tysiącem innych atrakcji.
Nigdy jeszcze stosunki między Berlinem a Gogolinem – tu ma siedzibę Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Niemców na Śląsku Opolskim, największa organizacja mniejszości niemieckiej w Polsce – nie były tak złe. Rząd RFN zamroził pomoc dla Fundacji Rozwoju Śląska, kontrolowanej przez gogolińskich działaczy, przez którą od 1993 r. płynął główny strumień pieniędzy z niemieckiego budżetu. Berlin ma pretensje o zarządzanie fundacją, do której trafiło już około 150 mln marek.
To największa płonąca hałda w Europie. Ma prawie 100 m wysokości, rozłożyła się na 30 hektarach i waży 17 mln ton. Nazywa się Skalny, choć kiedyś dzieci – po obejrzeniu „Niekończącej się opowieści” – nazywały górę Morla. Ta Morla nie jest jednak dobra. Nawet domowe kozy, które przecież zjedzą wszystko, nie chcą się paść u jej podnóża. Dymi, smrodzi, kurzy, cuchnie, zieje ogniem – zatruwa wodę, pola, drzewa i ludzi. Leży w środku Łazisk – kilometr od dwupasmówki łączącej Katowice z Ustroniem i Wisłą. Ten przemysłowy śmietnik, symbol degradacji śląskiej ziemi, żyje po swojemu. Kaprysi. Przy wysokim ciśnieniu bierze głęboki wdech, zasysa powietrze, przy niskim wydziela masy tlenku węgla, dwutlenku siarki, tlenku azotu. Te wydechy są przekleństwem dla połowy Śląska.
W internetowym raporcie UOP o „bezpieczeństwie państwa w aspekcie zewnętrznym i wewnętrznym” (POLITYKA 16) jedyną rozszyfrowaną z nazwy organizacją niosącą potencjalne zagrożenie dla Polski był Ruch Autonomii Śląska (RAŚ). Raport pojawił się dokładnie w 10 rocznicę powstania ruchu. Autonomiści, żyjący od kilku lat na politycznym marginesie Śląska, znaleźli się znów w świetle jupiterów. Teraz domagają się od premiera odwołania Janusza Pałubickiego za sugestie autorów raportów, że „działalność na rzecz upodmiotowienia mieszkańców Ziemi Śląskiej była inspirowana przez niemiecki Związek Wypędzonych”.
W województwie śląskim rozpadła się koalicja Akcji Wyborczej Solidarność i Unii Wolności. Radni z AWS widzą w tym spisek centralnych władz UW i SLD, które traktują Śląsk jako poligon doświadczalny dla przyszłej koalicji parlamentarnej. Jaki to może mieć wpływ na funkcjonowanie koalicji rządowej, której liderzy związani są przecież ze Śląskiem?