Raz do roku znakomitości sceny i ekranu zjeżdżają na kilka dni do Międzyzdrojów, aby porozmawiać, zjeść, napić się i zadać gwiazdorskiego szyku. W tym roku największym blaskiem nieoczekiwanie zaświecił szef festiwalu, który w trakcie imprezy został ministrem kultury.
Wielka Loża Komentatorów POLITYKI
drużyn jednak nie stać na takie gesty. Sławomir Mizerski: – Ale czy nie było tu elementu reżyserii? Czy nie był to w wykonaniu Turków zaplanowany przez FIFA gest wobec gospodarzy, którzy po paru decyzjach sędziów przestali być lubiani przez kibiców futbolu na świecie? Kondrat: – Ja
Mundial dobrnął do półfinałów, w których zagrają Niemcy z Koreą, a Brazylia z Turcją. Czy taki zestaw można uznać za sensację? Zdaniem Jerzego Pilcha – nie. – W końcu nadal trzymają się faworyci: Brazylia, Niemcy. Jest gospodarz, to też w końcu żadna sensacja. No i Turcja, czarny koń pojawiający się regularnie w każdej imprezie. Czyli w sumie było to dziecinnie łatwe do przewidzenia.
mundialu: „sprawa koreańska”.Mizerski: – Okazało się, że ta Korea to strasznie mocna drużyna, której trzeba strzelić przynajmniej trzy bramki żeby wygrać 1:0. Z drugiej strony odnoszę wrażenie, że oni grają jak cyborgi, może nawet lepiej niż potrafią.Walter: – Tylko baterie
Kończy się druga faza mistrzostw. Brazylia gra dalej, chociaż nie zachwyca, Meksyk niespodziewanie padł w meczu z USA, Danię pogrąża własny bramkarz, nudne Niemcy pokonują heroiczny Paragwaj, a ulubieńcy loży – Senegalczycy idą jak burza. Inni ulubieńcy, Irlandczycy, po dramatycznym boju przegrywają w karnych z Hiszpanią. Tymczasem w mundialu coraz więcej dni bez meczów.
, który już jest wart na moje oko, panie marszałku, ile? Pięćset, sześćset tysięcy?Tusk: – Więcej. Z milion dolarów jest wart.Walter: – No i wreszcie na końcu mojej listy te twarze naszych jak z poczekalni u dentysty. Jakże inne od twarzy Senegalczyków...zapisał Sławomir Mizerski
Polska przegrała z Portugalią 0:4. Dla nas to już koniec tego mundialu, w meczu ze Stanami Zjednoczonymi będziemy walczyć co najwyżej o jakiegoś honorowego gola na mistrzostwach świata. Smutno. Po szesnastu latach nieobecności wróciliśmy do światowej ligi na chwilę i teraz wracamy na swoje zwykłe miejsce.
Włochami i Anglia z Japonią. Zostają Włosi, Brazylijczycy, Niemcy i Anglia. Włosi i Brazylijczycy będą grali najpiękniej. I oni wystąpią w finale.Walter (z uporem): – A kto obstawia w półfinale Senegal i Japonię?Reszta loży przy całej sympatii dla tych drużyn uznała, że jednak prezes Walter przesadził.Relacjonował Sławomir Mizerski.
Amok ogarnął piłkarski świat. Mundial 2002 w Korei i Japonii trwa.Wielka Loża Komentatorów POLITYKI zebrała się, by ocenić pierwsze dni rozgrywek. W dyskusji udział wzięli: Marek Kondrat, Jerzy Pilch, Grażyna Torbicka, Mariusz Walter, Donald Tusk. Redakcję reprezentowali Jerzy Baczyński, Zdzisław Pietrasik oraz Sławomir Mizerski, który wynurzenia komentatorów zrelacjonował.
. – Ze względu na tę słabą dostępność transmisji nie żyję tym. Zwroty akcji Tuż przed mundialem organizatorzy ogłosili, że będą to mistrzostwa najlepsze z dotychczasowych. Czy po trzech dniach rozgrywek rzeczywistość dostraja się do tej tezy? Sławomir Mizerski: – Muszę powiedzieć, że na razie nie
W Polsce rośnie liczba zawodów, do wykonywania których same szczere chęci i umiejętności to za mało. Dostępu do nich bronią elitarne samorządy zawodowe, uprawnione do decydowania, kto i na jakich zasadach może zostać ich członkiem. Swoje samorządy mają już prawnicy, lekarze, komornicy, weterynarze, aptekarze, architekci, urbaniści, inżynierowie budownictwa, a w kolejce stoją fizykoterapeuci, diagności laboratoryjni, kominiarze, przymierzają się dziennikarze. Dziś, kiedy o dobrą pracę trudno, zawody do tych zawodów stają się szczególnie brutalne.
Z okazji mistrzostw świata w piłce nożnej powołaliśmy doborowe gremium znawców i miłośników futbolu, którzy specjalnie dla Państwa będą co tydzień oceniać przebieg mundialu. Oto skład naszej reprezentacji: Marek Kondrat, Jerzy Pilch, Grażyna Torbicka, Mariusz Walter, Donald Tusk.
o ósmej przed telewizorem po ataku na Nowy Jork, kiedy wydawało się, że za chwilę wybuchnie wojna światowa. Teraz powtarzać to tylko po to, żeby oglądać słaby mecz, to może być dramat. – Kiedy oglądam, lubię pić piwo, ale jak tu pić piwo o ósmej rano? Na razie jeszcze tego palącego problemu nie rozwiązałem – rozkłada ręce marszałek Tusk. Relacjonował Sławomir Mizerski
We wsi pod Białymstokiem szkołę, którą likwidowała gmina, z konieczności przejął rolnik. Operacja się udała, pacjent przeżył, ale co to za życie? – zastanawiają się nauczycielki.
orkiestra gra, tak trzeba tańcować, niestety – powiada zagryzając baleronem. Sławomir Mizerski Najważniejsze wyścigi Wyścig Pokoju awansował w tym roku do drugiej kategorii kolarskich imprez wieloetapowych. Daje mu to w międzynarodowej hierarchii osiemnaste miejsce, dzielone z jedenastoma innymi
W białostockim teatrze od miesięcy trwa próba sił między p.o. dyrektora popieranym przez prawicowy zarząd województwa a znaczną częścią zespołu, który zarzuca swojemu szefowi brak kompetencji i wprowadzenie atmosfery terroru. Scena pogrąża się w chaosie, a miłośnicy teatru śledząc ten spektakl nie bardzo wiedzą czy to dramat, czy raczej komedia.
udziela dalszego poparcia p.o. dyrektora w jego wysiłkach reformowania teatru (chociaż mimo wszystko nie mianuje go dyrektorem). Nad wszystkim w dalszym ciągu czuwa odpowiedzialny za kulturę członek zarządu, magister techniki z wykształcenia i ma nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Scena się kończy, ale ponieważ publiczność nie jest pewna, którzy bohaterowie są w końcu źli, a którzy dobrzy, oklaski się nie rozlegają. Sławomir Mizerski
Dzięki inwazji kamery przesunęła się granica tego, co dopuszczalne i przyzwoite. Swoje elektroniczne oczy mają nowoczesne biurowce, urzędy, korytarze bloków mieszkalnych, stadiony, eleganckie butiki, supermarkety, windy, fabryki, podziemne przejścia, ruchliwe skrzyżowania ulic.
detektywistycznych, zajmujących się telewizją przemysłową. Kamery coraz częściej znajdują się w miejscach, gdzie w ogóle się ich nie spodziewamy: na osiedlach, cmentarzach (na cmentarzu komunalnym w Sopocie 1 listopada odstraszają złodziei kwiatów i zniczy), w szpitalach. Władze Łodzi zastanawiają
Ustalanie jak ma wyglądać Świątynia Opatrzności Bożej trwało ponad dwa wieki. Kiedy półtora roku temu w drodze konkursu kwestię tę wreszcie rozstrzygnięto, okazało się, że zwycięski projekt, mimo że ładny, jest nie do przyjęcia, bo za mało przypomina kościół rzymskokatolicki, a za bardzo – kryształowy żyrandol ustawiony na pogańskim kurhanie. Rozpisano następny konkurs, którego wyniki prymas Glemp ogłosił kilkanaście dni temu.
Biznesmen Paweł Bereza ma pozycję, pieniądze i znajomości. – Wszystkiego nauczyłem się sam i trwało to długo. Dlatego zazdrościłem tym, którzy mieli łatwiej. Oni po prostu uczyli się w dobrych szkołach. Dlatego Paweł Bereza wymyślił, że stworzy w Polsce ekskluzywną szkołę z internatem. – Mogłaby produkować Polaków idących do Europy, ludzi sukcesu.
Bezkompromisowa, niezawisła, ładna. Jej pryncypialność miała nowemu rządowi przynieść sympatię ludzi, którzy się boją przestępczości i niewydolnego wymiaru sprawiedliwości. Ale gwiazda Barbary Piwnik przygasa. Styl, w jakim pani minister publicznie broniła powołanego przez siebie prokuratora krajowego Andrzeja Kaucza, wywołał pytanie, czy ta wybuchowa, uparta, humorzasta i zawzięta wobec krytyków sędzia w ogóle nadaje się na ministra.
– Nietuzinkową postacią jestem – przyznaje Dariusz Rozum, który pieniądze posiada i którego osoba znajduje się na pewno w dziesiątce najbogatszych krotoszynian. Ma rzeźnictwo, handel nieruchomościami, lokal Disco Mercury, a od niedawna także pięciu zawodników sumo, których nabył za tysiąc osiemset złotych i dziesięć par dresów od Ludowego Klubu Sportowego Ceramik Krotoszyn.
Do stawienia czoła atakowi biologicznemu przygotowywano nas od dziesięcioleci na lekcjach przysposobienia obronnego. Wygląda na to, że był to czas stracony. Wchłanialiśmy mnóstwo bezużytecznej wiedzy, wkuwaliśmy drobiazgowe procedury, ale okazało się, że nie mamy pojęcia, jak naprawdę może wyglądać wojna przy użyciu wirusów. Do dziś nie wiedzieliśmy nawet, że jest możliwa.
się pałatką, mokrym prześcieradłem albo chociaż gazetą – przypomina sobie Jacek, lat 48, psycholog.W ten sposób można było przetrwać pierwszą falę uderzeniową. Jak jednak obronić się przed obłokiem promieniotwórczym? Otóż najprościej było założyć gumowy płaszcz ochronny OP-1 lub znaleźć
W Mielcu, twierdzi związkowiec z Solidarności Marian Kokoszka, ludzie gapią się w telewizor, ale wyłapują tylko to, co są w stanie zrozumieć. Dlatego nie rozumieją Polski, o której mówi Rokita czy Płażyński, ale doskonale rozumieją Polskę, o której mówią Lepper, Wrzodak, Macierewicz. – A potem myślą tym, co usłyszeli, z tego budują obraz – narzeka Kokoszka, który apatię ludzi wyczuwa doskonale.
państwem nie chce mieć nic wspólnego, ma tego państwa dość i jest absolutnie anty. Ale dokładnie anty czemu? – Dokładnie to anty czemu pan sobie chce. Sławomir MizerskiFotografie: Krzysztof Łokaj
Polskie lęki były dotychczas doskwierające, ale przyziemne: bieda, bezrobocie, przestępczość. Atak na Amerykę dorzucił jeszcze jeden temat, a słowa polityków: zbiorowy odwet, recesja, globalna katastrofa gospodarcza – dołożyły swoje. Za pośrednictwem mediów ludzie wyraźnie usłyszeli: Polska jest w stanie wojny. To nie mogło pozostać bez echa. 65 proc. ankietowanych przez CBOS sądzi, że wydarzenia w USA mogą doprowadzić do wojny światowej. Jak z tym żyć?
bardziej dramatyczne. Globalna rzeczywistość rodzi globalne skutki, przed którymi jednostka nie jest w stanie indywidualnie zabezpieczyć się, bez względu na to, gdzie żyje. Sławomir MizerskiKiedy przestaniemy się baćCo się dzieje z ludźmi, którzy przeżyli katastrofy, wybuchy, klęski
Ludziom o wiele łatwiej przychodzi dziś pisanie książek niż ich lektura. Myśl przelewana jest na papier obficie i bez umiaru. Aby ją śledzić, nie wystarczy już czytać tradycyjnie, słowo po słowie. Trzeba czytać znacznie szybciej. Jak szybko? Na przykład tak, żeby z poniższym tekstem (1620 słów) zapoznać się w pięć sekund.
Weronika, tegoroczna maturzystka, o tej niecodziennej ofercie dowiedziała się z telewizji. Najpierw zadzwoniła do urzędu, żeby upewnić się, że to nie żart, potem do rodziców, żeby upewnić się, że nie mają nic przeciwko (mieli, ale tylko przez moment). Teraz duże, brązowe oczy Weroniki śmieją się na myśl o tym, że być może niedługo wyjedzie do Francji, ubierze pluszowy łeb Kaczora Donalda i zacznie nowe życie w Disneylandzie.
Normalny człowiek musi uważać grę w golfa za beznadziejną męczarnię, bo – jak stwierdził kiedyś Winston Churchill – celem jest uderzenie bardzo małą piłką w jeszcze mniejszy dołek narzędziami wyjątkowo źle skonstruowanymi do tego celu. Sytuację golfa w oczach normalnego człowieka dodatkowo pogarsza fakt, że gra w niego trwa upiornie długo (trzy do czterech godzin), wymaga chodzenia, a za wszystko trzeba jeszcze słono płacić. Normalny człowiek zupełnie więc nie rozumie, dlaczego z uporem godnym lepszej sprawy w golfa na całym świecie gra sto milionów ludzi.
pól będzie w Polsce sto – wyciąga rękę Janusz Hewell, wielki optymista. Słowniczek golfa driving range - obszar służący do trenowania długich i średnich uderzeń drive - uderzenie piłki z obszaru tee driver – kij typu wood (dawniej drewniany, obecnie np. z tytanu) o numerze 1 służący do
Urzędnicy wątpili, okoliczni gospodarze przyglądali się, kręcili głowami. Po cichu rozpowiadali, że Raczkowski dom publiczny na bagnach stawia. Słabsza psychika by się załamała, ale nie on. – Uparty jestem i jak mi coś odradzają, zaraz to robię. To co zbudowałem, powstało dzięki temu, że mnie zniechęcali.
Wyluzowany Janusz Dzięcioł powtarza do kamery, że nie lubiłby siebie, gdyby się zmienił, dlatego się nie zmieni, chociaż kto wie, co sława przyniesie. Szołbiznes, mówią ludzie, jest jak walec, każdego rozgniecie, każdą głębię duchową zniweluje. Czy normalny człowiek po wygraniu bardzo popularnego programu telewizyjnego może z wygranym półmilionem złotych w kieszeni wrócić do bloków, do pracy?
George Bush, ojciec wizytującego właśnie nasz kraj prezydenta USA, odwiedził Polskę sześć razy, w tym dwa jako urzędujący prezydent. Najbardziej doniosła była wizyta numer dwa w 1989 r., tuż po słynnych polskich wyborach parlamentarnych 4 czerwca, ale za najbardziej niezwykłą uchodzi wizyta numer jeden z 1987 r. Bush, wtedy jeszcze wiceprezydent w ekipie Ronalda Reagana, przybył do Polski rządzonej przez komunistów i oficjalnie wrogiej Stanom Zjednoczonym. Najbardziej pamiętnymi momentami tamtego pobytu były: spotkanie z Lechem Wałęsą, wspólny obiad z liderami wciąż zdelegalizowanej Solidarności, bezprecedensowe przemówienie „na żywo” w polskiej telewizji, a także nieoczekiwane wizyty złożone państwu Salwowskim i państwu Dąbrowskim – rolnikom z gminy Łomianki.
Dwie rozgłaszane o Wiesławie Walendziaku prawdy są tak różne, że niemal identyczne. Przyjaciele mówią: postać wybitna, bezkompromisowa i moralnie czysta, walcząca o cele zasadnicze. Przeciwnicy z prawicy mówią: pazerny na władzę intrygant, bezwzględny w walce o wpływy (ci z lewicy dorzucają jeszcze: bolszewik z krzyżem). Obie opinie sugerują osobowość wykutą z jednorodnej bryły, starannie pokrytą ideologicznym teflonem. Ale obie zdają się pomijać fakt, że Wiesław Walendziak to także osobowość subtelnie pęknięta, niemal hamletowska. Twierdzi, że całkiem często powraca do niego dylemat: być albo nie być. W polityce, oczywiście.
, że w sejmowych kuluarach część polityków omija Wiesława Walendziaka łukiem. Nie dlatego, że go nie lubią. Raczej dlatego, że na wszelki wypadek wolą trzymać się od niego z daleka.Przyznaje, że on sam, jak wiele innych osób, także miał epizod zakochania się w Wiesławie Walendziaku. – Potem, jak wiele innych osób, pytałem samego siebie: dlaczego? I szczerze mówiąc, do dziś nie umiem znaleźć odpowiedzi.Sławomir Mizerski
Mariusz Łukasiewicz twierdzi, że w jego pracy wszystko zaczyna się od wizji. Miewa je w rozmaitych okolicznościach, na przykład gdy jedzie samochodem lub chodzi po gabinecie. Ale nie przychodzą codziennie. – No, może raz na tydzień, to już jest nieźle. Niedawno okazało się, że wizje Mariusza Łukasiewicza warte są 350 mln dolarów. Dwa miesiące temu 75 proc. akcji stworzonego i kierowanego przez niego Lukas Banku postanowił wykupić potężny francuski bank Credit Agricole.
Wszystko trwało może godzinę, ale w ciągu tej godziny Teresa Kołodziejek, paląc papierosa za papierosem, przeskoczyła z jednej Polski do drugiej. Zabrała ze sobą telewizor, ciuchy, szafki kuchenne i parę drobiazgów. Chciała też zabrać regał, ale rozsypał się, gdy tylko go ruszyła.
Jedni uważają go za Balcerowicza polskiej piłki, inni twierdzą, że najważniejszy dla niego jest on sam. Zdobył sławę, pieniądze, tytuł najwybitniejszego polskiego piłkarza 80-lecia oraz fotel wiceprezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej. Jak twierdzi, ma już wszystko, czego potrzebuje, a pracuje dlatego, że lubi. Nie pragnie być trenerem reprezentacji ani politykiem, ale jego krytycy są pewni, że jeśli Zibi mówi, że czegoś nie pragnie, to znaczy, że będzie chciał to osiągnąć.
całej polskiej piłce. Jeśli mu się nie uda, na pewno stanie się celem ostrych ataków. – Ale jeśli wygra tę grę, będzie partnerem dla najważniejszych ludzi w Polsce, a wtedy nie wiadomo, gdzie skończy – przewiduje dobrze znający Bońka dziennikarz.Sławomir Mizerski
Marian M. twierdzi, że przez szczere spojrzenie oraz elokwencję Stefanii W. – byłej wspólniczki, stracił 200 tys. zł, dlatego od roku robi wszystko, żeby Stefanię W. wsadzić za kratki.
Chociaż polskie dziecko ma obowiązek uczenia się przez co najmniej dwanaście lat, w czasie których spędza w szkolnych murach średnio pięć do siedmiu godzin dziennie, większość rodziców szkoły swoich dzieci zna jedynie ze słyszenia lub z rzadkich wizyt na wywiadówkach. Zapracowany rodzic powierza dziecko szkole z pełnym zaufaniem i jeśli nie sprawia ono trudności, sam najchętniej o istnieniu szkoły zapomina.O instytucji tej przypominają mu od czasu do czasu media i rozmaite instytucje publiczne, a informacje, jakie mają do przekazania, nie napawają otuchą. Niedawno swój raport o sytuacji w polskich szkołach ogłosiła Najwyższa Izba Kontroli. Wyłaniający się z raportu obraz polskiej szkoły jest groźny i ponury. Dokument sugeruje, że szkoła to jedno z najbardziej podejrzanych miejsc, jakie odwiedza młodzież. Jak naprawdę wygląda szkoła, której powierzamy nasze dzieci? Czy wiemy, dokąd wychodzą co rano i jaką rzeczywistość napotykają za szkolnym murem? Czy dzisiejsza szkoła wciąż przypomina starą, poczciwą budę sprzed piętnastu, dwudziestu lat, którą z sentymentem wspominają rodzice dzisiejszych uczniów? Na te pytania próbuje odpowiedzieć nasza reporterska relacja.
. Najbardziej rozpowszechnione narkotyki to marihuana i haszysz (18 proc.), środki wziewne (12 proc.) i tabletki (12 proc.). Z amfetaminą miało kontakt 9 proc. badanych, z ekstazy 3 proc., a z kokainą 2 proc. Ponad 1/3 uczniów twierdzi, że narkotyki najłatwiej kupić w szkole lub w jej okolicach
Dokąd wychodzą co rano nasze dzieci?
, który pragnie podkreślić, że na swoją młodzież nie może się uskarżać, a nad szkodliwymi zjawiskami panuje, gdyż dysponuje monitoringiem, ochroniarzami i przynajmniej dwójką nauczycieli na korzytarzu podczas przerw. O Zespole Szkół Mechanicznych nr 1 w Krakowie NIK także nie jest najlepszego zdania
We wrześniu 1999 r. w katowickim biurze Andrzeja Boguckiego, oficjalnego dystrybutora zegarów Tissot, Longines i Bodet na Polskę, zadzwonił telefon. Kobiecy głos w słuchawce poinformował go, że stołeczny Pałac Kultury chciałby mieć wielki zegar na czterdziestym piętrze. Głos zapytał, czy on mógłby taki zegar zrobić.
Orientacyjny kierunek, w którym znajduje się lepsza przyszłość, potrafi w Siemiatyczach wskazać palcem każde dziecko, a jej obiecujący zapach czuć już na miejscowym dworcu, gdy w każdy piątek o siódmej rano otwierają się drzwi klimatyzowanego autobusu Volvo, jeżdżącego na linii Siemiatycze–Bruksela.
– rozkłada ręce Halina Wysocka, dyrektorka Gimnazjum nr 1 w Siemiatyczach, w którym takich dzieci jest 20 proc. Kiedy kończy się lato i bociany z podsiemiatyckich łąk odlatują do ciepłych krajów, do Siemiatycz wracają z Belgii kobiety, żeby wyprawić swoje dzieci do następnej klasy. Dyrektor
W starym dworzyszczu w mieście Braszow działa restauracja urządzona w stylu średniowiecznym. Pod kwaśną ciorbę i klopsiki z baraniny kwintet smyczkowy miejscowej filharmonii przygrywa gościom cygańskie kawałki; arie z „Traviaty” wykonują, przechadzając się między rzędami stolików, zawodowi śpiewacy operowi, a dwie sympatyczne gimnastyczki urozmaicają całość szpagatami i staniem na rękach. Wszyscy oni pracują tutaj, żeby dorobić i dociągnąć jakoś do pierwszego. Zagranicznemu klientowi przychodzi na myśl, że ów absurdalny koktajl cygańszczyzny, wysokiej sztuki i gimnastycznego wyczynu w średniowiecznych dekoracjach to metafora dzisiejszej Rumunii.
Od kilkunastu dni w Wyższej Szkole Dziennikarskiej im. Melchiora Wańkowicza panuje chaos. Nowe władze nie mogą rządzić, bo stare władze zamknęły się na kłódkę i nie chcą oddać uczelni. Bezradni są studenci, policja, a nawet minister edukacji.
Gavin Hood pochodzi z Republiki Południowej Afryki i właśnie kończy film „W pustyni i w puszczy”, chociaż wcale go nie zaczynał.
jakąś atrakcyjną kwestię. – Wszyscy są nią zachwyceni, na rękach ją noszą. Nie wiem, co to w domu będzie – zastanawia się tata. Nel zapewnia, że będzie dobrze, bo zaraz po przyjeździe wyśpi się, naje się ruskich pierogów i zadzwoni do koleżanek. Sławomir Mizerski z Tunezji
Od kilku lat na trasach polskich rajdów samochodowych trwa ostra jazda. W maszynach z najwyższej rajdowej półki kierowcy rywalizują już nie o minuty, ale o ułamki sekund. Niestety, drogie rajdowe cacka są tak szybkie, że nie nadąża za nimi wyobraźnia organizujących rajdy działaczy. – Ci ludzie to anachronizm. Ich dobre samopoczucie oraz niekompetencja stanowią zagrożenie dla sportu samochodowego – uważają czołowi polscy rajdowcy.
). • Startujący w tych 8 rajdach muszą mieć najwyższą licencję rajdową R-1 (ma ją ok. 70 czynnych polskich rajdowców). • Druga liga kierowców (licencje R-2) ściga się w osobnym cyklu 9 rajdów, na których można zdobyć punkty potrzebne do uzyskania licencji R-1. Największe sukcesy polskich kierowców
Ryszard Olchowik wyruszył w drogę w osiemdziesiątym dziewiątym, 14 sierpnia rano. W Warszawie następował symboliczny koniec Peerelu, ale tu – na wschodniej granicy – czuło się pewną nerwowość służb mundurowych, doskonale widoczną na spoconej twarzy grubego pogranicznika, który na stacji Zubki Białostockie zatrzymał i obezwładnił Ryszarda Olchowika pytaniem: – Dokąd? – Zamierzam obejść cały kraj, idąc od jednego słupka granicznego do drugiego – wyjaśnił uprzejmie Olchowik. W Warszawie mówiło się właśnie o rządzie z udziałem Solidarności. W Zubkach Białostockich spocony pogranicznik po długim namyśle odpowiedział: – Dobra, niech pan idzie – Ryszard Olchowik, nauczyciel wuefu z Gniezna, zrozumiał, że rozpoczyna wędrówkę po kraju zupełnie innym niż ten, w którym żył przez 38 lat.
zdarciu dziesięciu par butów Ryszard Olchowik nagle zorientował się, że to już koniec. Zdjął plecak, westchnął, jego zegarek pokazywał dziewiątą czterdzieści. Na swój wielki triumf czekał jedenaście lat, teraz musiał poczekać jeszcze dwadzieścia minut. Sławomir MizerskiFotografie: archiwum Ryszarda Olchowika oraz Wojciech Druszcz
Dla przyjezdnych Warszawa to wyzwanie, zwykle pierwsze w życiu. Przybywają do niej z wielkiej, martwej pustki, która raz nazywa się Radom, innym razem Łomża, Koło lub Ostrołęka.
Po niepokojach na wsi, w przemysłach mięsnym i zbrojeniowym, ostry konflikt zatrząsł także środowiskiem kaskaderów filmowych. Sprawy zaszły tak daleko, że przedstawiciele skonfliktowanych stron przestali mówić sobie „dzień dobry”, zaś kaskader C. rozporządzenie ministra kultury, będące przedmiotem sporu, nazywa „normalnym kurestwem”.
Adamowskiego pusty śmiech ogarnia Krzysztofa Fusa, człowieka, który, jak sam powiada, w polskiej kaskaderce dokonał rzeczy największych. To on wpadł pod pociąg we „Wszystko na sprzedaż”, skoczył z galopującego konia do studni w „Wilczych echach”, a w „Agencie nr 1
Ciemna masa paraliżuje stolicę. W trakcie zakończonego dwa tygodnie temu remontu Trasy Łazienkowskiej operator maszyny zwanej rozściełaczem wlał do studzienki ściekowej sześć ton asfaltu, który podczas burzy zaczopował jeden z głównych kanałów ściekowych miasta. Ten robotniczy czyn nie pozostawił obojętnym nikogo, zwłaszcza zaś zalanych wodą mieszkańców Powiśla.
Wszystko wydawało się przesądzone: ostatni piątek miał być najgorszym dniem w historii Rawy Mazowieckiej. Tego dnia miał zapaść wyrok na miejscowe zakłady mięsne i ich tysiącosobową załogę. Wyrok na szynkę Krakus, rawskie kabanosy, a przy okazji na miasto Rawę miał wydać amerykański koncern Smithfield Foods oraz jego właściciel, potężny Joseph W. Luter III.
Kilkanaście dni temu minister spraw wewnętrznych i administracji unieważnił decyzję o rozwiązaniu Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, podjętą w stanie wojennym. W wyniku inicjatywy ministra już niedługo liczba działających w kraju stowarzyszeń o nazwie Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich wzrośnie do dwóch. Plus Stowarzyszenie Dziennikarzy RP.
Gdy w Wielki Piątek dyrektora Zakładu Telekomunikacji w Pile Stanisława Z. aresztowano, w pilskiej elicie władzy zawrzało, bo przecież trudno było pojąć, że kogoś takiego jak dyrektor Z. można po prostu zamknąć. Elita z dyrektorem Z. grillowała, polowała, grała w tenisa i miała do niego pełne zaufanie, ponieważ na przyjęciach u dyrektora bywali ludzie z pierwszych stron gazet. Aż do Wielkiego Piątku dyrektor wydawał się postacią wielką jak, nie przymierzając, hotel Rodło w Pile. Ale gdy tego dnia opuszczał budynek prokuratury, był już o wiele mniejszy.
Obraz, który obiegł świat i na zawsze zapadł w pamięć mieszkańcom Suwalszczyzny: Ojciec Święty bielutki jak łabędź na dziobie stateczku przemierzającego majestatycznie Kanał Augustowski. W tle puszcza sklepiona jak katedra. Rok temu widok wzruszonego papieża wzbudzał entuzjazm i nadzieję. Co z tego entuzjazmu pozostało na Suwalszczyźnie dzisiaj?
próbowała przecisnąć się jak najbliżej syna. Wtedy Patryk, chłopiec bardzo wrażliwy, naprawdę nie wytrzymał: – Nie będziesz (...) moją mamusią rządził! – krzyknął tak, że aż mu grzywka opadła, a zły major spasował. Sławomir Aleksandrowicz, dyrektor Żeglugi Augustowskiej, dokładnie rok temu
„Jama, kretowisko, żyrandol ustawiony na kopcu” – oceniają projekt Świątyni Opatrzności jego krytycy. Zwolennicy są zachwyceni niezwykłą formą i bogactwem symboliki. Prymas cieszy się, że w mającej wiele pięknych świątyń stolicy stanie jeden projekt inny, pobudzający do dyskusji.
Przez wiele kwietniowych i majowych tygodni w Polsce (wyłączywszy nieco zachodnich i południowych obrzeży) nie spadł obfity deszcz. W dzień uprawy na polach i w sadach paliło słońce, za to w nocy niszczył je przymrozek. Choćby teraz zaczęło nawet lać jak z cebra, stało się: wymarzły zboża, wyschły łąki, spłonęły hektary lasów. Prognozowana katastrofa w rolnictwie powoli staje się faktem. Rolnikom puszczają nerwy, samorządowcy i związkowcy coraz głośniej domagają się ogłoszenia stanu klęski żywiołowej.
ściółki, mierzona o godz. 9 rano, spadła tam bowiem do 3–4 proc., co oznacza, że o godz. 15 mogła wynosić zero. Najtrudniejsza sytuacja (patrz mapka) panowała w centralnym pasie Polski wyznaczanym miastami Lublin, Piła, Zielona Góra, Toruń, Radom, Warszawa. Od 1 do 15 maja – informuje
W minioną sobotę na kilka godzin zjechał do Gniezna Sejm. Posłowie podjęli uchwałę w 1000 rocznicę Zjazdu Gnieźnieńskiego, zjedli obiad i udali się na weekend. W Gnieźnie została po nich odremontowana aula, pięćset nowiutkich foteli oraz wątpliwość, czy tak spektakularne, historyczne wydarzenie w ogóle jest Gnieznu do czegoś potrzebne.
. Czy da się w niej znaleźć dosyć ciekawych wydarzeń, których rocznice można by co roku hucznie obchodzić? Optymiści twierdzą, że aby znaleźć, trzeba pilnie szukać. W przeciwnym razie na kolejną okazję do uroczystych obchodów przyjdzie Gnieznu poczekać aż do roku 2025, kiedy to minie tysiąc lat od koronacji Bolesława Chrobrego na króla Polski. Sławomir Mizerski
Janusz Pałubicki jest politykiem oszczędnym w słowach, ascetycznym. Za to, gdy już zaczyna mówić, często uruchamia lawinę nieporozumień i ukazuje tajemnicze rozpalone oblicze człowieka, który albo nie do końca panuje nad własnym słowem, albo tym słowem w niewiadomym celu gra.
niechętnie albo wcale. Gdy już zaczyna mówić, dość łatwo przychodzi mu rzucanie oskarżeń, formułowanie kategorycznych sądów, o czym w swoim czasie przekonali się prezydent Aleksander Kwaśniewski, generał Sławomir Petelicki i wiceminister Wojciech Brochwicz z MSWiA. Ten ostatni w wywiadzie dla „Gazety
Ruch odmówił kolportowania miesięcznika „Zły”, wydawanego przez żonę Jerzego Urbana. Wydawca zarzuca kierownictwu firmy chęć zniszczenia „Złego” i stosowanie praktyk cenzorskich, czego dowodem miało być wycofanie pisma z kiosków. Czy urzędnicy państwowej firmy mającej dominującą pozycję na rynku kolportażu prasy mają prawo pogrążyć legalnie działające pismo?