The Pretenders śmiało stają w szranki z młodymi konkurentami do walki o serca słuchaczy.
Płyta wciąga słuchacza w świat odmienny od festiwalowo-komercyjnej młócki, dowodząc, jaką wartością może być uspokojenie wszechobecnego dygotu i ucieczka od codziennej oczywistości.
Warto „Check Shirt Wizard” dołączyć do kolekcji.
Lucinda Williams wydaje się niezdolna do wydania słabej czy przeciętnej płyty.
To muzyka intensywna, pełna pasji i dojrzałości.
To dzieło pokazujące, że jego twórca nadal dysponuje tą magią, którą czarował pokolenia ludzi na całym świecie.
Jest rockowo, gitarowo, profesjonalnie, śpiewnie i nienowocześnie.
To muzyka, jakiej nad Wisłą słuchało się, zanim wszystko z dnia na dzień stało się jeszcze lepsze.
Debiut Dirty Shirley stoi warsztatowo na wysokim poziomie, a przyszłość dopiero pokaże, czy pozostaną w tej konserwatywnej estetyce.
Ten stary piec nie jest rozgrzany do czerwoności, diabeł w nim palący nie taki straszny, ale są momenty.
Mam wrażenie, że Danzig zrobił tą płytą przyjemność raczej sobie niż fanom muzyki.
Silnie lansowane współczesne gwiazdki zepchnęły muzykę proponowaną przez Zoe do określonej niszy na rynku – niszy, do której należy zaglądać.
Płyta trudna i ponura, ale w swoim gatunku bardzo dobra, tyle że nie dla każdego.
Klasyczny repertuar zbudowany na kompozycjach mistrzów gatunku.
Na płycie słyszymy świetną wokalistkę ze znakomitym zespołem, dowodzącą, że jej imponujący głos to nie rezultat studyjnych zabiegów technicznych, ale prawdziwy dar od losu.
To nie płyta dla mięczaków, a Parkway Drive podczas swojej metalowej inwazji nie biorą jeńców.
Cała płyta utrzymana jest w łagodnym, minorowym tonie.
„Naked Garden” to de facto aneks do poprzedniego albumu.
Muzyka na płycie bardzo nienowoczesna, ale za to po mistrzowsku wykonana.
Urodzony w Williamstown w stanie Massachusetts amerykański bluesowy gitarzysta i wokalista Albert Cummings zaczynał swoją karierę zawodową jako budowlaniec.
Huey Lewis wraz ze swoim zespołem The News największe sukcesy odnosił w latach 80. minionego wieku.
Kalifornijska grupa Green Day 20 z górą lat po debiucie wydała właśnie swoją najnowszą, 13. płytę „Father of All…”.
Muzyka The Cadillac Three, pozbawiona tandetnych atrybutów disco polo i obowiązkowych „łapek w górę”, zaraża swoją nieudawaną autentycznością.
Ellis nie odkrywa nowych lądów, jedynie potwierdza, że na jego terenie mało kto może z nim stanąć w szranki.
Muzyka country dawno już opuściła swoje odosobnione miejsce w amerykańskiej kulturze.
Trzeba mieć wielkie zaufanie do siebie i swojej marki, żeby wydając po kilkunastoletniej przerwie nową płytę, zatytułować ją po prostu „Who”.
Wokalista, gitarzysta i kompozytor Marcus King wychowywał się w domu pełnym muzyki. Jego ojcem był bluesman Marvin King, a młody Marcus bardzo chciał pójść w ślady ojca.
Każda z piosenek to oddzielne dzieło sztuki, a cała płyta jest wielką lekcją kultury muzycznej i mistrzostwa wykonawczego.
Płyta nie wymaga wysiłku intelektualnego, ale słucha się jej z przyjemnością.
Są stylowe gitary, dobry wokal, zawodowe brzmienie, ale brakuje tej iskry, która podnosi niepostrzeżenie temperaturę płyty.
Muzycy pozostają wierni swojej wersji minimalistycznego surowego blues rocka.
Nieprzerwana inwazja szorstkiego, męskiego gitarowego rocka.
Bezpretensjonalna, nieskomplikowana porcja muzyki ciągle dalekiej od prostactwa disco polo.
Czy 50 lat po Beatlesach warto być pogrobowcem największego zespołu w historii?
Już pierwsze dźwięki otwierającego całość „Come Together” wbijają w fotel, szczególnie, jeśli słucha się tego na dobrym sprzęcie.
Doskonała próbka testowa dla początkujących i duża porcja stylowego grania i śpiewania dla zaawansowanych.
Blind Boys of Alabama to klasa sama w sobie.
Zapał i energia, z jaką The Dead Daisies prezentują swoje wersje 10 wielkich rockowych dzieł, każą przynajmniej docenić ambicję artystów.
Sławne nazwisko może być przepustką do świata ludzi rozpoznawalnych, ale także obciążeniem wynikającym z wygórowanych oczekiwań.
Era przepakowywania klasycznych lub mniej klasycznych płyt różnych wykonawców nadal trwa.
Wszystkie utwory po remasteringu brzmią porywająco i przebojowo, bez względu na rok premiery.
Są gitary, walą bębny, tatuaże u członków zespołu wciąż na miejscu...
Chuck Mead przez lata szefował doskonałemu zespołowo BR5-49, konsekwentnie łączącemu country z rockiem.
Elektroniczni podskakiwacze estradowi próbują być absolutnie alternatywni, ale nagle przychodzi Haynes i wymiata.
Słuchając „Hail to the Kings!”, nie mamy wątpliwości, że panowie uwielbiają to, co robią.
Wielka legenda i ikona, już nie tylko country, ale w ogóle amerykańskiej muzyki, z imponującą energią i klasą prezentuje publiczności kolejne swoje płyty.
To płyta dla tych, którzy chcą sobie przypomnieć albo uświadomić, jak grało się bluesa w Chicago w latach 60. XX w.
Koktajl jazzowo-folkowo-bluesowo-etniczno-niewiadomojaki, w którym wszystko pięknie do siebie pasuje.
Dorastanie w cieniu sławnego ojca może być jednocześnie atutem i problemem, szczególnie jeśli wybiera się podobną drogę zawodową.
Springsteen nie prowokuje, nie pobudza, ale czaruje i opowiada o czasach, kiedy Ameryka była spokojnym, stabilnym i bezpiecznym miejscem na ziemi.