Musiało być około północy, bo na weselu w remizie we wsi Czartowczyk opodal Czartowca akurat szykowano się do oczepin. Muzyka zagłuszyła wycie opon i huk giętej blachy, który powinien dobiec z oddalonej o sto metrów szosy. Wyglądało jakby przy akompaniamencie orkiestry wpadły na siebie w ciemnościach dwie smugi światła. Chwilę potem piosenka nagle się urwała i wesele wyszło popatrzeć na wypadek. Duży Fiat, którym jechało siedmiu mężczyzn, zderzył się z Volkswagenem busem. Na drodze leżał Kamil Furman, syn gospodarza z sąsiedniej wsi Soból. Kilka dni później okolica plotkowała na całego. W kościele i pod sklepem ktoś szepnął Marianowi Furmanowi, że wypadek wypadkiem, ale chłopaka zatłukli mu sztachetami Piwińscy ze wsi Czartowiec. Śmierć Kamila skłóciła dwa wiejskie klany.
1. W czerwcową sobotę 2000 r. Jacek Furman żegnał się z wolnością cywila. Wieczorem jego odpicowany czerwony Fiat 125 na aluminiowych felgach kursował między sklepem w Czartowcu, stacją benzynową i domami kolegów. Jacek z młodszym bratem Kamilem i Bezrobotni – dwaj sąsiedzi Furmanów z Sobola
Absolwenci szkół średnich chcą studiować, bo uważają, że zapewni im to w przyszłości prestiż, ciekawą, dobrze płatną pracę i życie na godnym poziomie. Boją się bezrobocia, wojska, biedy i wyżu demograficznego. Dlatego większość z nich zdaje egzaminy wstępne na kilka wydziałów jednocześnie. Studiować obojętnie co, byleby studiować.
zdrowa, daleko posunięta samokrytyka – mówi Jacek. Buntownik Marcin Leszczyński, lat 20, krąży samotnie pod Auditorium Maximum wśród kandydatów na międzywydziałowe studia humanistyczne, na które nie dostał się w zeszłym roku. W dowodzie osobistym jako adres wpisane ma Puławy, ale studiując rok
30 maja Bundestag zdecydował w końcu o wypłacie zadośćuczynień poszkodowanym przez III Rzeszę. Niemiecki rząd i przemysł przeznaczą dla byłych robotników przymusowych i ofiar prześladowań żyjących na całym świecie 10 mld marek. Największa grupa uprawnionych do tych pieniędzy to Polacy. Zależnie od wojennych krzywd dostaną od 2 do 30 tys. zł. Pieniądze długo oczekiwane i w myślach już dawno rozdysponowane.
okupowane w rolnictwie i rzemiośle: 2 tys. marek (około 4 tys. zł)• dzieci, które zostały deportowane z rodzicami lub urodziły się podczas robót przymusowych: 2 tys. marek• dzieci do lat 16 przebywające w obozach przejściowych: 1 tys. marek (około 2 tys. zł)Źródło: Fundacja Polsko-Niemieckie Pojednanie
Na utrzymanie 400 tys. polskich dzieci łożą nie ich rodzice, ale podatnicy poprzez fundusz alimentacyjny przy ZUS. Teoretyczne alimenty (pieniądze na wychowanie i utrzymanie członka rodziny) powinny być płacone dobrowolnie albo z wyroku sądowego: mąż może wspomagać finansowo byłą żonę, jeśli po rozwodzie została bez środków do życia, syn łożyć na utrzymanie starych rodziców, matka na dziecko mieszkające ze swoim ojcem; najczęściej płaci ojciec na dziecko, ślubne lub nie, będące pod prawną opieką matki. Jeśli mimo sądowego orzeczenia taki ktoś nie płaci alimentów, bywa że trafia do kryminału (obecnie 4,5 tys. skazanych, w tym 100 kobiet). Kiedy ktoś w Polsce idzie do więzienia za alimenty, to jakby wrzucił jałowy bieg. Odsiedzi od kilku miesięcy do dwóch lat bezczynnie, bo pracy w kryminale nie znajdzie. Przez ten czas na wolności urzędnik funduszu alimentacyjnego będzie regularnie dopisywał do jego konta kolejne długi. Bo działający w ramach ZUS fundusz płaci alimenty za tych, co sami tego nie robią, ale żąda zwrotu pożyczki z procentem – jak bank. Nic go nie obchodzi, że wierzyciel siedzi i nie zarabia. To absurd: z jednej strony bezrobocie, przepełnione więzienia i krótki budżet państwa, z drugiej podwójny rachunek wystawiony społeczeństwu – na więzienną miskę dla taty i na utrzymanie dziecka – płacony właśnie z tego budżetu. W 2000 r. z funduszu alimentacyjnego uszło ponad 1,1 mld zł. Klientów wciąż przybywa, dziura w kasie rośnie.
Kilka tygodni temu osiemnaście tirów przywiozło z Austrii do Polski rozłożoną na części spalarnię odpadów niebezpiecznych. Zapłacił za nią unijny fundusz PHARE. Według planu Ministerstwa Środowiska urządzenie miało zostać szybko zmontowane i rozpocząć pracę w którymś z czterech miast: w Częstochowie, Knurowie, Jaworznie albo Choszcznie. Plan nie wypalił. Spalarnia leży bezużytecznie w halach śląskiej huty. Albo znajdzie się dla niej miejsce, albo przepadną unijne 2 mln euro, a zostaną śmiecie.
Eldorado dla firm. Tanie mieszkania. Zaprzyjaźnione media. Bezsilna opozycja. Nieśmiała prokuratura. Dziurawa kasa miasta. Śpiący radni. Hojny burmistrz. Kto naprawdę zarabia na Kraśniku?
przed bezrobociem. Po prostu lubi ludzi – dopowiada. Doprowadził do rozpoczęcia budowy wysypiska, zwiększył wydatki na inwestycje, przeprowadził reformę oświaty w mieście – chwali się. Zamknął poprzedni rok budżetowy ponad 1 mln do przodu. Opozycja zarzuca mu, że rządzi autorytarnie
Władza w Moskwie nie posłuchała kosmonautów z Gwiezdnego Miasteczka – narodowych bohaterów poprzedniego i obecnego imperium, pozytywnych charakterów ze szkolnych czytanek, weteranów wyścigu w kosmosie. Do ostatniego dnia występowali w telewizyjnych programach ubrani w paradne mundury i dawali wywiady do gazet. Bronili stacji orbitalnej Mir i etosu kosmonauty. Robili świetne wrażenie, tacy kompetentni i spokojni w gniewie. Mówili, że Mir powinien latać na chwałę Rosji, a tu sprawa polityczna i ktoś mocny uparł się zrobić ze stacji widowisko dla rybaków z wysp Pacyfiku. Po nagraniu w telewizji kosmonauci jechali 50 km na wschód od Moskwy, do zony za murem, do bloków Gwiezdnego Miasteczka, gdzie niektórzy z nich mieszkają i pracują od czasu lotu Jurija Gagarina. Czekają na wielki upadek.
czas moskiewski i czas Houston. W głośnikach najpierw słychać kosmiczny szum, jak z wielkiej muszli. I jednostajny głos operatora: – Załoga MSK, odpowiedzcie CKL. Załoga MSK, odpowiedzcie CKL. Bez skutku. Tylko cisza z kosmosu. Marcin Kołodziejczyk Fotografie Stanisław Ciok Zapraszamy na spotkanie internetowe z gen. Mirosławem Hermaszewskim, pierwszym polskim kosmonautą. Poniedziałek, 9 kwietnia, godz. 12.00, polityka.onet.pl
Uniwersytety równocześnie puchną i więdną. W ciągu ostatnich dziesięciu lat pięciokrotnie wzrosła liczba studentów wyższych uczelni, natomiast prawie nie przybyło im nauczycieli. Akademicka piramida stoi na głowie: więcej w niej profesorów niż młodych pracowników. A przecież to oni mają zbudować przyszłość polskiej nauki, oni mają zasypywać przepaść oddzielającą nas od wykształconej Europy. I to edukacja ma dać Polakom szanse na awans. Tymczasem drogę kariery naukowej wybierają dziś głównie desperaci, którzy w imię swych pasji, czystego umiłowania wiedzy, gotowi są na głodową poniewierkę. Albo na nieustanną pogoń – z zajęć na zajęcia, od chałtury do chałtury. I gonitwę myśli: czy nie rzucić tego wszystkiego, nie poszukać normalnie płatnego zajęcia, czy nie wyjechać za granicę? Strach pomyśleć, co nas czeka, kiedy ci ostatni ambitni i utalentowani uciekną z wyższych uczelni. Poniżej opisujemy ich losy i rzucamy hasło naszej nowej akcji: „Zostańcie z nami” (szczegóły w dalszej części Raportu i w Internecie). Będziemy fundować stypendia (25 tys. zł) dla młodych naukowców i zachęcać do tego innych. Coś trzeba zrobić, choćby tyle.
własny i swych rodzin. Chcemy im powiedzieć: Zostańcie z nami! W Polsce, na uczelniach, ze studentami! Nową akcję „Polityki” traktujemy jako tymczasową pointę Raportu o desperatach polskiej nauki. Ewa Nowakowska, Marcin KołodziejczykWspółpraca: Igor Borkowski, Bianka Mikołajewska Kadra
Stadion X-lecia w Warszawie – kiedyś socrealistyczny salon kraju, później zapomniana skorupa w środku miasta, a od dziesięciu lat największe targowisko w Europie – ma być przywrócony sportowi jako stadion narodowy. Nikt jednak nie wie, kiedy to się stanie, bo choć jest wola władz i śmiałe wizje budowy, to brakuje pieniędzy. Nie wiadomo także, kiedy wyprowadzi się z obiektu gospodarz targowiska, firma Damis.
zarządzającego stutysięcznikiem COS, sprawa oparła się nawet o NSA. Bezskutecznie – wojewoda Jastrzębski odpowiadał, że COS działa w całym kraju, więc nie może być pod zarządem stolicy. W 1996 r. prezydent Marcin Święcicki powołał specjalny zespół do spraw Stadionu X-lecia. – Byliśmy
Efekt pewnej sylwestrowej prywatki w dobrym towarzystwie: jedna zmasakrowana osoba na oddziale chirurgii twarzowo-szczękowej. Połamane żebra, stłuczenie mózgu, krwiaki nadoponowy i podoponowy, pęknięta czaszka, zaburzenia wzroku. Oczekiwanie na decyzję o trepanacji. Sprawców brak i nikt nic nie widział.
Rzecznika Praw Ofiar MSWiA. Trwają przesłuchania. Kwalifikacja sprawy: pobicie. Rodzice Piotra nie mogą zrozumieć: to przecież było usiłowanie zabójstwa. Policja czeka na opinię biegłego, która być może pozwoli zmienić kwalifikację na ciężkie uszkodzenie ciała. Wtedy do akcji wkroczy prokurator. Marcin Kołodziejczyk Imiona niektórych osób zmieniono.
Nikogo nie prosząc o łaskę, gospodarze ze wsi Brzana w Małopolsce zbudowali wodociąg. Razem z wodą wypłynęło z ziemi zmartwienie, bo dla urzędników wodociąg raz był, a raz nie był legalny. Teraz sprawę badają specjaliści z centrali. Paragrafów ludzie w Brzanie nie pojmują, ale wiedzą, kto komu we wsi mordę obił, do sądu pozywał, zachowywał się jak mały Stalin i donosy pisał w świętej wojnie o wodę w rurach.
Tam, gdzie były tory kolejowe, którymi w 1942 i 1943 r. przetaczały się bydlęce wagony wypełnione ludźmi jadącymi na śmierć, mieszkają teraz inni ludzie. Po torach nie ma śladu i na co dzień wcale się nie pamięta o tamtych pociągach, tylko się żyje. Ostatnie wolne miejsce przy ul. Dzikiej w Warszawie także przeznaczono ludziom do życia. Spółdzielnia Mieszkaniowa Stawki chce tu zbudować dwa bloki. Dla środowisk Żydów ta sama działka to dawny Umschlagplatz. Kiedy spółdzielcy spotykają się z Żydami, argumenty okazują się nierówne: jedni mówią o prawie stanowionym, drudzy o prawie moralnym.
moralne i prawo stanowione – powinny być ważone na tej samej wadze? Wzrusza ramionami i odprężenie jakby gdzieś znikło. 21 grudnia o postanowieniu burmistrza dowiaduje się Gołda Tencer. – Dzwonię do „New York Timesa” – mówi zdenerwowana. – W tym kraju nic się nie da załatwić. Marcin Kołodziejczyk Fotografie Anna Musiałówna
Panią Halinę szlag by trafił, gdyby weszła do salonu, a tam fryzjerka pyta, jak strzyżemy, jak czeszemy.
wideo przeciskają się przez tłum publiczności Hair World Berlin 2000. Podpatrują mistrzów. Na stoiskach oglądają drobiazgi, których laik nie potrafi nawet opisać. „Strzyżenie nożem chińskim. Tylko 490 zł za 1 dzień”. Podręcznik do nauki fryzjerstwa zaleca, aby drzwi od zakładu były w miarę
Czterech Murzynów niesie lektykę z białym i jeden z nich ginie zabity strzałą nieznanego łucznika. Biały mówi: o kurde, czwarta opona w tym tygodniu. Tym i innymi dowcipami z miesięcznika „Dobry Humor” poczuł się dotknięty Samuel Fosso, Kameruńczyk na studiach w Legnicy. Sprawę sądową przegrał, ale sprowokował dyskusję o ksenofobii, rasizmie i granicach wolności słowa.
Uczniowski Międzyszkolny Klub Sportowy Niesłyszących (UMKSN) w Poznaniu jest nielegalny. Po podjęciu takiej decyzji Polski Związek Sportowy Głuchych (PZSG) rozesłał stosowny wilczy bilet do zarządów europejskich klubów, w których trenują niesłyszący. Szefom UMKSN Poznań zarzucono, że mają dobry słuch.
Francuzi ze spółki Nieruchomości Przy Placu Zbawiciela odnowią kamienicę przy Mokotowskiej 19 i zrobią z niej kolejny w stolicy punkt biurowo-handlowo-mieszkalny, o ile wyniesie się stąd Jolanta Dąbrowska.
Trzy lata temu Jan Paweł II całował ziemię kaliską na oczach tysięcy wzruszonych mieszkańców miasta i okolic. Miesiąc temu w klipie wyborczym Mariana Krzaklewskiego pokazano, jak na polecenie prezydenta Rzeczpospolitej całuje ją w podnieceniu także minister Siwiec. Po wyciągnięciu wniosków z przekazu telewizyjnego w wyborach prezydenckich 2000 kaliszanie poparli Aleksandra Kwaśniewskiego rekordową liczbą głosów.
(czyli co się działo po ogłoszeniu wstępnych wyników wyborów)
). Odczytuje oświadczenie, w którym gratuluje zwycięstwa Aleksandrowi Kwaśniewskiemu i obiecuje, że nie zawiedzie swoich wyborców. Na twarzy ani cienia uśmiechu. – Jest ze mną moja wnuczka, uważajcie więc, by nic jej się nie stało – przestrzega. Relacje spisali: Ewa Winnicka, Agnieszka Zagner, Marcin Kołodziejczyk, Igor T. Miecik
IRC (Internet Relay Chat), czyli gadanie na internetowych stronach, wymyślił w 1988 r. fiński student Jarkko Oikarinen, by bez wychodzenia z domu wymieniać poglądy z uniwersyteckimi kolegami. Kilka lat później dzięki Internetowi czat opanował świat. Jedni uważają go za cudowne medium, które zbliża ludzi, inni za jedną ze współczesnych aberracji i siedlisko chamstwa. Rozczatowała się cała Polska: dzieci, dorośli, muzycy, politycy.
, co mówię. Moja wypowiedź składała się ze skrótów typu »tx, spox, tia« oraz różnych innych ircowych słów. (...) Przyjaciel zafundował mi odwyk”. – Mogę poznawać ludzi unikając problemów, jakie się ma na żywo – wychwala czaty Marcin, młody yuppie, student SGH. – Nie
W Olsztynie dwa bloki postanowiły odgrodzić się od czterech kamienic. Rozpętała się efektowna wojna o płot, a także szeroka dyskusja, czy izolowanie się obywateli bogatszych od mniej zamożnych jest zgodne z prawem, moralne oraz honorowe.
Mogą być wszędzie. Pod okapem dachu domu na działce, na klatce schodowej bloku w centrum miasta, w łazience, w rurze wentylacyjnej, w zakamarku samochodu, w sklepie. Przyciąga je zapach potu i żywności. Są wszystkożernymi drapieżnikami. Łatwo je zdenerwować i wtedy atakują. W tym roku tylko w województwie mazowieckim straż pożarna była wzywana do usuwania gniazd szerszeni 1300 razy.
niepożyteczne dla człowieka: szerszenie odżywiają się także robakami i larwami. Marcin Kołodziejczyk Jak nie dać się pogryźć? 1. Gdy zbliża się osa lub szerszeń, nie rób gwałtownych ruchów. 2. Miej w domu i samochodzie środek owadobójczy. 3. Bądź ostrożny przy pracy w ogrodzie. 4. Nie używaj mocno
Zwykle bywa tak: najpierw nieznani sprawcy włamują się do domku letniskowego albo nawet do kilku domków naraz. Następnie przyjeżdża komisja dochodzeniowa z powiatowej policji. Odjeżdżając komisja nie kryje, że z powodu braku jasnych tropów sprawcy raczej pozostaną nieznani. Właściciel letniska podejrzewa o włamanie ludność z pobliskiej wsi i montuje drzwi z blachy. Przy następnej bytności znajduje drzwi rozprute, a w daczy ślady pobytu obcych. Przyjeżdża komisja dochodzeniowa z powiatu i nie kryje, że z powodu braku jasnych tropów...
dnia wybrawszy się na rytualny spacer po okolicy Profesor zauważył w lesie scenę godną Federica Felliniego. Między drzewami, w różnych konfiguracjach i pod różnymi kątami stało samotnie dwanaście bram – znak, że sprowadzają się nowi. Marcin Kołodziejczyk Symbioza miejsko-wiejska doc. dr hab
Kilku mężczyzn, każdy młody, silny i po winie, przemierzało łąki, a księżyc pięknie podświetlał ich na srebrno. Od podnóża łagodnego wzniesienia dobiegały dźwięki psychodelicznej suity granej na żywo. Nieznani ludzie ze zniszczonych fotografii rozrzuconych w trawie leżeli na wznak i gapili się w niebo. Szeleściły kilometry filmowej taśmy, przymocowanej do drewnianego rusztowania tak jak się wiesza zasłonkę w letniaku, żeby nie wchodziły muchy. Na wzgórzu płonęły telewizory. – Media, media, media – miejscowi powtarzali zasłyszaną frazę. To było już zakończenie awangardowego spektaklu „Gry Medialne” pokazywanego w ramach festiwalu mazurskiego „Plenery Wielkich Jezior” we wsi Kamieńskie, gdzie kiedyś upadł pegeer. Nic nie dało się uratować.
oglądać i w nich uczestniczyć, bo kończąca imprezę bójka, którą widział Arek, to w końcu coś do przywyknięcia. Ale niestety, do szalonych projektów potrzeba artystów, nawet jeśli bunkry są odnowione, to kto tam pójdzie poprzebywać? – Czasu nie ma – powiedział Arek siedząc z kolegami na klatce jak zwykle. Marcin Kołodziejczyk Fotografie Olga Majrowska
Józef P., 36 lat, pracownik elektrociepłowni, 27 czerwca nie wrócił na noc do domu.
Po którym zerze na koncie zaczyna się bogactwo? Po jakiej marce samochodu lub zegarka poznać bogatego? Po jak bardzo szerokim geście? Pod koniec czerwca kilkunastu posłów różnych opcji zgodnie złożyło w Sejmie projekt zmiany ordynacji podatkowej, która – jak się pewnie pomysłodawcom wydaje – da prostą odpowiedź na trudne pytanie, co jest prawdziwym zbytkiem i luksusem. Projekt ten zakłada, że dotychczas ukrywane przez obywateli dochody obłoży się podatkiem dochodowym, a najbogatszych obejmie się obowiązkiem składania deklaracji majątkowych. Nie pierwszy to pomysł, by uszczknąć nieco bogatym i napiętnować luksus. Nieprzypadkowo pojawia się w czasie przedwyborczej gorączki. Pada na żyzny grunt, bo Polacy swoich bogatych wciąż niezbyt lubią, chętniej w nich widzą krwiopijców i szalbierzy niż ludzi, którzy doszli do majątku pracą i talentami. Ale też z biegiem lat coraz powszechniej akceptują ich jako kapitalistyczną oczywistość. Sami bogaci, rzecz jasna, przeciw projektowanym zmianom oponują. Tym bardziej to naturalne, że są bogatymi bardzo świeżej daty, na dobrą sprawę uczą się dopiero nimi być. Toteż polski luksus ma swojski, ciekawy rys.
bliskości granicy z Niemcami. Żona odpowiedzialna za wystrój nowego mieszkania zaopatrzyła się w niemieckie katalogi z meblami i przenosiła ich wyposażenie w skali 1:1. – Żaliła się, że nie ma jeszcze stolika pod telewizor jak ten w prospekcie – dodaje Słomczyński. – Znalazła taki w
Stefana B., piekarza z S. w województwie wielkopolskim, prokuratura oskarżyła o rozpijanie pięciu małych dziewczynek i namawianie ich do czynów lubieżnych.
była w piekarni tylko raz – mówią rodzice 16-latki. – I na pewno nie jest uzależniona od alkoholu. Nie wiadomo, po co ciągać dziecko po sądach. Sąd Rejonowy orzekał w sprawie Stefana B. 1 sierpnia 2000. Oskarżony przyznał się do winy. – Dostał 2 lata pozbawienia wolności w
Dla ofiar przestępstw i ich rodzin jest ognistym aniołem zesłanym, by pomagał pokrzywdzonym. Niektórzy sędziowie i policjanci nie znoszą go za wywieranie presji, nieprawnicze tyrady i demonstracje w sądach. Zarzucają sekciarski sposób działania. Od końca maja Krzysztof Orszagh pełni rolę rzecznika praw ofiar przestępstw na dwa sposoby: społecznie – jako prezes stowarzyszenia i urzędowo – jako doradca ministra.
wyrazem słabości społeczeństwa. Marcin Kołodziejczyk Co robi rzecznik praw ofiar? 1. Pomoc ofiarom przestępstw pokrzywdzonym w rozumieniu KPK w konkretnych indywidualnych sprawach poprzez: podejmowanie interwencji, pomoc prawną, pomoc psychologiczną, ochronę socjalną (stymulując odpowiednie urzędy
240 milionów lat temu thekodonty odcisnęły ślady swoich łap i ogonów nad rzeką w Górach Świętokrzyskich. Ponad 20 lat temu ślady te odkryli robotnicy budujący tamę we wsi Wióry. Od kilku tygodni powiaty starachowicki i ostrowiecki toczą grę o to, kto przejmie opiekę nad znaleziskiem. Z thekodontami łatwiej promować powiat w kraju i za granicą.
40 lat temu, 15 lipca 1960 r., publiczność zgromadzona na polach Grunwaldu pierwszy raz zobaczyła ekranizację „Krzyżaków” w reżyserii Aleksandra Forda. Nakręcony z hollywoodzkim rozmachem film wziął Polskę szturmem. Dotychczas obejrzało go ponad 30 mln ludzi. Na jubileuszową projekcję i otwarcie dokumentalnej wystawy o powstawaniu filmu przyjechali na zamek w Malborku twórcy „Krzyżaków”.
Pod obrady Sejmu trafiły dwa kolejne poselskie projekty nowelizacji ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi. Posłowie, głównie z klubu AWS, chcą całkowitego zakazu reklamy i promocji alkoholu (także w sferze skojarzeń: puszczanie oka, wódka-łódka, kształt butelki), zakazu sprzedawania alkoholu nieletnim, zmiany definicji napoju alkoholowego (0,5 zamiast 1,5 proc. zawartości alkoholu) i zaostrzenia warunków przydzielania koncesji na handel nim. Gdyby Sejm przyjął oba projekty, byłaby to już jedenasta i dwunasta nowelizacja ustawy z 1982 r. Trąci to hipokryzją, bo parlamentarna walka z piciem sprowadza się do powielania – łatwych do ominięcia – zakazów, podczas gdy w całej Polsce żyją ludzie, którzy codziennie się upijają i nigdy nie słyszeli, że alkoholizm leczy się u nas za darmo. Nigdy też nie trafią na odwyk, bo kasa chorych zamknęła im pobliski ośrodek terapii uzależnień. I wcale nie zdają sobie sprawy, że alkoholizm to choroba. Czy tysiące takich ludzi, gdy pewnego dnia nie zobaczą reklamy piwa w telewizji, wreszcie przestanie pić?
Wójt gminy Lubsza w województwie opolskim na kartce formatu A3 zapisał nazwiska pięćdziesięciu rodzin z czerwonych kontenerów, dzieląc je na P. i N., czyli Powodzian i Niepowodzian.
Kiedy 24 maja telewizja pokazała, jak francuskie służby wynoszą z placu budowy w Montreuil ciała polskich kloszardów w czarnych worach, a w tle widać było strzępki namiotu, Stanisław Marzec, ojciec Mariana, miał przeczucie.
Marek Boligłowa ze wsi Boczkowice w Małopolsce jest Chłopem Roku 2000. Honorowy tytuł i związane z nim nagrody rzeczowe zdobył na dorocznym konkursie w kościuszkowskich Racławicach. Zarzucając wysoko swoją koronkową suknię w żywiołowym tańcu, Boligłowa udowadniał, że istnieje w Polsce typ chłopa szczęśliwego.
rolnikiem szczęśliwym, ale nigdy łamistrajkiem. Jak trzeba było zblokować trasę Warszawa–Kraków na wysokości Książa Wielkiego, to blokował jak inni. Marcin Kołodziejczyk
Szosa wlotowa do Kazimierza Dolnego znów całkowicie zatkała się samochodami długoweekendowych turystów. Zupełnie jakby w miejscu ich zamieszkania ktoś wystrzelił ze startowego pistoletu popędzającego do wypoczynku w mieście kogutów z lakierowanej bułki.
Latem ubiegłego roku dwaj kolejarze i politolog dyskutowali przy piwie na terenie ogródków pracowniczych im. Żwirki i Wigury o potrzebie uczczenia polskiego wejścia do NATO. W efekcie miasto Chojnice w województwie pomorskim chce zorganizować międzynarodowy festiwal piosenki. Festiwal będzie żołnierski, będzie się nazywał „Kwiat w lufie”, a wystąpią na nim grupy instrumentalno-wokalne armii Paktu Północnoatlantyckiego.
– mówi Antoni Szlanga, nawiązując do pomysłu amerykańskiego. Demokracji amerykańskiej panowie Szlanga, Frąckowiak i Megger, politolog i dwaj kolejarze, nie mogą się nachwalić. Żaden z nich nigdy w Stanach Zjednoczonych nie był. Pan Frąckowiak wyraża tylko nadzieję, że pan Szlanga zasiądzie jeszcze kiedyś we władzach województwa i zmieni wiele rzeczy na lepsze, po amerykańsku rozszerzy polską kulawą demokrację. Marcin Kołodziejczyk
Rada Miasta i Gminy Chorzele (północne Mazowsze) odwołała ze stanowiska dotychczasowego burmistrza i od razu wybrała nowego. Odsunięty od władzy poskarżył się wojewodzie, a ten uznał operację rady za nielegalną. Nic jednak nie wskórał, bo miasteczkiem rządzą teraz twarde zasady wojny na górze. Burmistrzów jest więc dwóch.
Vilcacora, peruwiański specyfik roślinny na prawie wszystkie choroby świata, wzbudza w Polsce wielkie emocje.
Właścicielka działki na warszawskich Siekierkach Franciszka Szklarska, starsza schorowana pani, dała sobie radę z całym magistratem – na wiele miesięcy zablokowała budowę Trasy Siekierkowskiej, najważniejszej stołecznej magistrali. Rolnicy protestujący przeciwko rurociągowi jamalskiemu prawie spowodowali krach inwestycji niewyobrażalnie śrubując ceny za swoje działki. Mieszkańcy Osetnicy, nawet przekupywani wodociągiem i rozbudową sieci telekomunikacyjnej, nie zgadzali się na budowę spalarni mającej służyć połowie województwa. Kiedy runął maszt radiowy w Konstantynowie, mieszkańcy zablokowali budowę nowego. Do ich protestu przyłączyli się astronomowie, twierdząc, że maszt utrudni badania. Mieszkańcy warszawskiego Ursynowa nie chcą autostrady Moskwa–Berlin. Społeczność pewnej wioski na Lubelszczyźnie domagała się utrzymania nierentownego przystanku kolejowego. Tory zablokowano, przystanek się ostał. Naród poczuł swoją moc. Krzyczy, zakłada komitety, blokuje, protestuje. Ma rację, czy jej nie ma – nieważne. Byle było głośno i masowo, wtedy przeważnie postawi na swoim. To z kolei – lawinowo – zachęca następnych. Tak demokracja protestu zamienia się w dyktaturę.
różnych grup społecznych, a także interesów jednostkowych z ogólnymi. W przypadku inwestycji prawo nie zapewnia należytej równowagi stron. Coraz częściej staje się instrumentem szantażu, sankcjonując tradycje polskiego liberum weto. Marcin Kołodziejczyk Jak łatwiej budować Zmiany proponowane przez
Strzałkowo mówi: było ich kilku w ciemnym samochodzie, przykleili tablicę i uciekli.
. Zgodnie z instrukcją polskiego Ministerstwa Spraw Wojskowych stał się obozem jenieckim nr 1. W końcu maja 1919 r. było tu 3,5 tys. jeńców, a po zwycięskiej bitwie warszawskiej w 1920 r. obóz się przeludnił. Brakowało żywności, ubrań, opału. Wybuchły epidemie
W sierpniu 2010 r. Jan Klusik modli się pod krzyżem smoleńskim. We wrześniu umiera. W październiku jest ekshumowany. Tak oto o skromną rodzinę Klusików znów upomina się historia Polski.