Archiwum Polityki

Dziennikarze znowu przed sądem

1 minuta czytania
Dodaj do schowka
Usuń ze schowka
Wyślij emailem
Parametry czytania
Drukuj

Kupić trotyl – żaden problem– tak brzmiał tytuł okładki „Super Expressu” z 27 lutego 1997. Dziennikarzom udało się wpaść na trop jednostki policyjnej handlującej materiałami wybuchowymi. Uznali, że najlepszą metodą na zdemaskowanie przestępców będzie prowokacja. Pół kilograma trotylu policjanci sprzedali od ręki. Proces byłej redaktor naczelnej Urszuli Surmacz-ImienińskiejGrzegorza Lindenberga, byłego prezesa wydawnictwa (na zdjęciu ze swoim adwokatem), trwa od siedmiu lat. Zarzucono im nielegalne posiadanie materiału wybuchowego, a także stworzenie zagrożenia dla pracowników redakcji, w której go złożyli. Najpierw postępowanie zostało umorzone ze względu na znikomą społeczną szkodliwość czynu. Prokuratura złożyła jednak apelację. Teraz wyrok uchylono, a dziennikarze staną przed sądem jeszcze raz. O opinię w sprawie czynu dziennikarzy zapytaliśmy redaktorów znanych pism zachodnich:

Ewan Macaskill

– „The Guardian”

Dopóki motyw działania dziennikarzy jest słuszny, nie popełniają oni moim zdaniem przestępstwa. W Anglii mamy bardzo długą tradycję namierzania w ten sposób przestępców. Mój szef nie byłby na pewno zachwycony, gdybym magazynował w redakcji skonfiskowany trotyl. Wiem jednak, że w innych redakcjach tego typu akcje miały miejsce. Dziennikarze postąpili moim zdanie słusznie, chociaż ja bym tego nie zrobił.

Dr Guido Heinen

– „Die Welt”

Prowokacja z pewnością nie jest właściwą formą działania dziennikarzy. Należy sobie zadać przede wszystkim pytanie, czy można było osiągnąć ten cel innymi środkami, np. poprzez długie negocjacje handlowe z przestępcami, bez finalizowania tej transakcji i jednak przy współpracy z policją.

Polityka 49.2002 (2379) z dnia 07.12.2002; Ludzie i wydarzenia; s. 13

Maksimum treści, minimum reklam

Czytaj wszystkie teksty z „Polityki” i wydań specjalnych oraz dziel się dostępem z bliskimi!

Kup dostęp
Reklama