Archiwum Polityki

Z Synaju do kraju

5 minut czytania
Dodaj do schowka
Usuń ze schowka
Wyślij emailem
Parametry czytania
Drukuj

Tuptam sobie po Synaju, ogarnięty przeczuciem: tu wszystkie dowcipy są stare. A niby jakie one mają być, jeśli liczą tyle tysięcy lat? Patrzę na wypiętrzoną brunatną górę – na niej po czterdziestu dniach i nocach postu i modłów Mojżesz dostał kamienne tablice z przykazaniami. Podobno Pan chciał mu podarować tylko jedną, lecz prorok upomniał się o drugą – postawy roszczeniowe nie są naszym wynalazkiem. Ofiarodawca zdenerwował się dopiero wtedy, gdy lider kłótliwych uciekinierów z Egiptu zażądał jeszcze autografu – niebianie zastępowali idolów rocka, pojawiając się zresztą w identycznej oprawie: grzmotów, błysków światła, wzmożonej emisji decybeli. Sam zaś Mojżesz, cóż – był jąkałą i zapytany, dokąd mają iść Izraelici, zagulgotał:
– Do Ka... Ka... Ka...
No to ci, co go słuchali, poszli do Kanaan. A jemu chodziło o Kalifornię.

I tak, proszę państwa ze wszystkim. Manna to białe i słodkie kulki tamaryszku. Paskudztwo, które szybko się znudzi. Przepiórki przelatujące przez Synaj chude jakieś i niewydarzone. I jak tu się dziwić, że lud wędrujący ku szczęściu wspominał ryby w galarecie i gęsinę w knajpkach opuszczonej ziemi Goszen. Bunty i ruchawki na tle braków zaopatrzenia to również cząstka tamtego dziedzictwa, przeniesiona we współczesność. Podobnie z krzakiem gorejącym. Rośnie na Synaju krzaczek, wydzielający olejek eteryczny, łatwo palny w piekącym słońcu. Wtedy krzak staje się zjawiskiem medialnym, służącym do bezpośrednich transmisji – połączeń wiadomo z Kim. Opowiadają, że kiedy prezydent Bush (senior) przygotowywał operację Pustynna Burza, postanowił skontaktować się z Mojżeszem. Niestety, na nic zdały się wysiłki personelu Białego Domu.

Polityka 13.2002 (2343) z dnia 30.03.2002; Groński; s. 112

Maksimum treści, minimum reklam

Czytaj wszystkie teksty z „Polityki” i wydań specjalnych oraz dziel się dostępem z bliskimi!

Kup dostęp
Reklama