Tuptam sobie po Synaju, ogarnięty przeczuciem: tu wszystkie dowcipy są stare. A niby jakie one mają być, jeśli liczą tyle tysięcy lat? Patrzę na wypiętrzoną brunatną górę – na niej po czterdziestu dniach i nocach postu i modłów Mojżesz dostał kamienne tablice z przykazaniami. Podobno Pan chciał mu podarować tylko jedną, lecz prorok upomniał się o drugą – postawy roszczeniowe nie są naszym wynalazkiem. Ofiarodawca zdenerwował się dopiero wtedy, gdy lider kłótliwych uciekinierów z Egiptu zażądał jeszcze autografu – niebianie zastępowali idolów rocka, pojawiając się zresztą w identycznej oprawie: grzmotów, błysków światła, wzmożonej emisji decybeli. Sam zaś Mojżesz, cóż – był jąkałą i zapytany, dokąd mają iść Izraelici, zagulgotał:
– Do Ka... Ka... Ka...
No to ci, co go słuchali, poszli do Kanaan. A jemu chodziło o Kalifornię.
Maksimum treści, minimum reklam
Czytaj wszystkie teksty z „Polityki” i wydań specjalnych oraz dziel się dostępem z bliskimi!
Kup dostęp