Obserwując moich rówieśników (reprezentantów młodzieży) mam nieodparte wrażenie, że proces odchodzenia od markowych ciuchów – których noszenie było przejawem pozy, swego rodzaju snobizmu – jest tego samego rodzaju modą, snobizmem właśnie, tylko innej formy. Tak więc zmienia się sposób realizowania się w gronie przyjaciół, nie zmienia się mentalność. Na uwagę zasługuje jeden aspekt, na który zwróciliście uwagę (POLITYKA 30), ale błędnie go interpretując. Podczas festiwalu hiphopowego w Opolu, Borigson z WYP3 rzeczywiście miał na sobie dres, ale nie kojarzmy go z „dresiarzami” (jak piszecie) nie dlatego, że wiadomo, o co chodzi (jest undergroundowcem, artystą etc.), tylko dlatego, że był to drogi dres amerykańskiej firmy. Czemu o tym piszę? W tych kręgach od zawsze istniał etos drogiego, reprezentatywnego ubrania. Ta kultura powstała w środowiskach ubogich Afroamerykanów, którzy za wszelką cenę chcieli się afiszować pieniędzmi zarobionymi na muzyce (hip-hop), handlu narkotykami, czy jakąkolwiek inną formą gangsterki. Drogie, markowe ubranie od najlepszych czarnoskórych projektantów jest nieodłącznym elementem w tych kręgach. Jest to przejaw snobizmu – właściwie w tej kulturze snobizm jest celem. Stąd po przeczytaniu tekstu przyszła taka refleksja: my kupujemy drogie ciuchy na tej samej zasadzie, jak ci „odbrandowani”, jest to przejaw naszego snobizmu, tyle tylko, że u nas to jest proste, a u nich ma wyglądać dokładnie na odwrót, taka mała hipokryzja.
Michał Wanke, Opole
Polityka
33.2001
(2311) z dnia 18.08.2001;
Listy;
s. 82