Archiwum Polityki

Szarzejący anioł

1 minuta czytania
Dodaj do schowka
Usuń ze schowka
Wyślij emailem
Parametry czytania
Drukuj
[dobre]

Teatr Atelier na sopockiej plaży, jedyna w Polsce scena wyłącznie letnia, dorobiła się solidniejszego (jeszcze niedokończonego) gmachu. Na inaugurację poszła sztuka niemieckiego trzydziestolatka Moritza Rinkego „Szary anioł”: rzecz o schyłku życia Marleny Dietrich, a może raczej o umieraniu fantazmatu legendy „Błękitnego Anioła”, niemal odłączonego od ciała, równie jednak śmiertelnego. W oryginalnym „monologu we dwoje”: przykutej do łóżka bohaterce towarzyszy niemy sługa-powiernik (Gienadij Mitnik z Moskwy). Marlena w białej koszuli i bandażach jak duch przybiera heroiczne pozy, wciela się w dawne role. Obsesyjnie zagaduje nieuchronność odchodzenia, jest jednak tej nieuchronności doskonale świadoma. W partyturze językowych natręctw i skokowo zmiennych stanów psychicznych Joanna Bogacka jest bezbłędna; w jej aktorstwie nie ma popisu, jest tylko szalona, czepiająca się wszystkiego pogoń za wymykającym się życiem. Wirtuozeria gdańskiej artystki nie jest jednak w stanie unieść dwuipółgodzinnego widowiska, gdy zaś André Hübner-Ochodlo uatrakcyjnia je bezsłownym filmem, na którym postacie lirycznie ganiają po wydmach, spektakl zjeżdża w nieodmienne nieszczęście sopockiej sceny. W kicz. (js)

Polityka 33.2001 (2311) z dnia 18.08.2001; Kultura; s. 45

Maksimum treści, minimum reklam

Czytaj wszystkie teksty z „Polityki” i wydań specjalnych oraz dziel się dostępem z bliskimi!

Kup dostęp
Reklama