Niespełna dwa lata temu, w styczniu 2023 r., odbierał laur Kreatora Kultury, honorowy tytuł, jaki kapituła Paszportów „Polityki” przyznaje co roku szczególnie zasłużonym twórcom. Ryszard wiedział, że wcześniej wyróżnienie przyznawaliśmy takim postaciom jak choćby Maria Janion, Andrzej Wajda, Krystian Lupa, Jerzy Jarocki czy Krzysztof Penderecki.
Kiedy czekaliśmy w kuluarach Teatru Wielkiego na rozpoczęcie Gali Paszportów, wydawał się trochę przytłoczony całym wydarzeniem. Był już wtedy chory, choć na pewno nie rzucało się to w oczy. Mówił mi, że wiadomość o tym, że zostanie Kreatorem, mocno go zaskoczyła. „Dzisiaj bardziej jestem działaczem stowarzyszeń twórczych niż czynnym artystą” – tłumaczył, choć przypomniałem sobie wtedy wizytę sprzed paru lat w jego posiadłości w Magnuszewie Wielkim pod Przasnyszem, gdzie w wyeksponowanym miejscu stała niewielka, ale w pełni profesjonalna scena koncertowa. Okazało się, że przy specjalnych okazjach towarzyskich Rysiek występował tu z przyjaciółmi muzykami, przypominając dawne przeboje. Ba! Wystąpił jeszcze latem tego roku na koncercie jubileuszowym Budki Suflera w Lublinie. Jak się okazało, był to jego ostatni występ.
Powszechnie lubiany i szanowany w środowisku muzycznym, angażował się w prace Stowarzyszenia ZAiKS, a potem także w Stowarzyszeniu SAWP zajmującym się prawami wykonawców utworów, które w 1995 r. współzakładał i zasiadał we władzach. Profesjonalny artysta z wyższym wykształceniem muzycznym stał się nagle prawdziwym ekspertem w dziedzinie praw autorskich. No ale oczywiście doświadczenia czysto artystyczne są jednak pierwszoplanowe. Postać Poznakowskiego kojarzy się przede wszystkim z dwoma zespołami: Czerwono-Czarni i Trubadurzy. Do pierwszego z nich dołączył w 1965 r. Grał na organach i komponował. Pojawiły się jego pierwsze wielkie przeboje: „Mały książę”, „Trzynastego”, „Z tobą, tylko z tobą”, „Bądź dziewczyną z moich marzeń”.
Polski rock and roll
To były złote czasy polskiego bigbitu, bardzo szczególnej formuły muzycznej, której anglojęzyczną nazwę wymyślił impresario Czerwono-Czarnych Franciszek Walicki. Pierwszym zespołem, którym Walicki się opiekował, był założony w 1959 r. gdański Rhythm and Blues. Grupa nie przetrwała długo, bo po napastliwych artykułach w prasie partyjnej i kilku przypadkach demolowania przez zapalczywych fanów miejsc koncertów Ministerstwo Kultury wydało jej zakaz występów dla większych audytoriów. Ale na gruzach Rhythm and Bluesa powstali Czerwono-Czarni. Walicki, który dobrze znał mentalność partyjnych dyrygentów życia kulturalnego, wiedział, że po burzliwych doświadczeniach jego pierwszego zespołu nazwa rock’n’roll nie mogła być oficjalnym określeniem muzyki nowej formacji. W autobiografii „Szukaj, burz, buduj” pisał, że pewnego razu zobaczył w jakimś francuskim piśmie tytuł artykułu ze słowami „big beat” i doznał olśnienia. Zamiast znienawidzonego rock’n’rolla niechaj będzie równie obco brzmiący, ale pozbawiony niebezpiecznych skojarzeń big-beat.
Ryszard Poznakowski wspominał tamte czasy z dużym sentymentem. Wiadomo, był wtedy młody, miał, jak się powiada, życie przed sobą, ale przede wszystkim świetnie odnalazł się w branży estradowej. Podczas rozmowy w Magnuszewie mówił, że w połowie lat 60. muzycy z najbardziej znanych zespołów bigbitowych czuli się prawdziwą obyczajową awangardą. Z koncertowych tras amerykańskich czy zachodnioeuropejskich, gdzie grali przeważnie dla publiczności polonijnej, oprócz elektroniki, płyt i instrumentów przywozili modne ciuchy, co dodawało splendoru i musiało robić wrażenie w towarzystwie. „Dziewczyny były zachwycone” – mówił Rysiek i dodawał, że wrażenie na dziewczynach robiły nie tylko przejawy aktualnej mody młodzieżowej, ale także stroje sceniczne, na przykład te, w których występowali Trubadurzy, wzorowane na mundurach nie tyle średniowiecznych trubadurów, co dużo późniejszych uniformach francuskich muszkieterów. Zaprojektował je wybitny rysownik (znany także z łamów „Polityki”) Szymon Kobyliński.
Czytaj też: Skaldowie, czyli bigbit dla inteligencji
Wschodnie inspiracje
Swoją drogą Trubadurzy, w składzie których Poznakowski był oficjalnie powołanym kierownikiem artystycznym (to niejedyny przejaw biurokratycznej specyfiki PRL-owskiego życia estradowego), stanowili dość osobliwą propozycję artystyczną. Ich estetyczno-muzyczne związki z zachodnim rockiem właściwie nie istniały, zaś ich miejsce zajęły zabiegi folkloryzacyjne ze szczególnie wyraźną inspiracją folklorem rosyjskim czy szerzej – wschodniosłowiańskim. To wyróżniało Trubadurów, chociaż najważniejsze kompozycje Poznakowskiego, jakie znalazły się w ich repertuarze, miały charakter bardziej uniwersalny i mieściły się w ogólnym standardzie popowym. Myślę o takich utworach jak „Byłaś tu”, „Znamy się tylko z widzenia” czy „Nie przynoś mi kwiatów dziewczyno”.
Właściwie wszystkie wymienione wyżej piosenki weszły do kanonu polskiej muzyki rozrywkowej i są regularnie emitowane w rozgłośniach o formacie „old gold” (np. w Radiu Pogoda). Ich wspólną cechą są na pewno chwytliwe, „romantyczne” melodie i ciekawe rozwiązania harmoniczne. Ryszard podkreślał, że studia muzyczne przydały mu się także w pracy aranżacyjnej, czyli, jak się teraz mówi, producenckiej. Tak czy inaczej był jednym z niewielu twórców z tak wielką łatwością wymyślania melodii, które tkwią w głowach słuchaczy przez długie, długie lata. Żegnaj, Trubadurze, nigdy cię nie zapomnimy.