Pakiet dobrych rad poświęconych temu co, gdzie i jak ćwiczyć, by cieszyć się zdrowiem oraz psychiczną równowagą, powinien być opatrzony zastrzeżeniem, że nie wszystkich należy wrzucać do jednego worka. Albo inaczej: że to zależy. Bo człowiek człowiekowi nierówny. Jeden dziewięciolatek kręci salta i śruby na trampolinie, a inny nie potrafi zrobić poprawnie przewrotu w przód. Ktoś u progu wieku emerytalnego, cały życie rozsądnie aktywny i dbający o dietę, może być w lepszej kondycji od osoby młodszej o pokolenie, która świata nie widzi poza pracą i żywi się głównie fast foodami. Inne są wreszcie predyspozycje organizmu oraz genetyczna podbudowa warunkująca możliwości fizyczne. I tak dalej.
Winston Churchill, będący autorem kilku ponadczasowych bon motów, zapytany swego czasu o tajemnicę swojej długowieczności, miał odpowiedzieć: „To proste. Sport. Nigdy go nie uprawiałem”. Gdyby przeniósł się w dzisiejsze czasy, raczej by sobie na taką szczerość nie pozwolił. Ignorancja w dziedzinie fizycznej aktywności nie jest współcześnie dobrze widziana. W końcu naukowcy już dawno dowiedli, że kto rozsądnie wplata sport w swoje życie, nie tylko zmniejsza ryzyko kłopotów zdrowotnych i poprawia kondycję umysłową, ale też podnosi jakość swojej egzystencji. To te słynne endorfiny, hormony szczęścia, które wydzielają się podczas wysiłku. Mądrze się zmęczyć, znaczy podświadomie samouszczęśliwiać.
9–12 lat: okres złoty
Wydawać by się mogło, że do tej radości najbliżej dzieciom oraz wczesnym nastolatkom. Rozpiera je taka energia, że nie mogą usiedzieć w miejscu. W szkołach przybyło godzin wychowania fizycznego. Do łask wracają uczniowskie i szkolne kluby sportowe. Oferta zajęć dodatkowych – zwłaszcza w miastach – jest nieprzebrana. No i ci młodzi ludzie są beneficjentami skoku infrastrukturalnego, który dokonuje się na naszych oczach.