Choć większości Polaków kojarzą się raczej z problemem, mrówki są jedynymi owadami społecznymi, które w przeciętnym nadwiślańskim M można bezproblemowo hodować i podglądać. – Niezwykle wciągające jest obserwowanie, jak współpracują, uczą się i komunikują. Zwłaszcza że na ich aktywność łatwo można wpływać. To atrakcyjne szczególnie dla dzieci w wieku szkolnym – mówi dr Paweł J. Mazurkiewicz, psycholog i badacz zwyczajów mrówek (a słuszność jego słów potwierdza osobiste doświadczenie autorki tekstu, matki ciekawego świata dziewięciolatka). Zorientowali się w tym także popularyzujący naukę youtuberzy, którzy na swoich kanałach zamieszczają filmiki z życia swoich owadów. – Nie jestem jednak pewien, czy mrówki warto kupować – kontynuuje dr Mazurkiewicz.
Liczne sklepy internetowe oferują różnorakie „zestawy startowe”. Najczęściej jest to królowa i kilka-, kilkadziesiąt robotnic, w cenie ok. 100 zł. Tymczasem w polskich warunkach, w których żyje ok. 100 gatunków mrówek (z czego cztery są chronione), kilka razy do roku ma miejsce tzw. rójka królowych. – Od później wiosny do wczesnej jesieni można zobaczyć fruwające osobniki. To królowe i samce w locie godowym – tłumaczy dr Mazurkiewicz. – Królowa jest wtedy zapładniana (na marginesie: po tym jednym akcie będzie składać jaja do końca życia), a gdy wyląduje, szuka miejsca na gniazdo. Można ją rozpoznać, gdy idzie po ziemi z jednym skrzydłem (dwuskrzydłe mogą być jeszcze przed lotem) lub też już bez skrzydeł, wyraźnie pękata, z dużym odwłokiem. Taką królową można przygarnąć i obserwować powstawanie hodowli od zera. Jak przekonuje badacz, nie trzeba obawiać się złapania królowej do ręki: nie będzie agresywna, a jeśli nawet zdarzy jej się ugryźć, prawie nie sprawi bólu.