Anna i Iris
Zawsze chciała mieć psa. Jako siedmiolatka prosiła o niego Świętego Mikołaja. Rodzice tłumaczyli, dlaczego to niemożliwe: sama nie podołasz opiece nad zwierzakiem. Bo Ania Urbańska wskutek dziecięcego porażenia mózgowego najczęściej porusza się na wózku. A na własnych nogach z wysiłkiem, zajmuje jej to dużo więcej czasu niż osobom w pełni sprawnym. Gdyby nie lata codziennej rehabilitacji, prawdopodobnie byłaby osobą leżącą. Choć przy jej energii, otwartości i potrzebie kontaktu z ludźmi wydaje się to niemożliwe.
Jesienią 2005 r. przypadkiem zobaczyła w telewizji program o psach asystujących. Takich, które nie dość, że stają się przyjaciółmi swoich państwa, to pomagają im w wielu codziennych czynnościach. W mniejszym lub większym stopniu niwelują ograniczenia związane z niepełnosprawnością – zapalają światło, otwierają drzwi, sprowadzają windę, podają różne rzeczy (np. kapcie), podnoszą z podłogi coś, co upadło, pomagają zdjąć buty, ubrać się i rozebrać, asekurują wózek na stromych podjazdach. Są podporą w sensie metaforycznym i dosłownym, bo można się przy wstawaniu z wózka oprzeć o ich grzbiet. Są bardziej odpowiedzialne i lepiej wychowane niż niejeden człowiek.
Ania Urbańska zapamiętała z programu nazwisko Anety Graboś, prezeski fundacji DogIQ, która szkoli takie psy. Wkrótce pierwszy raz zobaczyła czarną labradorkę Iris. Równie energiczną i żywiołową jak ona. Podobieństwa charakteru i temperamentu sprawiły, że spośród wielu osób, które ubiegały się o Iris, w fundacji wybrali właśnie Anię.
W grudniu 2006 r. zamieszkały razem. Iris towarzyszyła swojej pani studiującej wtedy pedagogikę resocjalizacyjną wszędzie, także podczas zajęć na uczelni. Koleżanki i koledzy z roku witali je okrzykami zachwytu. Iris odmieniła życie Ani.