Szczeniak wygląda, jakby właśnie zasnął. Ma puchate futerko i lśniący nosek, a gdy przyjrzeć się dokładniej, widać malutkie pazurki i rzęski na zamkniętych ślepkach. Tyle że nie żyje od 18 tys. lat, a zachował się w tak doskonałym stanie, bo trafił do wiecznej zmarzliny. Rosyjscy badacze, którzy dwa lata temu znaleźli go w północno-wschodniej Jakucji nad rzeką Indigirka, oddali go do badań genetycznych Davidowi Stantonowi ze szwedzkiego Centrum Paleogenetyki. Mieli nadzieję, że on odpowie na pytanie, czy jest to jeszcze wilk, czy już psiak. Liczyli też, że szczątki rzucą nowe światło na nierozstrzygniętą dotąd kwestię udomowienia wilka, pierwszego zwierzęcia, które człowiek przysposobił. Niestety dotychczasowe testy DNA nie dały jasnych odpowiedzi, jedyną pewną informacją jest to, że malec był samcem. Badacze nazwali go Dogor. Pobrzmiewa w nim angielski dog, a po jakucku znaczy „przyjaciel”, co pasuje do współczesnego pojmowania roli psa przy boku człowieka. Bo nie zawsze był on traktowany z taką miłością, czułością i szacunkiem.
Niejasny
Wbrew pozorom paleolityczni łowcy zbieracze nie głodowali. Było ich mało, więc zwierzyny wystarczało dla wszystkich. Ale możliwości przechowywania mięsa były dość ograniczone. Mogło więc być tak, że podczas uczt po polowaniach niedojedzone resztki wyrzucano, a to w okolice siedzib ludzkich przyciągało wilki. Choć mogło się też zdarzać, że ktoś przygarnął młode zabitej suki, a ich wrodzone poczucie hierarchii sprawiło, że potraktowały ludzkich opiekunów jak przywódców stada. Słowem: nie wiadomo, na ile człowiek świadomie dopuścił do siebie to zwierzę. I czy zrobił to bezinteresownie. Bo mógł założyć, że oswojony wilk będzie jego strażnikiem, pomocnikiem i uległym poddanym, ale mógł też dostrzec w nim potencjalnego wiernego przyjaciela.