Główny Urząd Statystyczny dodaje w swoich raportach nowe kolumny do oznaczenia wieku matki: 40–44 lata, 45–49 lat, a ostatnio 50–54 lata. Demografowie mówią jasno: opóźnianie macierzyństwa to pełzający proces, który będzie się tylko nasilał. Mniej kobiet rodzi wcześnie, mając 19 lat i mniej (nieco ponad 18,5 tys. dekadę temu i 5,3 tys. w ubiegłym roku), przesuwa się także okres największej płodności – jeszcze dekadę temu najwięcej dzieci rodziły w Polsce 25–29-latki, dziś kobiety w wieku 30–34 lat. Wreszcie płodność powyżej czterdziestki nabiera innego charakteru i rozmiarów.
W ciągu dekady – przy malejącej dzietności i ujemnym przyroście naturalnym – przybyło matek czterdziestokilkulatek: z 7,7 tys. do 11,7 tys. rocznie (na 272 tys. wszystkich urodzeń). W tym samym czasie wzrosła także liczba kobiet, które decydowały się urodzić pierwsze dziecko, mając więcej niż 45 lat – według raportów GUS o ok. 11 proc. To często ciąże opóźnione, niektóre przedmenopauzalne. Nie wydarzyły się wcześniej przez choroby, życie, które dostarcza niespodzianek, oraz niepłodność.
Osiem poronień, dzieci dwoje
O Monice znajomi mówią, że z niej taka matka Włoszka. Wybuchowa, przejmująca się, bo lęki i kompleksy odkładały się w niej przez lata. Po każdej nieudanej próbie zajścia w ciążę przychodziło uczucie pustki. – Całą swoją dorosłość przeżyłam w niespełnieniu, że nie mogę zostać matką i dać mojemu mężowi dziecka – mówi. Pierwsze poronienie jeszcze na studiach, potem drugie i kolejne, w sumie osiem udokumentowanych, szpitalnych. Przez prawie 20 lat Monika zachodziła w ciąże i roniła. Lekarze mówili, że nic z tego nie będzie, dziwili się, że dalej próbuje. Niektórzy sugerowali, że taka postawa jest nieetyczna.