Szwedka Linada Åkeson McGurk nie wyobraża sobie, by jej córki nie wyszły raz dziennie na dwór, nawet jeśli zimno i słota. Bo że nie ma złej pogody na spacer, tylko źle dobrane ubrania, i że przebywanie na dworze to zdrowie i dobre samopoczucie, wie każda skandynawska matka. Ze swoimi zwyczajami McGurk była sama jak palec, mieszka bowiem w stanie Indiana w USA. A tam chęć chronienia dzieci przed czyhającymi poza domem niebezpieczeństwami oraz wygoda sprawiają, że kontakt z naturą ogranicza się do oglądania jej zza szyby. Więc gdy Linda szła do przedszkola z córkami, zamiast wsadzić je do samochodu, proponowano jej podwózkę. Z litości i troski o dzieci, bo myśl, że przechadzka jest zaplanowana, wydawała się Amerykanom szaleństwem.
Zderzenie dwóch kultur było dla promującej ekologię i zdrowy tryb życia dziennikarki ciekawe. Na napisanie książki „Nie ma złej pogody na spacer” zdecydowała się, gdy za taplanie się córek w strumieniu w rezerwacie przyrody dostała mandat i została pouczona, że naraża zdrowie dzieci, bo woda może być skażona. Gdy opisała sytuację na blogu, przyszły listy od czytelników – jedni rozumieli jej oburzenie, inni nazwali ją złą matką, która nie przestrzega prawa i zaniedbuje córki. Ale i tak się jej upiekło – w 1997 r. Anette Sorensen i jej partnera aresztowano za zostawienie córki w wózku przed restauracją. Coś, co jest normalne w Sztokholmie, w Nowym Jorku uznano za karygodne. Po 4 dniach dziecko wróciło do rodziców, a zarzuty oddalono, ale – jak pisze Linda – „wywołało to dyskusje po obydwu stronach Atlantyku, bo jedni obsesyjnie podchodzą do kwestii korzystania ze świeżego powietrza i zdrowia, a inni do kwestii bezpieczeństwa”.
Hartowanie przez werandowanie
Według badań prowadzonych na University of Kansas przebywanie na świeżym powietrzu rozwija nie tylko sprawność fizyczną, ale i mózg małych dzieci.