Czy w Polsce też jest tak, że kobiety kochają Chopina zawsze, a mężczyźni tylko wtedy, gdy są zakochani? – pyta całkiem serio Chunfang Dou. Niezwykle barwna (nie tylko z powodu farbowanych na rudo włosów) 47-latka prowadzi w Szanghaju prywatną szkołę fortepianu. Pod konserwatorium przyjeżdża regularnie ze względu na ulokowany obok uczelni gigantyczny sklep z fortepianami. Wśród ponad setki instrumentów wyróżnia się biało-złoty fortepian z namalowanym na boku Kopciuszkiem i podpisem: „Odliczanie do północy”. Pamiątka po konkursie organizowanym rok temu wspólnie z Disneyem.
Dou przyprowadziła do sklepu dwie początkujące uczennice, które szukają instrumentów do ćwiczeń w domu. Na razie interesują je niedrogie pianina – w granicach 30 tys. yuanów, czyli około 15 tys. zł. Względy finansowe także skłoniły dziewczyny do nauki u Dou. Gdyby chciały widywać się z którymś z wykładowców pobliskiego konserwatorium, musiałyby zapłacić kilkakrotnie więcej niż w jej szkole – około tysiąca yuanów za godzinę lekcyjną. Semestr studiów na tej uczelni kosztuje nawet kilkanaście tysięcy złotych.
Coraz więcej chińskich rodzin stać jednak na tego rodzaju wydatki. O czym najlepiej świadczy fakt, że trzy z czterech fortepianów sprzedawanych obecnie na świecie trafiają do chińskich domostw. Mają nie tylko wzbogacić muzycznie wnętrza mieszkań i ich mieszkańców, ale także lub przede wszystkim zaświadczyć o statusie nabywców. – Fortepian komunikuje tyle, co: „Interesuję się kulturą wysoką, a do tego stać mnie na salon odpowiedniej wielkości, by postawić w nim tak wielki instrument” – śmieje się młody wykładowca z Katedry Instrumentów Dętych konserwatorium. – A gdy ktoś potrafi jeszcze na tym fortepianie zagrać coś z Chopina, to jest naprawdę „coś”.