Patryk Jaki zaproponował wizję nowej warszawskiej dzielnicy i zderzył się ze ścianą krytyki. Recenzenci wytknęli, że kandydat zjednoczonej prawicy na prezydenta Warszawy, lokując swój projekt nad Wisłą, na terenach zalewowych, betonuje obszary przyrodniczo cenne, wycina tam drzewa, aby na ich miejscu tworzyć parkingi i montować filtry do oczyszczania powietrza, czy wreszcie oferuje ulgi podatkowe najbogatszym polskim przedsiębiorcom. Nasuwa się obraz spółdzielczych punktowców z filmu „Poszukiwany, poszukiwana”, przesuwanych dość dowolnie przez wiecznego dyrektora, granego przez Jerzego Dobrowolskiego.
Warszawa jak Dubaj?
Jaki nie dość, że ignoruje szereg poważnych okoliczności, to jeszcze zaserwował prezentację jakby wyjętą z deweloperskiej aktówki. Na dodatek proponowana dzielnica uosabia także wiele z tego, co PiS oficjalnie zwalcza. Bo kto pływa jachtami za miliony? Dokąd i z kim? Po co Warszawie coś, co miałoby przyciągać ludzi ze świata, co mogłoby wskazywać, że polska stolica, a więc z nią obecna Polska, a co za tym idzie coraz silniej utożsamiający się PiS, ma jakieś powody do kompleksów? No i jeszcze te odwołania do Dubaju, owszem, wzorowo konserwatywnego, ale mimo wszystko muzułmańskiego.
Zresztą zredukowanie nowoczesności do tego, co stawiają deweloperzy w Dubaju, gdzie liczą się przesada, skala i wielkie, spekulacyjne pieniądze, a niekoniecznie potrzeby szeregowego mieszkańca, wskazuje na to, że albo sztab Jakiego przestrzelił z diagnozą charakteru dubajskiej metropolii, albo ma warszawiaków za naiwniaków.
Czytaj także: Jaki pracuje nad wrażeniem, ale to Trzaskowski jest liderem
19. dzielnica w ogniu krytyki
Miała być ucieczka do przodu – Patryk Jaki idzie do wyborów z hasłem „nie mówcie, że się nie da”, a uformowała się pogoń peletonu za najbardziej dynamicznym kandydatem. Bo może sondaże nie dają wiceministrowi sprawiedliwości pierwszego miejsca, ale na początku to Jaki zdołał nadać kampanii rys, oferując mieszankę dezynwoltury i skuteczności z komisji ds. reprywatyzacji. Teraz dał rywalom okazję do kontry. Zarówno główny konkurent i nadal faworyt Rafał Trzaskowski, jak i kandydaci związani z ruchami miejskimi czy wywodzący się z kadr urzędniczych znajdują w projekcie 19. dzielnicy coś do skrytykowania. I wypadają w swej krytyce wiarygodnie.
Im dalej w kampanijny las, tym bardziej będzie liczył się szczegół, lepsza znajomość miasta, humorów jego mieszkańców, generalnego nastroju, tego wszystkiego, co decyduje o zwycięstwie wyborczym. Czas prawdopodobnie zacznie pracować głównie na niekorzyść Jakiego. To nie jest polityka krajowa, bardziej abstrakcyjna, gdzie bicie piany i obrażanie przeciwników wystarczy do łapania punktów. Jeśli Jaki pozostanie poręcznym celem krytyki, czymś w rodzaju zwierzyny łownej, ewentualne debaty z kandydatami dłużej mieszkającymi w Warszawie mogą okazać się dla niego bardzo trudnym wyzwaniem.
Werdykt w tych zawodach wydadzą dopisani do warszawskiego spisu wyborców, z których wielu wie, czego oczekuje od miasta. Począwszy od ławek w drodze na bazarek, przez mityczne miejsca w żłobkach, po wielkie wizje. Przy czym sympatie partyjne nie muszą być automatyczne. Tak samo przed Trzaskowskim, siłą rzeczy spadkobiercy całego inwentarza po kadencjach Hanny Gronkiewicz-Waltz, daleka droga, by zmobilizować na swoją korzyść tych wyborców, którzy byliby skłonni dać na niego głos, nawet z grymasem niezadowolenia, byleby tylko zablokować Jakiego.
Czytaj także: Jaki lepszy od Trzaskowskiego? A w czym?