Kto weźmie duże miasta
Kto zdobędzie władzę w największych polskich miastach?
O ile sytuacja w sejmikach będzie do pewnego stopnia odwzorowaniem obecnego układu sił w Sejmie, o tyle w miastach – z uwagi na wielu prezydentów niezależnych oraz relatywną słabość PiS – jest inaczej. Jesienią zobaczymy klasyczne starcia PO z PiS (Łódź czy Poznań), lecz także bardziej skomplikowane kombinacje – były kandydat PO przeciwko kandydatowi PO (Gdańsk), wieloletni prezydent niezależny przeciw debiutującej posłance PiS (Kraków), czy najbardziej zawikłaną bitwę wrocławską. Po rezygnacji Rafała Dutkiewicza walczą tam wszyscy ze wszystkimi, a poseł Nowoczesnej nie ma wsparcia własnej partii. Najgłośniejszy już teraz jest jednak wyścig w stolicy.
Kto śni o Warszawie
Ursynów, 21 czerwca. Grubo ponad sto osób przyszło na spotkanie z Rafałem Trzaskowskim w jego warszawskim mateczniku – kandydat Platformy mieszka trzy stacje metra stąd. – Mieszkam przy ul. Nowoczesnej i chciałbym, żeby właśnie taka była Warszawa – mówi Trzaskowski.
Sala nagradza go brawami, gdy powołuje się na rozmowę z warszawiakiem, który powiedział mu: „Niech pan nie dopuści do władzy przebierańca”. To o Patryku Jakim, który na użytek kampanii w liberalnej stolicy przedzierzgnął się w zwolennika in vitro i dopuszcza organizację Parady Równości. Trzaskowski wydaje się rozluźniony, z werwą atakuje PiS: – Jakich inwestorów oni chcą ściągnąć? Amerykanów? Izraelczyków? Francuzów, żeby ich uczyć, jak jeść widelcem? Ze wszystkimi się skłócili.
Trzaskowski obiecuje m.in. darmowe bilety komunikacji miejskiej dla licealistów, wsparcie miasta dla niepełnosprawnych, nowe tramwaje. Na koniec spotkania długo pozuje do zdjęć ze zwolennikami. To był całkiem udany mityng.
Tego samego dnia internet – a w ślad za nim „Wiadomości” – żyje jednak wpadką Trzaskowskiego z wcześniejszego spotkania na Wilanowie. Wokół polityka pustawo, a na „ławce Rafała”, na którą mieli się przysiadać warszawiacy, by porozmawiać z kandydatem, Trzaskowski konwersuje z członkiem młodzieżówki PO. Były rzecznik polskiej prezydencji w Unii Konrad Niklewicz próbuje uniemożliwić nagrywanie tej sceny zwolennikowi Jakiego.
Trzaskowski jest bez wątpienia faworytem. Wygraną Jakiego niby wyklucza najnowsza historia głosowań w stolicy. W 2015 r. mimo beznadziejnej kampanii Bronisław Komorowski wygrał tu w drugiej turze z Andrzejem Dudą z wynikiem ponad 59 proc. głosów. W wyborach do Sejmu PiS miał niecałe 30 proc., a PO i Nowoczesna – popierające dzisiaj Trzaskowskiego – ponad 40 proc. Także bieżące sondaże przewidują zwycięstwo kandydata Platformy, choć jego przewaga nad Jakim maleje.
– Ludzie Jakiego przychodzą na nasze spotkania, wszystko nagrywają i montują. Wciąż mają przewagę na Twitterze – usłyszeliśmy na jednym ze spotkań z Trzaskowskim. Jakby Platforma w ogóle nie odrobiła lekcji z 2015 r., gdy przypominała pospolite ruszenie w starciu ze zdyscyplinowaną armią Dudy i PiS. W tej kampanii znowu widać dystans między partią a jej kandydatem – dwa tysiące członków PO w Warszawie wspiera Trzaskowskiego raczej bezobjawowo, Trzaskowski ze swojej strony również nie afiszuje się z logo Platformy.
Osoby związane z kampanią zapewniają, że to dopiero początek walki o stolicę, a pełny wachlarz możliwości zaprezentują dopiero po ogłoszeniu daty wyborów – czyli w wakacje. Ich zdaniem kameralne spotkania, przeciąganie na swoją stronę środowisk lewicowych, które mogły wesprzeć SLD, zniechęcenie do startu Roberta Biedronia, odcięcie się od Hanny Gronkiewicz-Waltz – zaprocentuje jesienią.
Trzaskowskiemu sprzyja fakt, że nie objawił się dotąd żaden kandydat, który mógłby – jak Paweł Kukiz w 2015 r. – zmienić oblicze kampanii i naruszyć duopol PO-PiS. Szanse na trzecie miejsce w stolicy ma działacz miejski, szef stowarzyszenia Wolne Miasto Warszawa Jan Śpiewak. Mają go poprzeć Razem, Inicjatywa Polska i Zieloni, które po mozolnych negocjacjach 12 czerwca ogłosiły wystawienie wspólnych list w wyborach w stolicy. Niepewność w szeregi koalicji wprowadza Barbara Nowacka, sugerując, że Śpiewak nie może być pewien jej poparcia.
Sondaże dają Śpiewakowi kilka procent. Także SLD nie odmieni raczej losów wyborów. Po kilku zwrotach akcji kandydatem Sojuszu został Andrzej Celiński, były polityk UW i SdPL. Kandydować nie chciały ani Katarzyna Piekarska, ani Małgorzata Szmajdzińska, start do sejmiku zapowiedziała Monika Jaruzelska.
Na prezydenta kandyduje też m.in. były zastępca Gronkiewicz-Waltz Jacek Wojciechowicz, zwolniony przez nią po wybuchu afery reprywatyzacyjnej. Nie ma szans nawet na wejście do drugiej tury, ale Platformie zaszkodzić może. Na lipiec planowane jest wydanie jego książki o kulisach funkcjonowania ratusza za rządów PO.
Jedynym groźnym rywalem Trzaskowskiego pozostaje Jaki, którego zwolennicy zalewają media społecznościowe filmikami ze spotkań wyborczych, chwaląc je za wysoką frekwencję. Też zalicza wpadki, ostatnio z wykorzystaniem mema ze zdjęciem z pogrzebu posła PO Sebastiana Karpiniuka (zginął w katastrofie smoleńskiej) do ataku na Donalda Tuska. Współpracownicy Trzaskowskiego wydają się jednak mało skuteczni w wykorzystywaniu tych potknięć.
Polityk Platformy pozostaje faworytem wyścigu o prezydenturę stolicy, ale rywalizacja zanosi się na znacznie bardziej zaciętą, niż się wydawało.
W Poznaniu raczej bez zmian
„Zwycięża się w ciszy. Klęska kocha wrzawę,/śledź lubi cebulę, a pieniądz – milczenie”. To fragment piosenki Jacka Kaczmarskiego, w której uwieczniony został Jacek Jaśkowiak, a zarazem motto założonej przez niego firmy doradczo-księgowej. Prezydent Poznania często opowiada o swojej przyjaźni ze zmarłym w 2004 r. bardem, o którym mówi, że „ocalił go jako człowieka” i pomógł zrozumieć, że pieniądze nie są najważniejsze. Jaśkowiak, biznesmen od początku lat 90., do polityki wszedł w 2010 r., gdy bez powodzenia ubiegał się o urząd prezydenta. Cztery lata później, już jako członek PO, pokonał rządzącego Poznaniem od 1998 r. Ryszarda Grobelnego. W wyborach wystartuje jako kandydat Koalicji Obywatelskiej (PO plus Nowoczesna) i jest faworytem.
Jaśkowiak ma jednak małe szanse na reelekcję w pierwszej turze, a w drugiej najpewniej zmierzy się z Tadeuszem Zyskiem, popieranym przez PiS. Zysk w 2015 r. bez skutku ubiegał się o mandat posła, rok później wydał książkę Jarosława Kaczyńskiego „Porozumienie przeciw monowładzy” o Porozumieniu Centrum. Może skorzystać na akcji CBA, według którego władze Poznania zaniżyły wartość działki sprzedanej prywatnemu inwestorowi. Trudno uznać za przypadek fakt, że agenci Biura weszli do urzędu miasta akurat 23 kwietnia, gdy ogłaszano kandydaturę Jaśkowiaka.
Szansę na wejście do drugiej tury ma też obecny wiceprezydent Tomasz Lewandowski z Inicjatywy Polskiej, od sierpnia 2016 r. wiceprezydent Poznania. Oprócz IP Lewandowskiego popierają Razem i SLD, co czyni Poznań jedynym jak dotąd miastem, gdzie partie te współpracują.
Jaśkowiak ma na prawicy wizerunek uczestniczącego w Marszach Równości rowerzysty. Nie lubią go kibice, którzy w październiku 2017 r. dali wyraz niechęci, wywieszając podczas meczu transparent „Stadion Lecha i kibole – ostatni bastion wolności w umęczonym lewacką paranoją Poznaniu”. Popularny wśród fanów piłkarskich jest za to Jarosław Pucek, były urzędnik popierany przez Ryszarda Grobelnego. Nie ma jednak szans na drugą turę, a jego kandydatura tylko pomoże Jaśkowiakowi, rozpraszając głosy jego przeciwników.
Zdanowska (raczej) z własnym komitetem
W Łodzi faworytką jest obecna prezydent Hanna Zdanowska. Jej notowaniom nie zaszkodził wyrok sądu, który w marcu skazał ją na grzywnę za poświadczenie nieprawdy w dokumentach. Szefowa łódzkiej PO zaświadczyła, że otrzymała 50 tys. zł zaliczki za mieszkanie, które sprzedawała swojemu partnerowi. Na tej podstawie bank przyznał Włodzimierzowi G. kredyt na zakup lokalu. Okazało się jednak, że Zdanowska pieniędzy nie dostała, a z partnerem umówiła się, że za zaliczkę uznają kwotę wydaną przez niego na remont mieszkania. 5 maja obrońca Zdanowskiej poinformował o złożeniu apelacji, ale kara grzywny nie uniemożliwia jej kandydowania. To rozczarowanie dla polityków PiS, którzy liczyli, że sąd wyeliminuje Zdanowską z polityki.
Szans na wygraną nie ma bowiem kandydat PiS poseł Waldemar Buda, startujący po to, by wyrobić sobie nazwisko. Łódzką zagadką jest raczej jedynie to, czy dojdzie do drugiej tury. Jeśli PO porozumie się z SLD i Sojusz nie wystawi własnego kandydata, to reprezentantka PO ma szansę na reelekcję już w pierwszej turze. Warunkiem lewicy jest jednak start Zdanowskiej w formule własnego komitetu, a nie pod sztandarem Platformy czy Koalicji Obywatelskiej.
Władza odpuszcza Białystok
Nie tylko Zdanowska może liczyć na zwycięstwo w pierwszej turze – taką nadzieję sondaże dają też Tadeuszowi Truskolaskiemu, startującemu pod szyldem Koalicji Obywatelskiej prezydentowi Białegostoku. Truskolaski rządzi miastem od 12 lat, w obecnej kadencji jest w nieustannym konflikcie z radą miasta, w której większość ma PiS. 19 czerwca radni czwarty rok z rzędu nie udzielili prezydentowi absolutorium z wykonania budżetu, a w 2016 r. obniżyli mu pensję.
O tym, że PiS zrezygnował z walki o Białystok, świadczy wystawienie przeciw Truskolaskiemu Jacka Żalka. Poseł Porozumienia jest związany z Białymstokiem od początku kariery politycznej, jednak lokalni działacze PiS pamiętają mu przede wszystkim przejście do PO tuż przed przyspieszonymi wyborami do sejmiku w 2007 r. Żalek znany jest z częstych zmian barw partyjnych, z radykalnie konserwatywnych poglądów i nieprzemyślanych wypowiedzi. W 2012 r., jeszcze jako poseł PO, sugerował przywrócenie monarchii i osadzenie na tronie Bronisława Komorowskiego. Z kolei podczas protestu opiekunów osób z niepełnosprawnościami stwierdził, że wśród nich „mogą trafić się zwyrodnialcy”, czym ściągnął na siebie krytykę nawet ze strony kolegów z klubu.
PiS po cichu w Katowicach
Jedynym dużym miastem, w którym łatwe zwycięstwo może osiągnąć PiS, są Katowice. Ale tylko dzięki temu, że Kaczyński poparł obecnego niezależnego prezydenta Marcina Krupę, który jest na tyle dobrze oceniany, że ma szansę na reelekcję już w pierwszej turze. Krupa poparcie PiS przyjął, ale się z nim nie obnosi. Na każdym kroku podkreśla swoją bezpartyjność i powtarza, że „jego partią są Katowice”. Dobre relacje z obozem rządzącym tłumaczy pragmatyzmem i działaniem na rzecz miasta. Krupa w 2006 r. został radnym, cztery lata później – wiceprezydentem. W 2014 r. startował jako kandydat niezależny z poparciem dotychczasowego prezydenta Piotra Uszoka, który nie ubiegał się o reelekcję. Życia Krupie nie chce najwyraźniej utrudniać Koalicja Obywatelska, która wystawiła Jarosława Makowskiego, szefa katowickich struktur PO, bez większego doświadczenia w kampaniach wyborczych.
Wielkie zamieszanie we Wrocławiu i Gdańsku
W stolicy Dolnego Śląska sytuacja jest chyba najbardziej skomplikowana. Rezygnacja Dutkiewicza otworzyła przestrzeń dla innych kandydatów. Obecny prezydent popiera swojego urzędnika Jacka Sutryka, który prowadzi w części sondaży. Popierają go też SLD i Nowoczesna, która nie weszła tu w sojusz z Platformą. Szansę na drugą turę ma też kandydatka PiS Mirosława Stachowiak-Różecka, która w 2014 r. przegrała w drugiej rundzie z Dutkiewiczem. Trzecim liczącym się kandydatem jest reprezentant PO Kazimierz Ujazdowski, który prowadzi bardzo intensywną kampanię, ale jako przybysz z PiS budzi nieufność części liberalnych wyborców.
W mieście krążą plotki, że Schetyna może jeszcze zmienić zdanie i wycofać Ujazdowskiego, ale kłopot w tym, że PO ma wprawdzie polityka, który byłby tu niemal pewny wygranej (Bogdana Zdrojewskiego), ale on nie pali się do kandydowania. Mimo utraty poparcia Nowoczesnej z walki o prezydenturę nie rezygnuje poseł tej partii Michał Jaros.
Ktokolwiek z kandydatów niepisowskich wejdzie do drugiej tury, wygra ją, jeśli jego przeciwniczką będzie Stachowiak-Różecka. Elektorat negatywny PiS jest zbyt liczny, by partia Kaczyńskiego zwyciężyła we Wrocławiu.
Bardzo ciekawie jest też w Gdańsku. PiS sięgnął tu po kandydaturę Kacpra Płażyńskiego (syn założyciela Platformy Macieja Płażyńskiego), ale bój o władzę nad najbardziej platformerskim z wielkich miast stoczą obecny prezydent Paweł Adamowicz i kandydat PO Jarosław Wałęsa. Adamowicz nie przejął się utratą poparcia PO i już parę miesięcy temu zadeklarował chęć startu.
W Krakowie pewnie po staremu
Wiosną Kraków żył plotką, że z polityki miejskiej wycofa się Jacek Majchrowski, rządzący tu od 2002 r. Kandydatem opozycji miał w tej sytuacji zostać szef PSL Władysław Kosiniak-Kamysz. Majchrowski ogłosił jednak, że będzie kandydował na piątą kadencję. Jego rywalką – jedyną z szansami na drugą turę – jest szefowa komisji śledczej ds. Amber Gold Małgorzata Wassermann. Platforma żadnego dobrego kandydata nie ma, pojawiają się nawet doniesienia, że może poprzeć swojego byłego polityka Łukasza Gibałę, który walczy o prezydenturę z większym zapałem niż nadzieją.
– Sądzę, że w Krakowie będzie jak zwykle. Majchrowski przechodził do drugiej tury z politykiem PiS lub PO i zgarniał w niej głosy swojego elektoratu oraz głosy przeciwników swojego rywala. Wygra i w tym roku – mówi Łukasz Pawłowski, specjalista od kampanii z portalu lokalnapolityka.pl i Instytutu Badań Samorządowych.
W 2014 r. „Gazeta Polska” dała na okładkę zdjęcia kilku polityków PiS z tytułem „PiS idzie na miasta”. Wszyscy przegrali. Wybory w miastach, zwłaszcza tych większych, to ewidentnie nie jest ulubiona dyscyplina obecnej partii rządzącej. Także i teraz w większości dużych miast najbardziej prawdopodobny jest scenariusz, w którym PiS będzie wystarczająco silny, by zapewnić swoim zawodnikom drugą turę, oraz wystarczająco nielubiany, by uniemożliwić im przejęcie władzy w ratuszach.