Biskup Pieronek denerwuje się, że komuś w Watykanie zależy na odwlekaniu beatyfikacji Jana Pawła II. Ale komu? Tego oczywiście nie mówi. Może nie wie, może wie, ale publicznie nie powie. To niedobra metoda, bo sieje podejrzenia, a dowodów nie przedstawia.
Za to to kardynał Dziwisz jest niezadowolony, że prywatna osoba, pani Półtawska, publikuje swoją korespondencję z Karolem Wojtyłą i kreuje się na być może najbardziej zaufaną współpracownicę papieża Polaka. Pani Półtawska miała ciężkie życie, a jej wieloletnia przyjaźń z Wojtyłą jest faktem, co zatem tak zdenerwowało Dziwisza? To, że ktoś jakby z nim konkuruje o tytuł największego przyjaciela Jana Pawła II? A może to, że opublikowana korespondencja między księdzem a mężatką jest tak zażyła? I czy ta zażyłość nie przekroczyła z kościelnego punktu widzenia pewnej granicy? No dobrze, ale czy Półtawską można wobec tego posądzić, że de facto działa przeciwko szybkiej beatyfikacji?
Same zagadki, jak to zwykle w Kościele. Kiedy nie wiadomo o co chodzi, tu zwykle chodzi o władzę, o porządek dziobania. O to, kto w Polsce może sobie przypisywać jakie zasługi - w tym przypadku w beatyfikacji Jana Pawła II. Przecież plotka głosi, że o to samo, czyli o ogłoszenie beatyfikacji już w 2010 r., zabiegał ostatnio podczas spotkania z Benedyktem XVI polski prezydent.
Na razie nie ma dowodów na sugerowany przez bp. Pieronka spisek watykańskich prałatów przeciwko beatyfikacji Wojtyły. Rzymscy watykaniści też go nie widzą. Przeciwnie, mówią raczej, że wszyscy w Watykanie chcą sprawę jak najszybciej dopiąć. To my w Polsce mamy skłonność do teorii spiskowych, ilekroć coś idzie nie po naszej myśli lub nie w takim tempie. Nie tylko zresztą w sprawie wyniesienia papieża Wojtyły na ołtarze.