Artykuł Dominika Stecuły jest polemiką z tekstami Cezarego Łazarewicza: „Ni Małp, Ni Orłów" (reportaż z Chicago) oraz "PGR Jackowo" (wywiad z Jarosławem Chołodeckim, byłym działaczem Solidarności na Dolnym Śląsku, długoletnim działaczem polonijnym oraz założycielem organizacji Wspólnota Rozproszonych Członków Solidarności), opublikowanymi w POLITYCE. Skróty i opracowanie tekstu pochodzą od redakcji.
Faktem jest, że wiele rzeczy przedstawionych w wyżej wymienionych artykułach często odpowiada rzeczywistości. Wielu Polaków w Stanach Zjednoczonych po odniesieniu sukcesu zrywa kontakty ze środowiskami polonijnymi, wracając do „polskiej dzielnicy" tylko w czasie świąt lub na zakupy spożywcze. Rzeczywiście „polskie dzielnice" kojarzą się z kiczowatymi lokalami z neonowym napisem „bigos" za szybą, a polonijna kultura często przedstawia polską kulturę jako jedynie tańce ludowe z akompaniamentem akordeonu. Jednak takie stwierdzenia nie przedstawiają całego obrazu obecnej Polonii. A obraz ten się nieustannie zmienia i wbrew wielu krytycznym komentarzom jest naprawdę dosyć imponujący.
Opisana na łamach Polityki kampania wyborcza Dr. Wiktora Forysia to pierwszy przykład niedokładnego oraz jednostronnego opisu sytuacji. Dystrykt piąty w Chicago, w którym miejsce zwolnił Rahm Emmanuel, obecnie członek ekipy prezydenta Baracka Obamy, jest zamieszkały przez około 640 tys. osób, w tym przez około 112 tys. osób o polskich korzeniach, zgodnie z danymi statystycznymi US Census Bureau (czyli amerykańskiego odpowiednika GUS). Po odliczeniu Polaków bez obywatelstwa USA oraz osób poniżej 18. roku życia, zostaje około 60 - 70 tys. Polonusów mających prawo do głosowania. Jednak w prawyborach Partii Demokratycznej Foryś zajął odległe, czwarte miejsce, z zaledwie 6,416 głosami (12 proc.). Trudno więc sprzeczać się z faktem braku „gry zespołowej" Polonii. Wystarczyłoby, aby połowa Polaków uprawanionych do głosowania w piątym dystrykcie stawiła się do urn i zagłosowała na Forysia, aby ten wygrał prawybory ze sporą zaliczką (zwycięzca prawyborów Mike Quigley otrzymał 12,1 tys.). Jednak przedstawianie kampanii Forysia w kategorii porażki czy straty czasu jest nie na miejscu. Doktor Foryś nie był osobą wyjątkowo znaną czy doświadczoną w politycznej machinie Chicago. Po dosyć krótkiej kampanii wyborczej, w której zebrał sporo funduszy (ponad 160 tys. dolarów w grudniu), nie był w stanie sprzeciwstawić się politykom takim jak Mike Quigley, John Fritchey, oraz Sara Feigenholtz, którzy mają za sobą lata politycznej aktywności w Chicago oraz w stanowej Izbie Reprezentantów Illinois. Sam Barack Obama, obecnie prezydent USA, w 2000 r. nie był w stanie wygrać wyborów do Izby Reprezentantów ze względu na brak doświadczenia politycznego w Chicago. Dlatego zakończona kampania wyborcza może długoterminowo posłużyć jako solidne fundamenty do ewentualnych przyszłych wyborów. Używając terminologii piłkarskiej, ligowy beniaminek rzadko wygrywa rozgrywki za pierwszym razem.
Mowa o „politycznym zmarginalizowaniu" Polonii też jest przesadzona. Polacy zawsze byli zaangażowani politycznie w USA, w 1958 r. wybranych do Izby Reprezentantów zostało 15 polityków o polskich korzeniach. W poprzednim, 110. Kongresie Stanów Zjednoczonych zasiadało sześciu reprezentantów oraz trzech senatorów. Chybione są też komentarze o braku „poparcia od lewa do prawa." Historycznie rzecz biorąc, przykładem jest Buffalo w stanie Nowy Jork, gdzie większość Polonii sympatyzowało z Partią Demokratyczną, ale w olbrzymich liczbach poparła ona Polaka startującego na burmistrza z listy Partii Republikańskiej. Ale ponadpartyjność nie jest jedynie zapisana na kartach historii. Podczas ostatnich wyborów prezydenckich w 2008 r., została zorganizowana akcja Polonia Votes 2008, która miała na celu zmobilizowanie wyborcze Polonii, niezależnie od preferencji politycznych. Podczas licznych spotkań zorganizowanych w ramach akcji bardzo wiele osób zadeklarowało udział w wyborach, bez zbędnych kłótni o ideologię polityczną.
Zamykając temat polityki warto też obalić mit o Polonii, która nie głosuje. Doskonałym przykładem moży być tutaj miasto Milwaukee w stanie Wisconsin, gdzie podczas ostatnich wyborów prezydenckich okręgi wyborcze zdominowane przez wyborców polskiego pochodzenia zanotowały frekwencję wyborczą pomiędzy 90 a 98 proc. W wielu innych okręgach wyborczych zamieszkanych przez Polaków frekwencja również była bardzo wysoka. Warto przypomnieć, że frekwencja podczas ostatnich wyborów prezydenckich w Polsce w 2005 r. wyniosła 50,99 proc. W porównaniu z ojczyzną, Polonia jest więc zdecydowanie bardziej zaangażowana politycznie.
Jednak nie tylko opisy polityczne Polonii są błędnie ocenione w artykułach Polityki. Szczególnie rzuca się w oczy stwierdzenie że „Polacy odstają od amerykańskiej większości." Najnowsze dane statystyczne US Census Bureau pokazują, że tak nie jest. Z 9 976 267 Polaków w Ameryce, 35,1 proc. posiada ukończone studia, podczas gdy tylko 27,5 proc. całej populacji USA może się pochwalić takim osiągnięciem. Tylko 3,3 proc. Polonusów słabo włada językiem angielskim. Aż 40,8 proc. Polaków pracuje zawodowo na stanowiskach kierowniczych (podczas gdy średnia amerykańska to 34.6 proc.). Dochód na jednego mieszkańca USA to 26 688 dolarów podczas gdy dochód na jednago mieszkańca o polskich korzeniach to 32 667 dolarów. Podobne są statystyki najnowszych członków polskiej grupy etnicznej w USA, czyli osób urodzonych w Polsce. Według najnowszych danych US Census Bureau, w USA mieszka obecnie 484 777 osób urodzonych w Polsce. Z tej grupy, 29,5 proc. ukończyło studia wyższe, 29,1 proc. pracuje zawodowo na stanowiskach kierowniczych, a średni dochód na głowę to 33 996 dolarów. Powyższe statystyki pokazują więc, że Polacy generalnie radzą sobie bardzo dobrze w Stanach Zjednoczonych, a stwierdzenia, że poziom wykształcenia Polonii jest niski, są wyssane z palca.
Oczywiście trudno jest walczyć z zakorzenionym paradygmatem Polonii złożonej ze słabo wykształconych pracowników fizycznych. Jednak większe zainteresowanie rządu RP na pewno pomaga w zmienianiu tej sytuacji. Ministerstwo Spraw Zagranicznych eksperymentowało w 2008 r. z korzystaniem z profesjonalnych usług lobbingowych firmy BGR Holding na rzecz polskiej polityki obronnej, a w planach na 2009 r. była już pełna działalność lobbingowa na rzecz polskiej racji stanu. Również informacja o zebraniu 3 mln dolarów przez polski rząd oraz prywatnych darczyńców na polską katedrę Uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku napawa optymizmem. Generalnie rzecz biorąc współpraca polsko-polonijna idze w dobrym kierunku.
Jednak pozytywne zmiany to nie tylko współpraca z Polską. Przykładem tutaj są polonijne media. Opisane w Polityce media jako skrajne gazety i radia, które nadal koncentrują się na „komunie, Żydach, SB, itp" są niestety obecne, jednak do głosu dochodzą młodzi, technologicznie zaawansowani ludzie. Pełna profesjonalizmu ogólnokrajowa gazeta dwujęzyczna Biały Orzeł z Bostonu przeciera szlaki prasowe, podczas gdy w Detroit działa internetowa Telewizja Detroit oraz pierwszy w ogóle polski podcast internetowy Polskie Detoit. Dzieje się więc naprawdę dużo dobrego.
Dlatego naprawdę przykre są głosy o zacofaniu i nieudacznictwie Polonii. Nasza obecność w USA to nie tylko kiełbasa i bigos, tańce ludowe, czy praca jako malarz pokojowy. Nawet jeśli w pewnym momencie ten opis oddawał realia życia Polaków za Wielką Wodą, w tej chwili jest on niezgodny z prawdą. Podobnie jak niezgodny z prawdą jest nadal popularny wśród niektórych Amerykanów pogląd o Polsce jako o zacofanym, biednym kraju gdzie leciwy, bezzębny mężczyznana pogania na polu konia z pługiem. Tego typu poglądy są bardzo krzywdzące. Nie pozwólmy więc, aby przestarzałe stereotypy zasłaniały nam rzeczywistość.
Dominik Stecuła - Autor pracuje jako badacz naukowy w Instytucie Piast w Detroit w Stanie Michigan. Instytut Piast jest jedynym w USA oficjalnym Centrum Informacji Statystycznych o Polonii wyznaczonym przez US Census Bureau.