Kiedy w 2003 r. rozpoczęła się wojna w Iraku nikt nie spodziewał się, że jej rezultatem będą nie tylko zniszczenie i ofiary śmiertelne, ale również exodus tysięcy przedstawicieli mniejszości od wieków zamieszkujących Mezopotamię i stanowiących nieodłączny element irackiego społeczeństwa, w tym chrześcijan. Zresztą ataki terrorystyczne, zamachy bombowe na miejsca kultu, zastraszanie, zmuszanie do przejścia na islam, wywłaszczania, trudności ze znalezieniem pracy w sektorze publicznym z powodu wyznania są elementem życia chrześcijan także w Egipcie, Palestynie, Turcji, a nawet w Libanie.
Historia Haythama
Życie tego młodego Irakijczyka to niemal 35-letni dramat całego narodu. Kiedy Haytham był dzieckiem, jego ojciec został ciężko ranny podczas wojny iracko-irańskiej w latach 80-tych. Symboliczna renta, która miesięcznie była równa kilogramowi mięsa i niewielki skrawek ziemi w okolicach Mosulu miał zapewnić rodzinie utrzymanie. Niestety dochód był tak niewielki, że Haytham i jego brat musieli pracować. Sytuacja jeszcze bardziej się pogorszyła po wojnie w Kuwejcie. Studia przypadły na okres sankcji Rady Bezpieczeństwa ONZ i właściwie odcięcia Irakijczyków od świata zewnętrznego. Dlatego po uzyskaniu magisterium z anglistyki Haytham postanowił przez Turcję dotrzeć do Europy. W Grecji został aresztowany i osadzony w warunkach, które bliższe były więzieniom bliskowschodnim niż europejskim. Traktowany w sposób mało humanitarny i poniżający sam poprosił o deportację do Iraku. W 2007 r. sytuacja polityczna nadal była napięta, ale sąsiedni Kurdystan, który od 1991 r. cieszy się szeroką autonomią, a przy tym posiada znaczące dochody z zasobów naturalnych, wydawał się idealnym miejscem dla nauczyciela języka angielskiego. Niestety już na wstępie dziekan, absolwent arabskiego uniwersytetu w Mosulu, w ostrych słowach zaznaczył, że nie zatrudni ani chrześcijan, ani Arabów-muzułmanów. Do Kurdystanu uciekło zresztą wielu chrześcijan, ale tam również nie czują się bezpieczni.
W końcu Haytham rozpoczął pracę jako wykładowca w rodzinnym Mosulu. Jednak atmosfera na uniwersytecie stała się bardzo napięta: dochodziło do sytuacji, w której studenci potrafili z bronią w ręku wymuszać stopnie na egzaminach, coraz częściej zdarzały się porwania, głównie chrześcijan, którzy nie mając wsparcia rodzinnych klanów i nie mogąc liczyć na pomoc policji czy armii, byli zmuszeni do wpłacania okupu. Kiedy w lipcu 2007 r. porwano siedmiu studentów, Hytham zauważył, że także stał się celem, a powroty do domu były coraz bardziej skomplikowane. Kiedy jego przyjaciel otrzymał list od nieznanej muzułmańskiej grupy nawołującej go przejścia na islam pod groźbą śmierci rodzina Hythama postanowiła opuścić Irak i nielegalnie przedostała się do Syrii, a następnie przez góry do Libanu.
Zanik wschodnich kultur
Chrześcijanie w Iraku, przed wojną stanowili od 3-5 proc. ludności, czyli niemal milionową mniejszość religiną oraz etniczną, bo w większości są niearabskimi Asyryjczykami. Zamieszkiwali przede wszystkim w regionie Niniwy, w tym Mosul oraz Bagdad i Basrę. Część wyjechała z Iraku jeszcze podczas rządów Saddama Husajna, między innymi, z powodu ubóstwa spowodowanego sankcjami ONZ oraz przymusowej arabizacji. Jednak od 2003 r. kraj opuściło 40 proc. (w porównaniu do 10 proc. w przypadku innych wspólnot religijnych) liczby, która istniała przed wybuchem wojny, czyli ponad 400 tysięcy osób. Ogromnym szokiem dla całej wspólnoty chrześcijańskiej było porwanie i śmierć chaldejskiego abp. Mosulu Paulosa Faradża Rahho rok temu, a potem zabójstwa kolejnych księży. Niektórzy zdołali bezpośrednio dotrzeć do Europy, jednak duża część, najczęściej nielegalnie dotarła do krajów sąsiadujących: Jordanii, Syrii, a przede wszystkim Libanu, gdzie oczekują na wizy do Europy, USA, Australii albo poprawę sytuacji w Iraku. Żaden z uchodźców nie zamierza osiąść na stałe w Libanie, ale jest to kraj zbliżony kulturowo, gdzie chrześcijanie wciąż stanowią niemal 25 proc. ludności i gdzie mogą swobodnie manifestować swoją religię, poza tym działa tu wiele organizacji, które pomagają uchodźcom. Ponadto większość kościołów chrześcijańskich obecnych w Iraku ma swoje siedziby także w kraju cedrów, jak kościół chaldejski. (patrz ramka)
Trudno jest oszacować dokładną liczbę uchodźców z Iraku. Biuro Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźcow (UNHCR) podaje, że na terenie Libanu przebywa około 50 tysięcy Irakijczyków, z czego ok. 10 proc. stanowią chrześcijanie. Są to jednak dane szacunkowe, ponieważ większość przebywa nielegalnie, a rejestracja w UNHCR i wydane dokumenty nie zmieniają ich statusu wobec władz libańskich, gdyż Liban nie jest stroną stosownych konwencji, co wynika z historycznych problemów związanych z uchodźcami palestyńskimi. Dlatego osoby przebywające nielegalnie mogą nawet trafić do więzienia.
Coraz większy exodus irackich chrześcijan, ich nielegalny statusu uchodźców zmobilizował katolickie i prawosławne Kościoły (patrz ramka) w Libanie do działania nie tylko poprzez pomoc materialną, ale przede wszystkim reprezentowanie ich wobec władz libańskich oraz informację. Z tego też powodu na katolickim uniwersytecie Notre Damme w górach Libanu zorganizowano konferencję pod wymownym tytułem: "Zanik wschodnich kultur. Obecność chrześcijan w Iraku... rozkwit czy koniec istnienia?", której głównym celem była dyskusja na temat chrześcijan na Bliskim Wschodzie w ogóle oraz w Iraku w szczególe.
Już pierwszy film dokumentalny przygotowany przez wnuka słynnej Feiruz, chrześcijanki i ikony muzyki orientalnej (zresztą wkład jaki chrześcijanie wnieśli do kultury arabskiej był wielokrotnie podkreślany) zrobił ogromne wrażenie na obecnych przedstawicielach kościołów orientalnych oraz wspólnot muzułmańskich. Film opowiadał o przygotowaniach do wyjazdu chrześcijańskiej rodziny z regionu Mosulu, a cechą charakterystyczną ścieżki dźwiękowej była porażająca cisza. Na twarzach bohaterów wyraźnie zaznaczał się strach i zmęczenie, a przede wszystkim niemoc, że zostali zmuszeni do opuszczenia kraju swoich przodków, kraju za który walczyli i którego wciąż czują się obywatelami. Kropkę nad "I" postawił chaldejski arcybiskup Kirkuku Louis Sako, który w mocnych słowach opowiedział o pogarszającej się sytuacji chrześcijan w Iraku, których utożsamiono z krzyżowcami, oskarżono o bluźnierstwo i politeizm. Jednocześnie przypomniał, że to właśnie chrześcijanie z Mezopotamii pomogli Mahometowi i jego zwolennikom podczas ucieczki z Mekki. Kiedy arcybiskup zarzucił rządowi irackiemu marginalizację roli chrześcijan, brak pomocy i ochrony, a nawet działania przeciwko mniejszościom, konferencję opuścił ambasador Iraku oraz przedstawiciel muftiego Bejrutu. Słowa abp. Sako potwierdziła byłą minister w rządzie irackim Pascale Warde, która zwróciła uwagę na fakt, że w trakcie przygotowywania nowej konstytucji, w końcu pod nadzorem sił koalicji, w ogóle usunięto artykuł dotyczący praw mniejszości, pierwotnych mieszkańców Mezopotamii, którzy zawsze stanowili istotny i komplementarny element irackiej mozaiki, kolebki trzech religii, ziemi gdzie urodził się Abraham. Chrześcijan uznaje się za popierających siły koalicji, z kolei na przykład bahaitów za heretyków islamu. Niestety przedstawiciele mniejszości w Iraku (patrz ramka) nie mogą liczyć nawet na pomoc organizacji międzynarodowych, ponieważ na tle całego społeczeństwa liczbowo są niereprezentatywni. Jednocześnie rodzi się pytanie, skoro muzułmanie domagają sie praw w Europie dlaczego odmawiają takich samych praw chrześcijanom na Bliskim Wschodzie? W przypadku Iraku najważniejsze jest włączenie ich w plan odbudowy kraju, umożliwienie uczestnictwa w życiu politycznym, a przede wszystkim udostępnienie środków i inwestycje w regionach zamieszkanych przez chrześcijan, szczególnie stworzenie projektów irrygacyjnych w regionie Niniwy. Żaden z poznanych uchodźców nie chciał emigracji do państw, które jednak są im obce kulturowo. Woleliby powrócić do kraju, gdyby tylko zapewniono im bezpieczeństwo.
Chociaż Dr Muhammad Al Sammak, sekretarz generalny komitetu na rzecz dialogu islamo-chrześcijańskiego, podkreślił, że Prorok zakazywał prześladowania chrześcijan, niestety niektórzy myśliciele muzułmańscy uważają, że na Bliskim Wschodzie nie ma miejsca na inne religie niż islam, nawet jeśli nie jest to zgodne z Koranem.
Projekt Żanah
Sid-El-Bauszrije, przemysłowe przedmieścia Bejrutu, ale także dzielnica, gdzie osiedlają się iraccy uchodźcy, głównie chrześcijanie. Ich nawet 10-letnie dzieci często muszą pracować jak dorośli, tak jak 13-letni Ronak i Stavro, którzy byli tragarzami. Jeżeli mają szczęście, trafiają do szkoły, ale tutaj często mają ogromny problem z integracją. W odróżnieniu od innych krajów arabskich, w Libanie dzieci rozpoczynają naukę w wieku pięciu lat w języku arabskim oraz języku angielskim i francuskim, w których potem prowadzone są przedmioty ścisłe. Młodzi Irakijczycy, nawet jeśli rodzice mogą ich wysłać do szkół prywatnych, znacznie różnią się poziomem od swoich libańskich równieśników. Nie wynika to tylko z nieznajomości angielskiego, ale także przerw w nauce spowodowanych wojną i powtarzającymi się zamachami bombowymi. W takiej sytuacji dzieci szybko tracą chęć do nauki, a rodzice, często z trudem odnajdujący się w nowej rzeczywistości, nie są w stanie odpowiednio się nimi zająć. Pozostają, więc projekty europejskich organizacji pozarządowych, jak "Żanah", które partycypują w kosztach czesnego (dopiero od niedawna irackie dzieci są akceptowane w libańskich szkołach państwowych), pomagają rodzinom materialnie, wypłacają też zapomogi, żeby dzieci nie musiały pracować, a także organizują zajęcia uzupełniające.
Chociaż na boisku mali Irakijczycy zachowują się naturalnie łatwo zauważyć, że przeżyli dramatyczne chwile. Nadia zupełnie nie może sobie poradzić z nauką, jej mama do tej pory nie wróciła do zdrowia, po tym jak jedna z wielu islamskich grup porwała syna. Chociaż po wpłaceniu okupu brat Nadii zdołał dotrzeć do Libanu, to tak traumatyczne doświadczenie na zawsze pozostawiło ślad w życiu rodziny. Ronak, Stavro, Aiden, Rahat pochodzą z Bagdadu i przebywają w Libanie od kilku miesięcy. Chłopcy z przejęciem opowiadają o tym jak wybuchła ich szkoła, Rahat pokazuje blizny na kolanie i opowiada o tym jak jego kolega stracił policzek. Jednak nie traktuje tego wydarzenia jak coś nadzwyczajnego. Niestety wojna wybuchła jak miał pięć lat dlatego amerykańskie wojsko na ulicach, powtarzające się zamachy bombowe, strach, ciągłe zagrożenie były stałym elementem jego życia.
Miejsce chrześcijan
Iraccy chrześcijanie czują się opuszczeni nie tylko przez własne władze, ale także przez społeczność międzynarodową. Taka postawa przypomina sytuację z Libanu lat 80-tych. Jak stwierdziła Greta, która należała do paramilitarnej, maronickiej partii Falanga w Libanie związanej z rodziną Dżemajelów: "Miałam 18 lat jak mój przyjaciel został zabity przez bojówki palestyńskie. Walczyliśmy o nasz kraj. To był najbardziej przerażający okres w moim życiu. Jednak kiedy wyjechałam do Francji nie mogłam przyznać się, że walczyłam jako żołnierz Falangi. Nie wiedzą o tym nawet moje dzieci, bo wtedy i nadal tylko chrześcijan oskarża się o okrucieństwa popełnione w czasie wojny domowej.". Wiele mówi się o masakrze w obozach palestyńskich Sabra i Shatila w latach 80-tych, która niewątpliwie była potworną zbrodnią, chociaż osoby podejrzane o sprawstwo zginęły w niewyjaśnionych zamach bombowych. Natomiast masakra wszystkich chrześcijańskich mieszkańców Damour, pomiędzy Bejrutem a Saidą, przez bojówki palestyńskie pod koniec lat 70-tych właściwie została zapomniana. Chrześcijańskie Siły Libańskie, które wchłonęły Falangę jako właściwie jedyna paramilitarna grupa złożyły broń po zakończeniu wojny, a jej członkowie zostali zmuszeni do emigracji lub znaleźli się w więzieniach. Natomiast palestyńskie obozy są nadal uzbrojone, a Hezbollah właściwie stanowi drugą armię w Libanie. Niestety nawet w mediach zachodnich podważa sie rację bytu chrześcijan w Oriencie, pomimo tego, że są jego pierwotnymi mieszkańcami.
Irak opuściła już ponad połowa zamieszkałych tam chrześcijan. Z Libanu od rozpoczęcia wojny 1975-1990 z powodów politycznych, a obecnie także ekonomicznych wyjechało ich tysiące. Od momentu zamachu na byłego premiera Rafika Harirego to przede wszystkim chrześcijańscy politycy i dziennikarze oraz regiony stały się celem zamachów bombowych. Wydaje się, że rola chrześcijan w kraju cedrów będzie istotna dopóty dopóki będą stanowili równowagę dla szyickich i sunickich wspólnot. Tym bardziej, że głębokie podziały bardzo osłabiły ich sytuację na libańskiej scenie politycznej. Chrześcijanie w Palestynie, Egipcie, Turcji a nawet Izraelu czują sie coraz mniej bezpiecznie. W Syrii, która teoretycznie jest krajem laickim nie należy afiszować się ze swoim wyznaniem. Podobnie było w Iraku za czasów Saddama Husajna. Można się jednak obawiać, czy zmiana rządów na przykład w ramach wojny z terroryzmem nie spowoduje tam prześladowań chrześcijan, tak jak to sie stało w Iraku.
Niestety polityka zagraniczna wielkich mocarstw wydaje się w ogóle nie brać pod uwagę specyfiki i tysiącletniej cywilizacji Bliskiego Wschodu, a co za tym idzie związanej z nią różnorodności religijnej. Los chrześcijan może stać się kartą przetargową w negocjacjach z Zachodem. W najgorszym przypadku mogą zostać zmuszeni do opuszczenia ziemi, którą ich przodkowie zamieszkiwali od tysięcy lat. Paradoksalnie wzrasta liczba chrześcijan w takich krajach jak Arabia Saudyjska, Kuwejt, Katar, ZEA, którzy z powodów ekonomicznych przybywają tam z Filipin, Indii, czy Etiopii, nie zapominając o pracujących tam Europejczykach i choćby stacjonujących tam wojskach amerykańskich. Pozostaje więc pytanie, jaka przyszłość czeka chrześcijan na Bliskim Wschodzie?
KOŚCIOŁY NA BLISKIM WSCHODZIE
Kościół chaldejski
- Jeden z najliczniejszych kościołów chrześcijańskich w Iraku, ponad 500.000 tys. wiernych przed 2003 r. Jego członkiem był, między innymi, minister w rządzie Saddama Husajna – Tareq Aziz.
- Istnieje na terenie Iraku nieprzerwanie od II wieku n.e.
- Obrządek wschodni według liturgii św. Jakuba odprawianej w języku syryjskim
- Od XVI wieku uznaje zwierzchnictwo papieża, chociaż jest niezależny od Watykanu
- Na czele stoi patriarcha Emanuel III Delly, którego siedziba mieści się w Bagdadzie.
Kościoły wschodnie:
•Katolickie: grecko-katolicki, ormiańsko-katolicki, syryjsko-katolicki, maronicki, chaldejski – uznają zwierzchnictwo Papieża, chociaż są niezależne od Watykanu, a na ich czele stoją patriarchowie lub katolikosi. Różnią się rytem liturgii św. Jakuba (antiocheńskim lub chaldejskim), odprawianej w języku syryjskim z grupy języków semickich; ormiańskim oraz pomocniczo językiem arabskim.
•Apostolski Asyryjski Kościół Wschodu - przez stulecia nieznany w Europie, działający w Azji, między innymi w Chinach i wśród Mongołów, zawsze pod świecką władzą innowierców.
•Prawosławne: Ormiański Kościół Apostolski, syryjski-prawosławny, grecko-prawosławny. Mnogość kościołów chrześcijańskich na Bliskim Wschodzie, szczególnie w Libanie, Syrii, Iraku, Iranie jest wynikiem teologicznych różnic w interpretacji dogmatów wiary i nieprzyjmowaniem dekretów kolejnych soborów od początku istnienia Kościoła, jak również presji kolejnych imperiów rządzących na Bliskim Wschodzie.
Mniejszości w Iraku:
•Religijne: chrześcijanie, żydzi; mandejczycy – nazywani też mylnie “chrześcijanami Św. Jana” wyznawcy mandeizmu, opierającego się na mieszance wierzeń: egipskich, żydowskich, chrześcijańskich, gnostyckich i perskich, istotnym elementem w ich religii jest chrzest wzorowany na chrzcie w Jordanie udzielanym przez Jana Chrzciciela; bahaici – łączą elementy wierzeń staroarabskich i islamu, judaizmu, hinduizmu, zaratusztrianizmu, buddyzmu, chrześcijaństwa i babizmu (nurtu religijnego i powstałego w XIX w. w Persji wywodzący sie ze skrajnego immamizmu) – są uznawani przez muzułman za heretyków;
•Etniczne: Asyryjczycy, Ormianie, Turkmeni, Persowie; Kurdowie, w tym ludność Szabak, Jazydzi – łączący elementy islamu, chrześcijaństwa nestoriańskiego, pierwotnych wierzeń indoirańskich i kurdyjskich oraz judaistycznych