Świat

Pociąg do Moskwy

Jakie są stosunki niemiecko-rosyjskie?

Fot. openDemocracy, Flickr, CC by SA Fot. openDemocracy, Flickr, CC by SA
W ciągu ostatnich lat Niemcy i Rosjanie wiele mówili o strategicznym partnerstwie gospodarczym. Jak ono dziś wygląda naprawdę?

Przy wszystkich różnicach zdań z Berlinem znajdujemy się w tym samym co Niemcy euroatlantyckim świecie. I – wbrew propagandzie naszej prawicy – UE bynajmniej nie jest niemiecka. Pokazał to zarówno kryzys gruziński, jak i finansowy. To przede wszystkim Francja, ale i państwa naszej Międzyeuropy – z Polską, krajami bałtyckimi, a także Ukrainą – były szczególnie aktywne. Natomiast Niemcy – po rosyjskiej próbie zalegalizowania rozbioru Gruzji – zastanawiają się, na ile ich strategiczne partnerstwo z Rosją jest złudzeniem.

 

Lobby prorosyjskie, silne zarówno w kręgach gospodarczych, jak w politycznych think tankach i niemieckich mediach, początkowo bagatelizowało rosyjski najazd na Gruzję. Gdy jednak Gerhard Schröder, były kanclerz, a obecnie lobbysta Gazpromu, nazwał prezydenta Gruzji hazardzistą, który chciał wciągnąć Zachód w awanturę z Rosją, został ostro przywołany do porządku przez ministra spraw zagranicznych Niemiec. Frank-Walter Steinmeier był nie tylko najbliższym współpracownikiem kanclerza Schrödera, ale i autorem strategii intensywnej współpracy gospodarczej i politycznej z Rosją, która doprowadziłaby do zmian upodobniających Rosję do krajów członkowskich UE.

Era Putina 

Złudzenia co do demokratycznych przemian w Rosji można było mieć na początku ery Putina. Jednak po pacyfikacji Czeczenii, procesach pokazowych, dławieniu opozycji, likwidowaniu niewygodnych dziennikarzy i wreszcie po agresji na Gruzję, nawet zwolennicy ścisłej współpracy z Rosją zastanawiają się, kto tu kogo zmienia: Niemcy Rosję czy Rosja Niemcy.

Niemiecko-rosyjska współpraca gospodarcza trochę przypomina stare powiedzenie: złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma… Obie strony są od siebie uzależnione. Gospodarka rosyjska wciąż opiera się na eksploatacji złóż ropy i gazu. Sprzedaż energii (w różnej postaci) za granicę to 30 proc. rosyjskiego PKB, 60 proc. rosyjskich dochodów z eksportu i 40 proc. dochodów budżetowych państwa. Przy czym do Niemiec idzie 10 proc. rosyjskiego eksportu ropy i aż 20 proc. eksportu gazu. Uzależnienie Niemiec od Rosji jest jeszcze większe: dostawami z Rosji Niemcy pokrywają aż 40 proc. swego zapotrzebowania na gaz i 33 proc. zapotrzebowania na ropę.

Obie strony są więc sobą żywotnie zainteresowane. Choć struktura tej wymiany przypomina handel z krajem Trzeciego Świata. Niemcy otrzymują z Rosji głównie nieprzetworzone surowce. 76,9 proc. niemieckiego importu to paliwa, 4,7 – miedź, 3,2 – aluminium, 3,1 – stal i ruda żelaza. Zaś Rosjanie importują z Niemiec towary inwestycyjne i konsumpcyjne najwyższej technologii, w tym 28 proc. to maszyny i aparatura, 14 proc. – pojazdy, 13 proc. – urządzenia elektryczne, 5 proc. – tworzywa sztuczne itd.

Luka technologiczna niemiecko-rosyjskiej wymiany gospodarczej jest ogromna i od 17 lat się nie zmniejsza. Lawinowo zwiększa się natomiast obecność niemieckich firm w Rosji. Obecnie jest ich 4,6 tys. – od wielkich koncernów jak Volkswagen czy zaangażowany w gazociąg bałtycki E.ON po małe firmy rzemieślnicze. Mimo tej swoistej mody na Rosję nie stanowi to masy krytycznej, powodującej skok technologiczny w gospodarce rosyjskiej. Wprawdzie niemieckie inwestycje w Rosji podwoiły się w 2007 r., sięgając 6,7 mld euro, ale pomijając przedsięwzięcia VW i E.ON dwie trzecie tej sumy to „repatriacja” kapitału, który wyciekł z Rosji – stwierdzono na wrześniowym sympozjum w Tutzing. Mimo całego hałasu w mediach, inwestycje w Rosji to tylko 3–5 proc. niemieckich inwestycji zagranicznych.

Europejski lewar 

Niemniej rosyjscy stratedzy wybrali sobie Niemcy na bramę do Europy. A także lewar pozwalający nie tylko skłócić państwa członkowskie, ale także – jeśli się da – wypchnąć Amerykę z Europy.

O tym pierwszym celu mówił w 2001 r. Putin, przemawiając po niemiecku w budynku Reichstagu. Wspominał znakomitą współpracę w czasach Piotra I i Katarzyny II, przemilczając oczywiście, kto za tę współpracę zapłacił. Ale powtarzał to bez końca, aż wreszcie dostał kontrę od Schrödera w czasie ich wspólnego wywiadu dla „Bild-Zeitung”.

O celu drugim nie mówił, ale do niego dążył, gdy w 2005 r. zaprosił na 750-lecie Królewca przedstawicieli Francji i Niemiec, ale nie Polski i Litwy, bezpośrednich sąsiadów.

Jest wreszcie trzeci cel – stworzenia niemiecko-rosyjskiego kondominium energetycznego w Europie. Ten ostatni Putin realizował, wypychając z Syberii amerykańskie i brytyjskie koncerny, a zapraszając niemieckie do eksploatacji syberyjskich pól gazowych i budowy wspólnych linii przesyłowych. Niemieccy inwestorzy i chcieliby, i boją się. Pociąga ich ziemia obiecana, odpycha – samowola oligarchów, brak bezpieczeństwa prawnego, nieprzejrzyste, wręcz mafijne struktury państwa i brudny pieniądz.

Niemiecka strategia polityczna od czasów Schrödera zakładała, że powiązanie gospodarcze spowoduje dalszą europeizację Rosji. Wojna w Iraku, pęknięcie UE na dwie przeciwstawne opcje w 2003 r. i rozbrat Niemiec i Francji z Ameryką George’a Busha dodatkowo zbliżyły Berlin do Moskwy, a symbolem nowego strategicznego partnerstwa stała się bałtycka rura i tolerancja Berlina wobec autorytarnej przebudowy Rosji i dzielenia państw Unii na dobre i złe.

Sposób na Moskwę 

To miękkie podejście do Rosji nie jest jedynie skutkiem kalkulacji gospodarczej. Także przekonania, że Niemcy już w latach 60. znalazły kamień filozoficzny właściwego postępowania z Moskwą. Sformułowana w 1963 r. przez Egona Bahra i realizowana potem przez Willy’ego Brandta w ramach nowej Ostpolitik idea „zmiany poprzez zbliżenie” oswoiła komunistów i stworzyła parasol dla tych sił w bloku wschodnim, które komunizm obaliły.

Neoimperialne ambicje Putina, jego powrót do stalinowskiej historiozofii podważyły w Niemczech optymistyczną wiarę w możliwość skutecznego wpływania na europeizację Rosji. Stąd w czerwcu br. Steinmeier zastąpił swą strategię „zmiany przez powiązanie” ideą partnerstwa dla modernizacji – szerokiej współpracy w wielu dziedzinach gospodarki i administracji. Jednak kryzys gruziński pokazał, że Rosja Putina-Miedwiediewa nie jest krajem przewidywalnym.

Skazani na Realpolitik 

Niemieckie lobby prorosyjskie ma zrozumienie dla wszystkich rosyjskich ekscesów. Wpływowy analityk i publicysta Alexander Rahr, w opublikowanej jeszcze przed kryzysem książce „Rosja daje gazu” bezkrytycznie powtarza rosyjską denuncjację rewolucji w Gruzji 2003 r. jako machinacji zachodnich wywiadów. I wmawia Polsce chęć „zastąpienia niemiecko-francuskiego motoru UE – polskim”.

Liberalizm jest zdyskredytowany – tłumaczy Rahr. – XXI w. będzie należał do autorytarnych państw posiadających surowce i źródła energii. A ponieważ zachodnia demokracja straciła cnotę w Iraku i Guantánamo, więc przestańmy pleść o polityce wspólnych wartości. UE jest skazana na Rosję i Realpolitik w duchu XIX w. Bez niej nie jest w stanie rozwiązać swych problemów energetycznych i bezpieczeństwa. Schröder miał rację...

Rahr jest zafascynowany dynamiką Rosji (6,8 proc. wzrostu gospodarczego rocznie). Schlebia mu też akceptacja przez najbliższych współpracowników Putina. W upojeniu powtarza putinowskie wizje wypchnięcia Ameryki z Europy i pełnego włączenia Rosji do zachodnich instytucji i pokojowego parcia Rosji na Zachód. Wzorem dla Putina jest Piotr I, ten który zmodernizował Rosję, ale i zwasalizował Polskę. Jednak nawet Rahr nie może całkiem zamykać oczu na imperialne ambicje polityczne Rosji i nieprzystającą do zachodnich norm jej strategię gospodarczą.

Dzisiejsza potęga Rosji opiera się nie na armii, lecz na zasobach naturalnych. Eksperci wyceniają je na 40 trylionów dol. Tym bogactwem nie zarządza Biuro Polityczne KPZR, składające się ze starców, lecz zgrana grupa sprężystych wychowanków KGB, niezwiązanych żadną marksistowską ideologią, lecz żądzą władzy, potęgi i zysku. Ale, po raz pierwszy w historii Rosji, korzyści gospodarcze ciągnie nie mała kasta, lecz jedna trzecia ludności kraju.

Ponieważ Zachód nie ma wpływu na ewolucję Rosji, więc musi przyjąć ją taką, jaka jest, tworzącą własny model kapitalizmu państwowego. Skazanie Chodorkowskiego zdyscyplinowało oligarchów. Niczym bojarzy w czasach Iwana Groźnego czy Piotra I nie są samodzielni. Jeśli nie mieszają się do polityki, płacą podatki i finansują przedsięwzięcia państwowe, mogą zachować swe bajeczne fortuny.

Równocześnie Putin obsadził holdingi swymi ludźmi. Dmitrij Miedwiediew, zanim został prezydentem, był szefem rady nadzorczej Gazpromu, Igor Seczin – Gazneftu, a Władimir Surkow – Transneftu, do którego należą wszystkie linie przesyłowe. Siergiej Naryszkin kontroluje holding stoczniowy, a Wiktor Iwanow – Aerofłot i holding zbrojeniowy Ałmaz. Aleksiej Kurdin – kopalnie diamentów, Siergiej Iwanow – koncern lotniczy OAK. W ten sposób powstało państwo korporacyjne, oparte na ludziach z FSB, czyli KGB, i stosujące brutalny protekcjonizm.

Topniejące zaufanie

Rosja rozwiązała umowy z zachodnimi koncernami tam, gdzie miały większość; równocześnie państwo rosyjskie przeszło do agresywnej polityki inwestycyjnej za granicą. Rosyjskie koleje RZD zawarły umowę z Siemensem. Gdy jednak Siemens chciał zyskać udziały w koncernie Siłowyje Maszyny, usłyszał: nie, to koncern strategiczny. Zaraz potem RZD próbowały kupić akcje Deutsche Bahn AG, a także tak strategicznych koncernów niemieckich jak Deutsche Telekom i europejski koncern lotniczy EADS (producenta Airbusów). Wtedy także rząd niemiecki powiedział: nie. Wówczas Niemcy usłyszeli od Rosjan: „co tam wspólne wartości, bez naszego gazu zamarzniecie”. A Putin powiedział wprost: „Lepiej teraz zgódźcie się, że my będziemy mieli pakiet mniejszościowy w waszych firmach, bo w przeciwnym wypadku będziecie mieli do czynienia z większością naszych akcjonariuszy...”.

I rzeczywiście, chcąc dotrzeć do zachodnich technologii, Rosjanie zaczęli wykupywać znane firmy niemieckie. Zakłady kosmetyczne Kalina z Jekatierinburga wykupiły znaną firmę Dr Scheller. Zakłady techniki lotniczej w Dessau także należą do Rosjan. Podobnie firmy opracowujące oprogramowanie – Abby i Kaspersky. Według Komisji Wschodniej Izby Gospodarki Niemieckiej kapitał rosyjski jest zaangażowany w 100 tys. niemieckich firm. Na początku rządów Putina rosyjskie inwestycje kapitałowe za granicą sięgały 100 mln rubli, a w 2007 r. – już 36 mld.

Ta dynamika pobudza fantazję niemieckich menedżerów i polityków, ale niemiecko-rosyjska asymetria budzi też opory. Stabilność systemu Putina jest wirtualna, przestrzega w „Spieglu” Sonja Margolina. To nie Putin przywrócił krajowi potęgę gospodarczą i stworzył w Niemczech miejsca pracy rosyjskimi zamówieniami. Podstawy wzrostu stworzył Jelcyn. A potem pomógł Jego Wysokość Przypadek. Putin miał szczęście, że za jego rządów ceny energii fantastycznie wzrosły. Ale w wyniku kryzysu gruzińskiego i finansowego spadły jednak na łeb na szyję.

Ucieka też z Rosji kapitał zagraniczny. Od sierpnia ubyło już 113 mld dol. To prawda, że w minionych tłustych latach nagromadzono komfortowe nadwyżki, które według fińskich banków pozwalają Rosji przetrwać 18 miesięcy cen poniżej 70 dol. za baryłkę ropy.

Po Gruzji topnieje jednak inny rosyjski kredyt – zaufania. Niemcy – przynajmniej wizualnie – ograniczyły kontakty z Rosją. Październikowy dialog petersburski, odpowiednik polsko-niemieckiego forum, wypadł skromnie. Trwał krótko, było o połowę mniej uczestników, pani kanclerz też pojawiła się tylko na chwilę. A rzecznik CDU ds. polityki zagranicznej Eckhart von Klaeden w wydanej właśnie programowej książce „Żadnego pociągu specjalnego do Moskwy” wystąpił przeciwko „głównemu nurtowi niemieckiej polityki oraz przedsiębiorstw i menedżerów zaangażowanych w interesy z Rosją”. Atakuje w niej zresztą nie tylko socjaldemokratów, jak Schröder czy Steinmeier, ale i chadeków, jak byłego doradcę Kohla, Horsta Teltschika, który oskarża Zachód, że złamał obietnicę daną Rosjanom w chwili zjednoczenia Niemiec, że nie będzie rozszerzenia NATO na wschód. A więc tym samym przyznawał Niemcom prawo do decydowania wraz Rosją o naszej Międzyeuropie.

Von Klaeden nie jest zwolennikiem zimnej wojny. Uważa, że partnerstwo z Rosją jest konieczne, ale „musi uwolnić się od złudzeń i marzycielstwa”, że Niemcy mogą wobec Rosji prowadzić własną politykę narodową. Żadne z państw UE nie jest w stanie prowadzić z Rosją równorzędnych negocjacji na własną rękę, może natomiast je prowadzić UE wraz z USA. Dlatego proponuje stworzenie w Unii przy Radzie Europejskiej komisji ds. polityki wobec Rosji, składającej się z Niemiec, Francji, Polski, Wielkiej Brytanii, Włoch i przedstawiciela Komisji Europejskiej. W tym gremium powinny być zrównoważone różne – niekiedy przeciwstawne – doświadczenia, postawy i interesy krajów członkowskich. Wkroczenie Rosji do Gruzji, zdaniem von Klaedena, przekreśliło tę niemiecką politykę wobec Rosji, którą kiedyś dla Schrödera zaprojektował Steinmeier, a potem kontynuował ją w wielkiej koalicji z Angelą Merkel.

Partnerstwo z UE 

Tylko na pierwszy rzut oka dzisiejsza Rosja jest bardziej stabilna niż w czasach Jelcyna. Ale korupcja wzrosła, a prawa jednostki i wolność prasy są wielokrotnie gwałcone. Dzisiejsza Rosja jest niewątpliwie bardziej liberalna niż dawne ZSRR. 10 mln Rosjan rocznie wyjeżdża za granicę, jednak prawa obywatelskie są ograniczane, a w ONZ Rosja blokuje rezolucje potępiające łamanie praw człowieka w Iranie czy Zimbabwe. Właśnie dlatego – kończy von Klaeden – że łączy nas tradycyjna przyjaźń, my, Niemcy, mamy do spełnienia historyczne zadanie. Możemy je wypełnić tylko wtedy, kiedy oprzemy się pokusom neowilhelminizmu, relatywizmu moralnego, antyamerykanizmu i równego dystansu wobec USA i Rosji. Gruzja 2008 r. to nie Praga 1968 r. Rosja musi zrozumieć, że strategiczne partnerstwo możliwe jest tylko z całą Europą, a nie z samymi Niemcami.

A do tego – można dodać – konieczna jest wspólna europejska polityka energetyczna oraz taka liberalizacja i dywersyfikacja rynku energetycznego, by żaden monopolista nie mógł szantażować słabszych członków UE przykręcaniem kurka czy dowolnym windowaniem cen. Na takie dictum Rosjanie nie bardzo się jednak godzą. Urażony Putin właśnie obwieścił, że jeśli Unia nie jest pewna, czy potrzebuje rosyjskiego gazu, to jego kraj nie musi bałtyckiego gazociągu budować.

 

Polityka 47.2008 (2681) z dnia 22.11.2008; Rynek; s. 44
Oryginalny tytuł tekstu: "Pociąg do Moskwy"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną