Świat

Bitwa o dusze

Fala pogromów chrześcijan w słynących z tolerancji Indiach

Chrześcijan jest niespełna 3 proc. w miliardowej populacji Indii. Jednak tempo nawracania jest szybkie, zwłaszcza na terenach plemiennych Chrześcijan jest niespełna 3 proc. w miliardowej populacji Indii. Jednak tempo nawracania jest szybkie, zwłaszcza na terenach plemiennych
Chrześcijanie to kolejna po muzułmanach nowa ofiara hinduskiego nacjonalizmu, twierdzą komentatorzy i ubolewają, że w oficjalnie świeckich Indiach religii używa się do walki o polityczną władzę.

Kandhamal w Orisie, oddalonym od świata indyjskim stanie, w którym miały miejsce pogromy, to laboratorium: każda ze stron religijnego konfliktu wypróbowuje tu swoje metody. To, co tu wypracują, może wkrótce rozlać się na całe Indie.

Opinię publiczną w chrześcijańskiej Europie zbulwersowały wiadomości o gwałtach dokonanych na katolickich zakonnicach, paleniu kościołów, szkół i wiosek we wschodnich Indiach. Papież potępił wydarzenia, a rząd włoski stwierdził, że jest „bardzo zaniepokojony". Prasa opisuje akty przemocy i pożogę. Przez cztery dni tłum hinduskich nacjonalistów podpalał wioski, a policja nie reagowała. Ludność chrześcijańska uciekła do lasu albo schroniła się w obozach rządowych. Zginęło 16 osób, 10 tys. opuściło domy.

Sygnałem do rozpoczęcia pogromu, jednego z największych w tym stanie, było zabójstwo przywódcy hinduskich nacjonalistów, Lakszmananandy Saraswatiego. Policja ogłosiła, że autorami zamachu byli działający w okolicy maoistowscy partyzanci, ale zemsta spadła na chrześcijan. Dziwne, bo ataki na chrześcijan nie mają w Indiach tradycji tak krwawej jak pogromy muzułmanów.

Bitwa o dusze

To masowe konwersje przeprowadzane przez misjonarzy chrześcijańskich są przyczyną pogromów w Orisie, twierdzi Subhasis Mohanty w artykule Fire in Kalinga. Nacjonaliści hinduscy chcą ich z Indii usunąć. Zarzucają im prowokowanie niepokojów społecznych i politycznych przez podsycanie separatyzmów. W działalności misyjnej używają zachęt materialnych, a nawet przemocy.

Nietolerancja szerzy się nie z powodu misjonarzy, którzy prowadzą wspaniałą działalność charytatywną, ale dlatego, że hinduski nacjonalizm podnosi głowę, odpowiadają chrześcijanie. To kampania fundamentalistycznych grup głoszących hinduskie odrodzenie, które zabierają misjonarzom wiernych, doprowadziła do nieszczęść, twierdzi All-India Christian Council. Może jest i kilku misjonarzy, którzy przekupują biednych, ale sugerowanie, że robią to wszyscy jest niesprawiedliwe i nieprawdziwe, pisze Jacob Ignatius w Open Democracy.

Chrześcijan jest niespełna 3 proc. w miliardowej populacji Indii. Jednak tempo nawracania jest szybkie, zwłaszcza na terenach plemiennych, gdzie chrześcijańscy misjonarze prowadzili swoją działalność od dziesięcioleci. Wielu hindusów z najniższych kast ucieka w ten sposób z pułapki systemu kastowego. Ale teraz BJP, hinduska partia prawicowo-nacjonalistyczna, zaczęła robić to samo, co robili misjonarze: nawracać rdzenną ludność na hinduizm, budując szkoły i szpitale. „W ciągu 40 lat nawróciliśmy 50 tys. osób", chwali się kierownik aśramu, w którym uczniowie przyswajają sobie wiedzę z zakresu ogrodnictwa i hinduskiego nacjonalizmu, hindutwy. Dzięki takim szkołom BJP sukcesywnie poszerza elektorat, zwłaszcza teraz, przed wyborami w przyszłym roku, pisze Krittivas Mukherje. W kilku stanach, gdzie partia rządzi, wprowadzono przepisy zabraniające konwersji, które mają zatamować odpływ wyznawców hinduizmu i przeprowadza się ceremonie powrotu na łono hinduizmu.

Kraj ukrzyżowany

Hindusi są w większości tolerancyjni i nastawieni pokojowo, twierdzi Ignatius. To polityczna manipulacja zamieniła pokojową koegzystencję wielu religii w wojnę. Nie ma już niestety u steru Indii polityków-humanistów i filantropów pokroju Mahatmy Gandhiego i Jawaharlala Nehru, którym zależało na pokoju. Prawicowi nacjonaliści rozdmuchują religijne podziały, by spolaryzować elektorat i zdobyć głosy większości. Partia Kongresu wprawdzie trzyma się sekularyzmu, ale tylko w retoryce.

Wojna religijna to część problemu, pisze IHT. Podłoże jest i etniczne, i polityczne. Zanim przyjechali tu misjonarze chrześcijańscy Orisę zamieszkiwali rdzenni wyznawcy animizmu. I Kandh, i chrześcijańscy dziś Pana, dwa największe plemiona, żyły w zgodzie dopóki w ich stosunki nie wkroczyła polityka, mówi Brahmananda Behera z plemienia Pana. Nacjonaliści hinduscy popierają pierwszych przeciwko drugim, podsycając rywalizację o posady rządowe i przywileje zarezerwowane dla poszkodowanych kast. Od kiedy „radykalne elementy" nadały tej rywalizacji charakteru sporu religijnego hindusów z chrześcijanami, pojawiła się przemoc. Do urazów na tle religijnym w Orisie dochodzą spory o bogatą w zasoby ziemię.

Ironią losu jest to, że to religia dzieli dziś plemiona, które kiedyś miały własne wierzenia, mówi socjolog Rita Ray (Why We Hate). Niewiele rozumieją ani z hinduizmu, ani z chrześcijaństwa i naiwnie przyjmują wszystko co im mówią kaznodzieje.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną