Noman Benotman z Libii walczył w Afganistanie przeciwko sowieckim wojskom, potem wrócił do Libii i został przywódcą Islamskiej Grupy Walczącej, która chciała obalić reżim Muhammada Kadafiego. Przed zamachami na Nowy Jork w 2001 roku grał jedną z głównych ról w siatce terrorystycznej, która zdobywała coraz większy zasięg na Bliskim Wschodzie.
Dziś Benotman przesiaduje w jednej z najmodniejszych londyńskich restauracji i z perfekcyjnym brytyjskim akcentem zamawia espresso, pisze Der Spiegel. Niedawno wrócił z Libii, tym razem jednak udał się tam, by wypełnić polecenie prezydenta Kadafiego, którego jeszcze 10 lat temu chciał usunąć. Miał przekonać przebywających w areszcie członków swojej dawnej grupy, żeby podpisali "umowę pokojową". Benotmam podróżował do Libii aż 25 razy w przeciągu ostatnich 16 miesięcy. Jego misja jest daleka od tajnej: arabska stacja telewizyjna Al-Dżazira nadała nawet program o jego podróżach.
"Ludzie mają dosyć ciągłego równania islamu z terroryzmem", mówi Usama Hasan, 36-letni imam londyńskiego meczetu Al-Tawhid, były bojownik z Afganistanu i członek grupy fundamentalistycznej. Dziś Hasan zakłada do meczetu garnitur i głosi rezygnację z dżihadu.
Nawróceni dezerterzy
Rebelia w Al-Kaidzie zaczęła się w maju 2007 roku, kiedy w londyńskiej gazecie Al-Shark al-ausat opublikowano faks wysłany przez jednego z czołowych autorytetów Al-Kaidy, mentora bin Ladena. Sajjid Imam al-Szarif jest jakby "dyrektorem wykonawczym" w zarządzie bin Ladena. Doktor Fadl (pod tym imieniem jest znany) kiedyś napisał coś w rodzaju podręcznika dżihadysty. Pisał, że święta wojna jest naturalnym stanem islamu i jedynym sposobem na zakończenie panowania niewiernych. "Wypisanie się" z Al-Kaidy autora takiego manifestu nie jest byle czym.
Fax Fadla potwierdził pogłoski, że wewnątrz Al-Kaidy ma miejsce nowy trend: odwrót od przemocy, pisał w New Yorkerze Lawrence Wright. Byli członkowie grup terrorystycznych, którzy odcinają się od dżihadu, zaczynają nawracać dawnych towarzyszy walki.
Przykładów jest więcej. Pod koniec kwietnia w Londynie kilku buntowników z islamskiej bojówki Hizb ut-Tahrir, założonej w 1953 roku i posiadającej oddziały w ponad 40 krajach, powołało do życia fundację, która stawia sobie za cel walkę z islamskim fundamentalizmem w Europie. Pod koniec maja wpływowa islamska szkoła teologiczna deobandystów Darul Uloom w Indiach wydała fatwę przeciwko terroryzmowi. Deobandyści byli inspiracją dla islamskich fundamentalistów i organizowali dla nich religijne szkolenia. Na ich nauki powoływali się talibowie, pakistańskie bojówki i iraccy wojownicy dżihadu. Fatwa została podpisana przez najwyższego muftiego deobandystów i trzech delegatów. "W rozumieniu teologicznym odpowiada to wyrokowi Sądu Najwyższego w Waszyngtonie".
Także Salman al-Oudah, wpływowy kleryk, w telewizji MBS zarządzał od bin Ladena informacji ilu niewinnych zostało dotychczas zabitych w imię Al-Kaidy."Al-Oudah ani nie siedzi w więzieniu, ani nie jest na liście przyjaciół Ameryki, ani nie podejrzewa się go o to, że jest narzędziem rządu saudyjskiego", mówi Paul Cruickshank z New York University. Przeciwnie: w 2004 roku wezwał Irakijczyków do walki przeciwko amerykańskim okupantom. Jego "nawrócenie" może zadawać kłam opinii, że dezerterzy z Al-Kaidy zostali przekupieni przez Zachód. Umiarkowani przywódcy muzułmańscy od dawna odżegnywali się od metod Al-Kaidy, ale ci krytycy mają przeszłość "bojowników boga", która ich krytykę czyni groźną.
Cruickshank wierzy, że to Irak opóźnił wzbierającą wewnątrz organizacji opozycję wobec bin Ladena i koncepcji dżihadu. Fakt, że amerykańscy żołnierze okupowali świętą ziemię, dawał wygodne usprawiedliwienie dla dżihadu.
Bunt w placówkach
Osama bin Laden i jego organizacja nadal są uważane za główny motor międzynarodowego terroryzmu. Za kuźnię fundamentalistycznych postaw jest w Europie uważany szczególnie Londyn, gdzie przebywały setki dysydentów arabskich reżimów. Wielka Brytania stanowiła nie tylko bazę rekrutacyjną i fundraisingową dla organizacji fundamentalistycznych, ale także ich rynek inwestycyjny. Pan bin Laden zainwestował tu w firmy i nieruchomości (The Independent).
Al-Kaidę można sobie wyobrazić jako terrorystyczną sieć franchisingową z oddziałami na całym świecie. Niektórzy szefowie tych filii zaczęli się buntować, pisze Der Spiegel. Dystansują się od dawnych ikon terroryzmu, ich celów i ich środków. Nic nie wskazuje na to, że obecny rozwój wypadków ma związek z prowadzoną przez Stany Zjednoczone wojną z globalnym terroryzmem.