Świat

Portret: Suriya

"Embrace the change!", dopinguje zgromadzonych spec od marketingu.
Suriya będzie tworzyć rynki. 'Zarobię milion rupii i rozpocznę własną działalność', wymyśliła.

"Wykorzystać zmiany...", powtarzają w popłochu drobni rzemieślnicy, którzy przyjechali na warsztaty z torbami, poszewkami i całą kolekcją ręcznie dzierganych gadżetów.

"Trendy!", próbuje tłumaczyć pani menadżer z amerykańskiej firmy, omawiając slajdy z przeglądem najnowszych kolorów i wzorów. Gładko ogolony specjalista do spraw produktu, w modnie skrojonym garniturze, prezentuje możliwości platformy internetowej, którą jego firma z Bangalore stworzyła z myślą o wieśniakach, żeby mogli handlować online, jak Amerykanie. Brazylijczyk na stypendium z mikrofinansowania podnosi rękę: - Super. Ale czy we wsiach jest dostęp do internetu?

Bowiem bez internetu człowiek, a zwłaszcza drobny wytwórca z miejsc, których nie widać w Google Earth, nie może śledzić światowych trendów i nadążać za zmianami. To, czego nauczy się dzisiaj, jutro jest passe. Gospodynie domowe z Arkansas wczoraj kupowały terakotę, dziś gustują w makramach. W tym roku Europa patrzy na południowe Indie, w przyszłym modny będzie Bangladesz - gdzie ceny są jeszcze atrakcyjniejsze.

Na szczęście pojawiają się pośrednicy, którzy wiedzą jak używać internetu i platformy. Nawiązali kontakty z kontrahentami z Zachodu, znają fachowy angielski: production cost, delivered duty unpaid, sales margin, no problem. Wieśniak dostaje swojego dolara dziennie, a fair trade kwitnie.

Indyjskie rzemiosło zeszło na psy

Na zalanym słońcem dachu rozwiesiłam mokre ubranie, które nie schło od tygodnia. Kilka godzin jazdy pociągiem i nie ma śladu po monsunie.

Człowiek może wreszcie obrać się z tych wszystkich warstw. To, co tam znajdzie, jest tym samym co wprawia w ruch kosmos, twierdzi Suriya. W Indiach bóg jest wszędzie, tłumaczy: w misce ryżu, w umarłych, w bożkach. Pewnie jest też w rodowej sofie, którą pokazuje mi w ramach zagadki.

"Widzisz różnicę?", pyta. Strzelam: "Chodzi o... siedzenie?"

"No właśnie! Oparcie wypleciono sto lat temu, a siedzenie pięć lat temu. Indyjskie rzemiosło zeszło na psy!"

Misją Suriyi jest jakość. Wsiada w autobus i jedzie od wsi do wsi. Puka do drzwi sołtysa i mówi, że może pomóc w sprzedaży wyrobów. Stawia jeden warunek: dobra robota. Zostaje w wiosce tak długo, aż dowie się jakie są lokalne tradycje, zasoby i umiejętności. Czy w okolicy rośnie trzcina, bambus, palmy kokosowe? Czy w pobliżu jest szpital, szkoła lub klasztor, które można zaopatrzyć w krzesła, hamaki i piżamy? Jaki jest rytm pracy? Każdy tkacz, na przykład, tka równo i ciasno tylko wtedy, kiedy jest wypoczęty. Kiedyś - w czasach, gdy wypleciono oparcie rodowej sofy - tkacz po południu zabierał się do innych prac gospodarskich, a krosna czekały do wieczora. Ale teraz, w pogoni za pieniędzmi, odwala robotę.

Obawiają się być inni, bo to znaczy - wykluczeni ze wspólnoty. Zapomnieli jak się buntować, uwalniać i zmieniać na swój własny sposób.

Suriya tworzy rynki

W zeszłym roku coś kliknęło. Suriya jakby otrząsa się i robi falisty ruch ręką - od czubka głowy w dół. Wyobrażam sobie jak jej dwie połówki, przesunięte jak na kubistycznym obrazie, zsuwają się wydając cichy trzask. "To przyjemne uczucie. Ale czekałam na nie aż 39 lat".

W pewne upalne południe (trzydzieści lat temu) Suriya stała w oknie rodzinnego domu. Ogród był tak wielki, że urządzano w nim pikniki. Wszystkie stworzenia schowały się w cieniu przed palącym słońcem. Przy drodze jakiś chłopiec tłukł kamienie. Suriya stała bez ruchu, ale w głowie wkroczyła w nieznane. Zadała sobie bowiem niebezpieczne pytanie: Dlaczego on mieszka w wielkim domu, chodzi do najlepszej szkoły, ma wielką przyszłość - a on musi pracować w ukropie?

Postanowiła zostać wysokim urzędnikiem. Kilka lat później zdała trudne egzaminy do elitarnej szkoły administracji państwowej, która wydaje przyszłych ministrów. Niestety wkrótce pojawiło się inne nieznośne pytanie: czy jako wysoki urzędnik osiągnie to, co zamierza? Prędzej czy później jej kariera skończy się bombą w samochodzie.

"Zarobię milion rupii i rozpocznę własną działalność", wymyśliła.

"To dopiero była naiwność!", wspomina. "Nie przewidziałam inflacji..."

Po latach kariery w dużej firmie z odległego kontynentu zgłosiła się do lokalnej organizacji pozarządowej. Ta nie tylko nie padła na kolana przed jej kwalifikacjami, ale przeciwnie, okazała się wybredna. Suriya odkryła, że wcale nie chodzi o to, co chce się zaoferować, ale o to, czego potrzebują inni.

Od tej pory jeździ po kraju, żeby się tego dowiedzieć.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Rynek

Jak portier związkowiec paraliżuje całą uczelnię. 80 mln na podwyżki wciąż leży na koncie

Pracownicy Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego od początku roku czekają na wypłatę podwyżek. Blokuje je Prawda, maleńki związek zawodowy założony przez portiera.

Marcin Piątek
20.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną