Na ministerialnym spotkaniu NATO w Wilnie ministrowie obrony zaprzeczyli, że sojusz jest w kryzysie. NATO przygotowuje oficjalną deklarację programową dotyczącą dalszej obecności sojuszu w Afganistanie, która ma być ogłoszona w kwietniu podczas szczytu w Bukareszcie. Opinia publiczna w Europie nie sprzyja udziałowi w tej wojnie.
Nowa misja Nato
Natowski dokument (w wersji ogólnodostępnej i tajnej) nie będzie zawierał deklaracji o zmianie strategii w Afganistanie, poinformował sekretarz generalny sojuszu, Jaap de Hoop Scheffer. Ale należy się spodziewać, że postawi kilka "fundamentalnych pytań", które pomogą ustalić kryteria obecności sił natowskich w Afganistanie. Będzie to raczej deklaracja wyznaczająca polityczno-militarne cele i aspiracje sojuszu, niż plan kampanii wojskowej, dowiedział się New York Times.
Kryzys? Jaki kryzys?!
New York Times podaje, że wypowiedzi sekretarza obrony USA Roberta Gatesa łagodzące ostatni spór między Amerykanami a Europą są próbą administracji amerykańskiej sprowokowania publicznej dyskusji w Europie na temat wagi misji afgańskiej. Sam pan Gates powiedział, że jego przemowa będzie skierowana bezpośrednio do Europejczyków, a nie ich rządów. Wcześniej sekretarz obrony USA skrytykował kraje europejskie, że nie są przygotowane na "walkę i śmierć" w wojnie z talibami w Afganistanie.
Opinia publiczna w Europie nie popiera inwazji amerykańskiej na Irak, a to ogranicza pole manewru europejskich rządów. Wypowiedź Gatesa po raz pierwszy uznaje związek wojny w Iraku z sytuacją w Afganistanie, zauważa AP.
"Niemcy muszą nauczyć się zabijać"
Żaden z sojuszników europejskich nie zobowiązał się na razie do dosłania wojsk. Francja, mimo wcześniejszej odmowy, rozważa jednak dosłanie wojsk do południowej części Afganistanu.
Dyskutuje się, czy Niemcy nie powinny wziąć na siebie większego obciążenia w walkach na południu Afganistanu. Niemiecki minister obrony Franz Josef Jung ogłosił, że Niemcy wyślą 200 żołnierzy w ramach sił szybkiego reagowania, które będą mogły zostać użyte do walk na południu. Siły niemieckie działają w ramach tzw. narodowych ograniczeń i ich wojska w Afganistanie nie mają pozwolenia na udział w walkach zbrojnych. Time Magazine pisał o presji na Niemcy: Karsten Voigt, koordynator stosunków amerykańsko-niemieckich w ministerstwie spraw zagranicznych, powiedział, że jest pod ciągłym naciskiem by Niemcy bardziej zaangażowały się w Afganistanie. W Waszyngtonie powiedziano mu, że "Niemcy muszą nauczyć się zabijać". Zdając sobie sprawę z rzeczywistości politycznej, George W. Bush nie oczekuje całkowitej odmiany. Tym niemniej należy pamiętać, że zaledwie 7 lat temu Niemcy po raz pierwszy wysłały wojska do Kosowa i w polityce zagranicznej zaczynają zajmować bardziej pewną siebie pozycję, która bardziej odpowiada ich wadze gospodarczej.
Nie możemy teraz odejść
Komentatorka The Guardian Polly Toynbee pisze, że odpowiedź Europy na naciski Ameryki, by wysłać do Afganistanu dodatkowych żołnierzy jest dziś taka: "świat byłby dziś mniej zagrożony, gdyby Ameryka wcześniej nas wysłuchała". Miliardy dolarów zmarnotrawione w Iraku mogłyby być zainwestowane w pomoc w Afganistanie. Talibowie nie byli by dziś w ofensywie. Mieszkańcy Europy byliby bardziej gotowi do wysłania żołnierzy i pieniędzy, gdyby USA i Wielka Brytania nie wybrały się na bezrozumną wojnę przeciwko terroryzmowi. Komentatorka nie zgadza się jednak z licznymi w prasie brytyjskiej głosami nawołującymi do wycofania się Brytyjczyków. Opinie "kanapowych komentatorów" nie znajdują potwierdzenia w ostatnich raportach z terenu, które ostrzegają o niebezpieczeństwie porażki: żaden nie zaleca wycofania wojsk. Nie możemy odejść, pisze komentatorka, dopóki ten dotknięty nieszczęściem kraj nie będzie w stanie przetrwać sam.
"Dobra wojna" jest zła
Seumas Milne, jeden z komentatorów The Guardian, zaliczonych przez Toynbee do "kanapowych", uważa z kolei, że jedyną szansą na pokój w Afganistanie jest wycofanie obcych wojsk - w ramach szerszej politycznej umowy z talibami i krajami ościennymi, takimi jak Iran i Pakistan. Żaden z celów okupacji nie został osiągnięty. Al-Kaida rozprzestrzeniła się z baz w Afganistanie w głąb Pakistanu, Iraku i gdzie indziej, Afganistan stał się heroinową stolica świata, a opór zbrojny przeciwko obcej okupacji w Afganistanie rośnie. Dane własne NATO wskazują, że ataki na zachodnie i afgańskie oddziały wzrosły o niemal jedną trzecią w zeszłym roku. Podczas gdy NATO twierdzi, że 70 proc. incydentów miało miejsce w sercu talibskich terenów na południu, niezależny think tank Senlis Council szacował, że talibowie są stale obecni na więcej niż połowie obszarów Afganistanu. Pytanie nie brzmi, czy powrócą do Kabulu, ale kiedy. Wojna w Afganistanie, która pochłonęła 6,500 ofiar, nie da się wygrać.
Co do diabła NATO robi w Azji?
Adrian Hamilton zadaje w The Independent pytanie o granice zaangażowania NATO. Sojusz ma wystarczająco dużo problemów w utrzymywaniu spójnych Bałkanów i podejmowaniu decyzji, który z byłych krajów Związku Radzieckiego powinien dołączyć do sojuszu. To, co wydawało się dość prostym przedsięwzięciem wojskowym, które miało obalić rząd i pozbyć się Al-Kaidy i talibów, nabrało dziś zupełnie innego zabarwienia. NATO stało się siłą okupującą, której zadaniem jest nie tylko walka z talibami. Pytanie o to, czy spór w NATO między Ameryką a Europą na temat ilości i sposobu zaangażowania wojska jest decydująca dla sojuszu - nie jest tym samym, co pytanie o to, czy NATO jest właściwą organizacją do zadań, których się podjęło w Afganistanie i czy może przetrwać obciążenia, jakie okupacja nań nakłada.