To największa instytucja dystrybuująca pomoc humanitarną i rozwojową na świecie, niewątpliwie potrzebna i zasłużona. Administracja Donalda Trumpa zmierza do zamknięcia Agencji Stanów Zjednoczonych ds. Rozwoju Międzynarodowego (USAID), która działa od 63 lat, rocznie dysponuje kwotą ok. 40 mld dol. Odpowiada za lwią część globalnych wydatków na rzecz likwidacji skutków katastrof i konfliktów, poprawy opieki zdrowotnej, edukacji, wzmacniania postaw obywatelskich, wspierania uchodźców i przesiedlonych, a także zmniejszania ubóstwa i niedożywienia, oraz za walkę z głodem i epidemiami.
Dotychczas USAID, utworzona i utrzymywana ponad partyjnymi podziałami, pozostawała ważnym narzędziem amerykańskiej polityki zagranicznej (i działalności wywiadowczej) oraz instrumentem tzw. miękkiej siły, podtrzymującej mocarstwową aurę Waszyngtonu w ponad stu państwach, zwłaszcza w tych na dorobku, o których względy zabiegają także Rosja i Chiny, geostrategiczni konkurenci Ameryki.
Według Trumpa i przedsiębiorcy Elona Muska, poszukującego oszczędności w budżecie federalnym (USAID to 0,6 proc. tej puli), agencja kradnie pieniądze. Wydaje je bezmyślnie i nie realizuje amerykańskich wartości, skoro wspiera np. społeczność LGBT w Serbii czy rozwój elektromobilności w Wietnamie. Musk zapowiedział, że USAID „wrzuci do rębaka”, bo jest „organizacją przestępczą” i „nie nadaje się do naprawy”. Na razie wstrzymano jej pracę i zamrożono pomoc na 90 dni, zapowiadane są przygotowania do ewentualnego połączenia z Departamentem Stanu (odpowiednikiem MSZ). Zamknięto stronę internetową, większość spośród 13 tys. pracowników odsunięto od zadań, kilka tysięcy skierowano na urlopy. Zwolnienia czekają kolejne tysiące osób w instytucjach finansowanych z agencyjnych funduszy.