Niewolnicza wierność stronników Donalda Trumpa skłania ich do zgłaszania pomysłów przypominających uniżoność reżimowych Rosjan popierających Putina. Kilka dni po inauguracji nowego-starego prezydenta USA republikański kongresman z Tennessee Andy Ogles wniósł do Izby Reprezentantów projekt rezolucji wzywającej do zmiany prawa, aby Trump mógł za cztery lata kandydować na kolejną, czyli swoją trzecią, kadencję. Na razie jest to niemożliwe, ale ostatnie lata w Ameryce pokazują, że w erze Trumpa niczego nie można wykluczyć.
Kongresmen Ogles prawdopodobnie nie wyszedłby z inicjatywą, gdyby nie wypowiedzi na ten temat samego Trumpa, który najwyraźniej miałby ochotę zostać – jak Putin albo Kim Dzong Un – prezydentem dożywotnim. Po objęciu urzędu 20 stycznia umacnia swoją władzę, dążąc do demontażu systemu check-and-balance, czyli równoważenia się trzech filarów demokracji: władzy wykonawczej, ustawodawczej i sądowniczej.
Czytaj też: Talia Trumpa. Wszyscy ludzie prezydenta
Trump nie jest pewien, czy mu wolno
Wkrótce po wyborach na spotkaniu z Republikanami w Izbie Reprezentantów Trump oświadczył: „Podejrzewam, że nie będę się już więcej ubiegał o prezydenturę, chyba że powiecie: »On jest tak dobry, że musimy coś wymyślić«”. I dodał: „Zebrałem już mnóstwo pieniędzy na następną kampanię, których – jak zakładam – nie mogę sam użyć, ale nie jestem stuprocentowo tego pewien. Myślę, że nie wolno mi znowu ubiegać się (o Białym Dom). Ale nie jestem pewien, wolno mi czy nie wolno?”.
Było to powiedziane w tonie żartobliwym, zebrani przyjęli wynurzenia prezydenta śmiechem. Trump czynił już wcześniej podobne aluzje, sygnalizując, że pomysł trzeciej kadencji niezmiernie mu się podoba.
Na spotkaniu z działaczami NRA (Krajowego Stowarzyszenia Strzeleckiego), czyli głównego lobby producentów, handlarzy i właścicieli broni palnej, w maju ubiegłego roku Trump zapytywał: „Nie wiem, będziemy rozważali trzy kadencje czy dwie kadencje, jeśli zwyciężymy?”. A we wrześniu 2020 r., czyli pod koniec swej pierwszej prezydentury, oświadczył: „Wygramy kolejne cztery lata w Białym Domu, a potem będziemy negocjować, okej? Ponieważ opierając się na tym, jak nas traktują, będą się nam najpewniej należeć następne cztery lata”.
Czytaj też: Trump wie, że głównych obietnic nie spełni. Są powody do zmartwień
Trump chce być królem?
Konstytucja ogranicza rządy prezydenta do dwóch czteroletnich kadencji. 22. poprawka w tej sprawie, ratyfikowana w 1951 r. na wniosek Republikanów, była odpowiedzią na długą prezydenturę Franklina Delano Roosevelta, który sprawował władzę przez ponad trzy kadencje, od 1933 do 1945 r., i tylko śmierć przeszkodziła mu zakończyć czwartą, na którą został wybrany w 1944.
Prezydentura Roosevelta była jednak wyjątkowym epizodem. Wszyscy poprzedni prezydenci rządzili maksimum dwie kadencje. Zanim w życie weszła 22. poprawka do konstytucji, wynikało to z tradycji zapoczątkowanej przez pierwszego prezydenta George’a Washingtona, który dobrowolnie ustąpił z urzędu po ośmiu latach, oznajmiając, że „nie chce być królem”, a Stany Zjednoczone są republiką. Jego następcy byli tej tradycji wierni, rezygnując ze starań o reelekcję po dwóch kadencjach. Rządy F.D. Roosevelta przedłużono wskutek nadzwyczajnych okoliczności – w latach 30. panował Wielki Kryzys, z 25-procentowym bezrobociem, potem wybuchła wojna, do której USA przystąpiły w grudniu 1941 r. Roosevelt był niezwykle popularny, więc Amerykanie przedłużyli mu mandat.
Zwolennicy Trumpa porównują go do Roosevelta i Ronalda Reagana, najwybitniejszych prezydentów XX w., chociaż popiera go niewiele ponad połowa wyborców. Jego reelekcję w 2028 r. na trzecią kadencję uniemożliwia konstytucja, której zmiana wymagałaby zgody większości co najmniej 2/3 głosów w obu izbach Kongresu oraz zatwierdzenia zmiany przez minimum 3/4 stanów. Przy obecnej polaryzacji w Kongresie i w społeczeństwie, mniej więcej równo podzielonym politycznie, jest to dziś nierealne.
Poza tym, gdyby jakimś cudem Trump przedłużył swoje rządy na trzecią kadencję, to na jej początku, tj. w 2028 r., miałby 82 lata. Byłby najstarszym prezydentem w dziejach Ameryki.
Czytaj też: Trump w Białym Domu, alert na całym świecie. Różne scenariusze dla Polski
W USA były tylko dwa takie przypadki
Niewykluczone jednak, że trumpiści spróbują utorować mu drogę do przedłużenia prezydentury do 2032 r. Posłuszni im prawnicy będą argumentować, że 22. poprawka nie stosuje się do Trumpa, ponieważ będzie pełnił urząd przez dwie kadencje, ale nie jednym ciągiem – z przerwą w latach 2021–25 (kiedy prezydentem był Joe Biden).
Demokratyczny kongresmen Dan Goldman wniósł nawet do Izby Reprezentantów projekt rezolucji, która potwierdziłaby, że 22. poprawka odnosi się również do prezydentów, którzy rządzą przez dwie kadencje niekoniecznie w sposób ciągły. W historii USA były tylko dwa takie przypadki: Grovera Clevelanda, prezydenta w latach 1885–89 i 1893–97, oraz Donalda Trumpa. Wobec republikańskiej większości w Izbie Reprezentantów rezolucja Goldmana ma jednak niewielkie szanse choćby poddania pod głosowanie.
Jeżeli stronnicy Trumpa będą kontynuować starania, aby przedłużyć jego władzę, spór w tej kwestii trafi na wokandy sądów i będzie musiał go rozstrzygnąć Sąd Najwyższy.