Szarża na dzień dobry
Szarża Trumpa na dzień dobry. Rozpala emocje otumanionych fanów, ale nie wszystkim się podoba
Za sprawą rekordowych mrozów koronacja odbyła się wewnątrz Kapitolu, z udziałem ok. 600 najdostojniejszych gości. Lud oglądał ceremonię na ekranach w pobliskiej hali sportowej Capital One. Trump Drugi wygłosił po zaprzysiężeniu mowę, oznajmiając początek „złotego wieku” dla Ameryki, która dopiero teraz zostanie „krajem wolnym, suwerennym i niezależnym”. Przemianował Zatokę Meksykańską na Amerykańską i zapowiedział odzyskanie Kanału Panamskiego. W przemówieniu nie padło słowo „demokracja”, za to zaimek „ja” odmieniany był wielokrotnie przez wszystkie przypadki. Siedzący nieopodal Joe Biden, który godzinę przedtem podejmował go kawą w Białym Domu, musiał wysłuchać, jak koszmarnie nieudolnym był prezydentem. Nawet konserwatywny komentator Bill O’Reilly wyraził niesmak i potępił kopanie leżącego na deskach przeciwnika.
Zgromadzenie całego dworu w Rotundzie, uszeregowanie dostojników wokół mównicy imperatora pozwalało się zorientować w porządku dziobania. Zaraz za rzędem zajętym przez członków licznej rodziny Trumpa, na miejscach zarezerwowanych zwykle dla prominentnych polityków, siedzieli z żonami miliarderzy bossowie megakorporacji high tech: Mark Zuckerberg, Jeff Bezos, Tim Cook i Elon Musk. Wiemy już, kto rządzi Ameryką. Po uroczystości zaprzysiężenia zmieniły się dekoracje – dalszy ciąg widowiska odbył się w sąsiedniej, większej sali, gdzie żołnierze w mundurach współczesnych i historycznych, którzy w dniu inauguracji paradują zwykle na Pensylvania Avenue, maszerowali tam i z powrotem, zawracając od ściany do ściany. Trump był rozanielony, bo uwielbia parady wojskowe.
Później poszło w ruch prezydenckie pióro. Nigdy dotąd w historii USA prezydenci nie ogłosili aż tylu i tak wcześnie jednostronnych, niewymagających uzgodnienia z Kongresem, decyzji.