Świat

Cztery kolejne lata z Trumpem, cztery główne problemy. Takiej niepewności nie było nigdy

Donald Trump z żoną Melanią podczas inauguracji 20 stycznia 2025 r. Donald Trump z żoną Melanią podczas inauguracji 20 stycznia 2025 r. Matt Rourke / Associated Press / East News
Pewne jest tylko jedno: sam Trump świetnie się bawi. Ale jego dobry nastrój zderza się z niepokojem europejskich komentatorów. Nigdy w czasach współczesnych nie było aż takiej niepewności. Widzę cztery główne problemy przyszłości.

Zaczyna się nowa prezydentura Donalda Trumpa. Pewne jest tylko jedno: sam Trump świetnie się bawi. Na przedinauguracyjnym ogromnym wiecu swoich zwolenników w Waszyngtonie zapowiedział: „Zamierzamy (bo panuje powszechna moda mówienia w liczbie mnogiej – red.) dać im (tj. i wyznawcom, i wrogom) najlepszy pierwszy dzień, najwspanialszy pierwszy tydzień i najbardziej nadzwyczajne pierwsze sto dni prezydentury w całej amerykańskiej historii”. W szampańskim humorze prezydent elekt, razem z zespołem Village People, odtańczył energetyczne disco „Y.M.C.A.”.

Donald Trump i ich trzech

Ten nastrój zderza się z niepokojem europejskich komentatorów. Nigdy jeszcze w czasach współczesnych nie było aż takiej niepewności co do tego, czego należy się spodziewać po nowej prezydenturze.

„Nowy porządek światowy” zapowiada francuski tygodnik „Le Point” i na okładce prezentuje tylko cztery postacie najsilniejszych na świecie: więc jest oczywiście Trump, następnie przywódca Chin Xi Jinping, potem Putin i Recep Erdoğan, silny człowiek Turcji. Co charakterystyczne, żadnego Europejczyka. I diagnoza: autarkia gospodarcza poszczególnych krajów, osłabienie sojuszy takich jak NATO, wielka niepewność co do utrzymania pokoju na świecie. A sama Europa stoi w obliczu wielkich zagrożeń, słabości inwestycyjnych i militarnych.

Z pewnością Donald Trump przejawia lekceważący stosunek do amerykańskich idealistów, którzy budowali dotychczasowy porządek. Uważa, że Ameryka dostała w nim za mało, należy się jej dużo więcej, ale – co bardzo niepokoi – mocarstwo nie musi aż tak bardzo interesować się światem i losem swoich sojuszników.

Czytaj też: Rozważni i niebezpieczni: osobliwa ekipa Trumpa do spraw międzynarodowych. Mamy się bać?

Zapomniany 6 stycznia

Widzę cztery główne problemy przyszłości.

1. Zapomniany szok z 6 stycznia. Niemal zapomnieliśmy, jakim szokiem był zbrojny atak gniewnego tłumu na świętość amerykańskiej demokracji, czyli Kapitol, w Waszyngtonie 6 stycznia 2021 r. Śmierć poniosło pięć osób, co najmniej 138 policjantów zostało rannych. Cały świat oglądał te wydarzenia ze zdumieniem i przerażeniem, FBI uznała atak za akt krajowego terroryzmu. Wyglądało też na to, że wśród tysiąca skazanych na karę więzienia znajdzie się sam prezydent, który – zdaniem wielu świadków z bezpośredniego otoczenia – rzeczywiście podburzał zwolenników do ataku. O tym, że nie uznaje wyniku wyborów, sam wielokrotnie mówił publicznie. Na to, że naciskał notabla w Georgii w 2020 r., żeby mu „załatwił” tysiące głosów brakujące do wygranej – są bezpośrednie nagrania z rozmów.

Dziś to wszystko poszło w niepamięć bez żadnych konsekwencji. I to właśnie wydaje mi się najbardziej niepokojące: jeśli można przejść do porządku dziennego nad takim dramatem, to znaczy, że wszystko jest możliwe. Można śmiało zapomnieć o zasadach i zobowiązaniach, a polegać wyłącznie na sile. Postępowanie Trumpa i głoszone przez niego tezy doprowadziły do degradacji pojęć o praworządności i szacunku dla demokracji.

Trump sprzedaje fałsz

2. Grożące światu wojny handlowe. Nadzieje na poprawę sytuacji gospodarczej USA przesądziły o zwycięstwie Trumpa, gdyż wyborcy, w tym mali przedsiębiorcy, byli przekonani, że poradzi sobie lepiej niż Kamala Harris. Zresztą Ameryce i tak powodzi się lepiej niż Europie, jest bardziej innowacyjna i bardziej dynamiczna niż nasz Stary Kontynent. Amerykański biznes kwitnie również dzięki temu, że z całego świata ściąga najzdolniejszych. A jednak Trump ubolewa, że USA mają ujemny bilans handlowy, że Amerykanie za importowane towary płacą za dużo, a za granicę sprzedają za tanio i za mało. Jak wiadomo, cła wydają mu się najpiękniejszym wyrazem w języku i planuje ich podwyższenie w handlu nie tylko z Chinami, ale i krajami sąsiednimi, a także z sojusznikami europejskimi.

Czy rzeczywiście tak zrobi? Nie wiadomo. W połowie stycznia bardzo ważne Biuro Budżetu Kongresu (CBO) publicznie ostrzegło przed gwałtowną, szeroką podwyżką ceł. Owszem, trzeba redukować deficyt budżetowy – przyznali specjaliści, ale zwrócili uwagę, że cła zmniejszą rozmiary gospodarki w ogóle ze względu na spodziewany odwet partnerów. CBO napisało w swoim dokumencie wprost, że cła zwiększą inflację, a protekcjonizm głównych potęg handlowych będzie „zbiorowym samobójstwem”.

Bardzo niepokojącą opinię wydał Martin Wolf, jeden z najważniejszych komentatorów dziennika „Financial Times”, swego rodzaju Biblii świata finansów. Prezentując swoją nową książkę „Kryzys demokratycznego kapitalizmu”, tak powiedział o ekipie nowego prezydenta: „Sprzedają fałsz. To zwykli oszuści. Trump i jemu podobni nie mają żadnego spójnego pomysłu rozwiązania problemów społecznych”.

Ukraina: może jutro, może za sto dni

3. Ukraina i w konsekwencji nasze bezpieczeństwo. W powszechnej opinii Donald Trump jest nieprzewidywalny, co trudno mi uznawać za zaletę, bo jak mamy kształtować własną politykę wobec zagrożeń? Dawniej zapowiadał, że zakończy wojnę Rosji z Ukrainą w 24 godziny, dzisiaj mówi o stu dniach... jeden dzień, sto dni, może rok, co to za różnica? Można mówić byle co.

Najwyraźniej w otoczeniu Trumpa walczą zwolennicy odmiennych koncepcji. Keith Kellogg, emerytowany generał wybrany przez Trumpa na specjalnego wysłannika na Ukrainę i Rosję, ma być zwolennikiem dalszego wspierania Kijowa. Najwyraźniej nie wierzy w dobrą wolę Rosji i jej nie ufa. Z kolei Steve Bannon, były główny strateg Trumpa, ciągle bardzo wpływowy, chce jednoznacznie zerwać z Ukrainą. Publicznie ostrzega, że zaangażowanie militarne może się stać dla prezydenta drugim Wietnamem, czyli historyczną klęską. Z kolei kompleks wojskowo-przemysłowy jest oczywiście za wspieraniem Ukrainy, choćby dlatego, że nowoczesny sprzęt jest w pierwszym rzędzie produkowany w USA i nie sposób myśleć o wojnie bez zakupów w Ameryce.

Trzeba też zaznaczyć, że społeczeństwo amerykańskie zupełnie inaczej ocenia Rosję niż kraje europejskie, a zwłaszcza sąsiedzi Rosji. Mam wrażenie, że Ameryka czuje się zupełnie bezpieczna, przekonana, że ze strony Rosji Putina absolutnie nic jej nie grozi. Zupełnie inaczej, niż to było podczas zimnej wojny, zwłaszcza kiedy naprawdę bano się broni jądrowej i dzieci uczono, jak chować się w szkołach pod ławki przed atakiem nuklearnym. Ta zmiana postaw też wpływa na politykę.

Biden ostrzega

4. Oligarchizacja Ameryki. Mam ogromny sentyment do odchodzącego prezydenta Joe Bidena – nie tylko dlatego, że chciał mobilizować świat demokratyczny do walki z wszelkimi dyktaturami, ale przede wszystkim z powodów historycznych. Biden doskonale rozumiał nasz świat. To, że w 1998 r. amerykański Senat zagłosował za przyjęciem Polski do Sojuszu, było w największej mierze właśnie zasługą senatora Bidena i jego żarliwych wystąpień.

Nie wolno zapomnieć o ostrzeżeniach odchodzącego prezydenta. W przemówieniu pożegnalnym ostrzegł rodaków przed zachodzącą w kraju koncentracją bogactwa i władzy. „Dziś w Ameryce tworzy się oligarchia dysponująca skrajnym bogactwem, władzą i wpływami, która zagraża naszej demokracji” – powiedział. Apelował, by położyć kres „ciemnym pieniądzom” w polityce. Alarmował też, że rodzący się „tech industrial complex”, czyli siła przemysłu nowych technologii, w połączeniu z ich bogactwem stwarza ryzyko zakłócenia rozwoju społeczeństwa.

Czytaj też: Trump zaostrza w sprawie Grenlandii, ma chrapkę na piasek, metale i ziemię

Trump, czyli nic nie wiadomo

Te ostrzeżenia nabierają dziś dodatkowego znaczenia z powodu roli Elona Muska, najbogatszego człowieka świata, w ekipie Trumpa. Jak wiadomo, Musk wyłożył 250 mln dol. na kampanię i chwali się dziś ogromnym wpływem na politykę USA. Nie kryje poparcia dla partii skrajnie prawicowych w Europie, w tym nawet dla AfD w Niemczech, która kwestionuje granice Polski. Dosłownie kilka dni temu przed Muskiem ostrzegał Gérard Araud, były ambasador Francji w Waszyngtonie, który miał szansę bliżej poznać zarówno Muska, jak i Trumpa. Araud przypomniał, że X (d. Twitter), odkąd nabył go Musk, stał się – tu cytuję – „kloaką, do której spuszcza się nienawiść, rasizm, teorie spiskowe i potężną dezinformację”, a wszystko to w imię „swobody wypowiedzi”, czyli wolności słowa.

Jeśli do tego dodać słabnącą rolę tradycyjnych mediów, które filtrują informacje i odróżniają prawdę od kłamstwa – trudno lekceważyć całe zjawisko. Bez prawdy, znanej i akceptowanej, trudno o debatę demokratyczną, trudno o prowadzenie porządnej, uczciwej polityki. Pytania, które powstają w związku z rolą Muska, są dużo poważniejsze dla naszej przyszłości niż te, które wiążą się z Trumpem – twierdzi Araud i przypomina, że w pierwszej kadencji Trump również na początku mówił okropne rzeczy, ale w końcu można się było z nim dogadać, choćby dlatego, że każde rozwiązanie, nawet kiedy spuszcza z tonu, umie przedstawić jako swój sukces.

Słowem – nic jeszcze nie wiadomo, ale do tańczenia w rytm Village People bym się nie przyłączał.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Świat

Barwicha pod Moskwą. Jak się żyje na osiedlu byłych dyktatorów? „Polityka” dotarła do osoby z otoczenia Janukowycza

Zbiegły z Syrii Baszar Asad prawdopodobnie zamieszka teraz w podmoskiewskiej Barwisze, czyli na politycznym cmentarzysku rosyjskiej polityki imperialnej.

Paweł Reszka, Evgenia Tamarchenko
08.01.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną