Zawieszenie broni w Strefie Gazy wchodzi w życie. W zamian za 90 więźniów do domu wróciły trzy zakładniczki
Zawieszenie broni wynegocjowane w środę w Katarze miało wejść w życie w niedzielę o godz. 8:30 czasu lokalnego (7:30 czasu polskiego). Premier Beniamin Netanjahu ogłosił rano, że nie zacznie ono obowiązywać, dopóki Hamas nie przedstawi listy z nazwiskami trzech zakładników, którzy mieli być uwolnieni pierwszego dnia. By wywrzeć presję na Hamas, izraelska armia od rana prowadziła bombardowania w Gazie – według źródeł palestyńskich zginęło co najmniej 19 osób, 36 zostało rannych. Ok. godz. 8 w izraelskich miejscowościach przy granicy ze Strefą Gazy zawyły syreny alarmowe, choć okazało się, że to fałszywy alarm. Opóźnienie miało być spowodowane „problemami technicznymi” po stronie Hamasu, ale tak naprawdę nie wiadomo, jakimi – czy chodziło o problem z lokalizacją zakładników, czy może obawy członków tej organizacji przed namierzeniem ich kanałów komunikacji. W samej Gazie wyczerpani wojną mieszkańcy zaczęli świętować zawieszenie broni już w niedzielny poranek, wznoszono dziękczynne modły, odpalano fajerwerki, na ulicach rozdawano cukierki, widać też było spore grupy ludzi próbujących przemieścić się z południa na północ, mimo że w wielu przypadkach domy, do których mogliby wrócić, już nie istnieją.
Zakładniczki wracają do domu
Ostatecznie zawieszenie broni zaczęło obowiązywać o godz. 11:15 czasu lokalnego. Do wjazdu do Gazy przygotowano 4 tys. ciężarówek z pomocą humanitarną, z których połowa zawiera żywność i mąkę (w ramach porozumienia do Gazy ma docierać 600 ciężarówek z pomocą, o sto więcej niż przed rozpoczęciem wojny). Dopiero po godz. 10 na kanale na Telegram pojawiły się nazwiska trzech zakładniczek: Romi Gonen (l. 24), Emily Damari (l. 28) i Doron Steinbrecher (l. 31). Gonen została porwana podczas próby ucieczki z zaatakowanego festiwalu Supernova, była ranna w ramię. Tego dnia napastnicy zabili co najmniej troje jej przyjaciół, uczestników muzycznej imprezy przy granicy z Gazą. Uwolnieni w listopadzie 2023 r. zakładnicy potwierdzali, że widzieli ją żywą. Dwie pozostałe zostały porwane ze swoich domów w kibucu Kfar Aza. Steinbrecher pracowała jako pielęgniarka weterynaryjna. 7 października zdążyła jedynie wysłać do przyjaciół wiadomość głosową, w której powiedziała „Przyszli, mają mnie”. W 107. dniu od porwania opublikowano przedstawiające ją nagranie. Damari ma podwójne, brytyjsko-izraelskie obywatelstwo, podczas ataku 7 października została ranna od szrapnela w rękę i nogę, z zasłoniętymi oczami została wepchnięta do własnego samochodu, a następnie wywieziona do Gazy. Po jej uwolnieniu okazało się, że wyniku odniesionych ran straciła dwa palce lewej dłoni.
Matki zakładniczek oczekiwały na ich powrót w Re′im, niedaleko miejsca, gdzie odbywał się festiwal Supernova, skąd ok. godz. 18 (godz. 17 czasu polskiego) wojskowymi helikopterami miały zostać przewiezione do jednego z telawiwskich szpitali. – To wyjątkowy dzień dla naszej społeczności, ponieważ jednego dnia uwolnione zostaną dwie zakładniczki z naszego kibucu. Na uwolnienie czeka jeszcze troje – mówi Avichai Brodutch, którego żona i troje dzieci zostało porwanych 7 października. Zostali uwolnieni po 51 dniach niewoli, podczas pierwszej wymiany zakładników. – Dla mnie tego dnia wydarzył się poczwórny cud, odzyskałem swoją rodzinę. Kiedy dowiedziałem się, że mają być uwalniani, pojechałem do zrujnowanego kibucu, by zabrać to, co jeszcze udało się uratować – zabawki, poduszki, torebkę mojej żony, żeby mieli coś, co będzie przypominać im dawne życie. 26 listopada zeszłego roku rodzina urządziła wielkie przyjęcie, by uczcić rocznicę ich uwolnienia. – Zamierzamy robić to co roku – dodaje Avichai.
Do ostatniej chwili nie było pewne, w jakim stanie będą uwalniani zakładnicy, chociaż Izrael przygotował sześć szpitali, w których wyznaczono wyspecjalizowane zespoły do pomocy zakładnikom i ich rodzinom. – Spodziewamy się złożonych problemów, nie tylko natury fizycznej, ale i psychicznej. Proces dochodzenia do zdrowia będzie również wymagał specjalistów różnych dziedzin – mówi prof. Hagai Levine, szef zespołu medycznego Forum Rodzin Zakładników.
Pomocą psychologiczną objęte mają być też rodziny i społeczności, z których zostali porwani zakładnicy. – Rodziny 33 osób, które mają być uwolnione w pierwszej fazie, przeżywają gehennę, bo nie wiadomo, czy ich bliscy wciąż żyją. W jeszcze gorszej sytuacji są bliscy ponad 60 osób, które mają być uwolnione w drugiej fazie – nie wiadomo bowiem, kiedy to ma się stać i czy w ogóle do tego dojdzie – dodaje prof. Levine.
Według wynegocjowanego w środę porozumienia 33 zakładników ma być uwalnianych w grupach od trzech do czterech osób w ciągu 42 pierwszych dni obowiązywania zawieszenia broni. Według izraelskich mediów wśród tej grupy przy życiu może pozostawać 25 osób. Nie wiadomo dokładnie, ilu żywych zakładników jest wśród pozostałej grupy 61 osób. Wiadomo jednak, że w niedzielę rano izraelska armia znalazła ciało Orona Szaula, żołnierza porwanego w 2014 r. – Tak naprawdę rehabilitacja całego społeczeństwa rozpocznie się dopiero, kiedy do domów wrócą wszyscy zakładnicy – uważa dr Einav Jehene, psycholog związana z Forum Rodzin Zakładników.
Czytaj też: Premier strachu. Beniamin Netanjahu, przywódca Izraela na cenzurowanym
Cena porozumienia
Dopiero w ostatnich dniach okazało się, że w zamian z izraelskich więzień uwolnionych zostanie prawie 1,9 tys. palestyńskich więźniów (w tym tysiąc osób aresztowanych w Gazie od 7 października, które nie były oskarżone o udział w masakrze). Wśród nich jest blisko 200 terrorystów skazanych na wielokrotne dożywocia. Wśród najgroźniejszych więźniów wskazanych do uwolnienia jest m.in. Zakaria Zubeidi, b. dowódca Brygad Męczenników Al-Aksa w Dżeninie, odpowiedzialny za zamach na biura Likudu w 2002 r., w którym zginęło sześć osób. Na liście jest też Mohammad Abu Warda, skazany na 48 dożywoci za dwa zamachy bombowe na autobus w Jerozolimie w 1996 r., w których zginęło 45 osób. Podczas procesu powiedział, że „walka przeciwko waszemu narodowi nigdy się nie skończy, przeciwnie – będziemy stanowczy, dopóki nie opuścicie naszej ziemi”. Uwolniony ma być także odsiadujący 35 wyroków dożywocia za serię ataków, w tym na kawiarnię Moment w Jerozolimie i uniwersytet Wael Qassem, a także skazany na 21 kar dożywocia i dodatkową karę 40 lat więzienia Tabet Mardawi, który brał udział w zabiciu 20 Izraelczyków i ranieniu 150 innych podczas drugiej intifady w wielu zamachach bombowych. Na wolność wyjść ma też Mohammed Naife, skazany na 13 kar dożywocia za atak na kibuc Metzer, w którym zginęło pięciu Izraelczyków. Na liście jest też Nassim Zaatari, były członek zbrojnego skrzydła Hamasu, skazany za przeprowadzenie ataku na autobus linii 2 w Jerozolimie w 2003 r., w którym zginęły 23 osoby (za co skazano go na 23 dożywocia). Wśród uwalnianych ma też być Mahmud Atallah, który został skazany za zabójstwo palestyńskiej kobiety w Nablusie w 2003 r. oraz oskarżony o napaść na tle seksualnym i gwałt na strażniczkach w więzieniu Gilboa, gdzie odsiadywał swój wyrok (strażniczki starają się uzyskać sądowy nakaz wydalenia go poza Zachodni Brzeg). – Uwolnienie tak niebezpiecznych więźniów jest poważnym zagrożeniem dla naszego bezpieczeństwa – mówi jeden z izraelskich żołnierzy, który niedawno zakończył służbę rezerwową na północy kraju.
– Można spodziewać się, że nie wszyscy uwolnieni więźniowie zostaną na terenach palestyńskich, tak jak stało się to w przypadku uwolnionych na mocy umowy ws. Gilada Szalita – mówi ppłk Avi Kalo, były szef wydziału zaginionych w akcji w dyrekcji wywiadu izraelskiej armii. Przypomnijmy, w ramach wymiany za izraelskiego żołnierza Gilada Szalita w 2011 r. Hamas wynegocjował uwolnienie 1027 więźniów, z których część zmuszono do wyjazdu do innych państw na Bliskim Wschodzie (do Syrii i Turcji). – Oczywiście izraelskie służby mają swoje sposoby, by przeciwdziałać ewentualnym zamiarom uderzenia w Izraelczyków, ale musimy pamiętać, że uwolnionych więźniów nie będzie już można ścigać za dawne przestępstwa, a jedynie za nowe, jakich ewentualnie będą chcieli się dopuścić.
Pierwszego dnia obowiązywania umowy uwolniono 90 więźniów, z czego 76 na Zachodni Brzeg, 14 do Wschodniej Jerozolimy. Wśród nich są 62 kobiety, w tym jedna niepełnoletnia, oraz 28 mężczyzn, w tym ośmiu nieletnich. Żaden z uwolnionych w niedzielę nie był skazany za morderstwo.
Wielu Izraelczyków w ostatnich dniach przeżywa euforię połączoną z goryczą: oczywiście panuje radość z powrotu zakładników, ale ci, którzy regularnie przychodzą na plac Zakładników w Tel Awiwie lub biorą udział w cotygodniowych demonstracjach niedaleko przy ulicy Kaplan, uważają, że 471 dni to zdecydowanie za dużo i umowę należało zawrzeć znacznie wcześniej. Co więcej, istnieją poważne obawy, czy uda się w ogóle doprowadzić do wdrożenia drugiej fazy porozumienia, na mocy której uwolnionych ma być pozostałych 65 zakładników. – Netanjahu podchodził do tego zbyt militarnie, zostaliśmy ograni, zakładnicy czekali zbyt długo na ratunek, wielu z nich zmarło, nie doczekawszy powrotu do domu, podobnie jak nasi żołnierze. Po drugiej stronie też doszło do wielu zniszczeń i śmierci, mam wrażenie, że na próżno – dodaje Avichai Brodutch.
Premier Beniamin Netanjahu daje do zrozumienia, że możliwe jest wznowienie walk, czego domaga się zresztą jeden z jego koalicjantów – minister finansów Becalel Smotricz (Religijny Syjonizm). Podczas nocnego posiedzenia w piątek zagłosował przeciwko umowie, ale w odróżnieniu od Itamara Ben Gwira, który opuścił rząd Netanjahu, Smotricz chce w nim na razie pozostać – pod warunkiem wznowienia wojny i wykończenia Hamasu. – Wycofanie się z Gazy to de facto zaproszenie do powrotu do władzy Hamasu. Nie ma szans, by wyszło nam to na dobre – dodaje cytowany wcześniej żołnierz rezerwy. Podobnie jak koalicjanci Netnajahu sprzeciwia się on całemu porozumieniu, uważając, że przyniesie ono więcej szkody Izraelowi niż pożytku – Nie jestem odosobniony. W Izraelu jest wiele podobnych głosów, w tym części rodzin porwanych, ale są one uciszane w mediach.
Takie głosy niemniej istnieją, choć są w zdecydowanej mniejszości. Większość Izraelczyków od dawna domaga się powrotu zakładników, nawet jeśli miałoby to oznaczać zakończenie wojny w Gazie. Przedstawicielami przeciwników umowy są radykalni koalicjanci Netanjahu, ale także część likudowców (przeciwko umowie zagłosował m.in. jeden z ministrów tej partii).
Czytaj także: Trump 2.0 na Bliskim Wschodzie: on skończy tę wojnę? Netanjahu miał go za przyjaciela
Między Trumpem a radykałami
Zapędy prawicowych koalicjantów Netanjahu stoją w zdecydowanej sprzeczności z intencjami Donalda Trumpa, który już jutro obejmuje urząd prezydenta USA i od wielu tygodni naciska na izraelskiego premiera, by ten jak najszybciej zakończył wojnę w Gazie. Trump gra na przyszłe porozumienie z Arabią Saudyjską, na czym skorzystać ma nie tylko Ameryka, ale także jego własna rodzina, a on ma widoki na Pokojową Nagrodę Nobla. Po sześciu tygodniach Netanjahu będzie więc musiał zdecydować, co mu się bardziej opłaca – sojusz z Trumpem czy swoimi prawicowymi koalicjantami. Jeśli wybierze tych drugich, wojna wybuchnie z nową mocą. Jeśli postawi na Trumpa, ryzykuje stanowiskiem premiera i własną polityczną przyszłością.
Nierozstrzygniętym problemem jest również przyszłość samej Gazy i tego, kto przejmie nad nią kontrolę. Zdaniem wielu ekspertów unikanie przez Netanjahu tego tematu wzmacnia Hamas i oddala jeden z głównych celów wojny, jakim było całkowite wyeliminowanie tej organizacji: – Hamas przestałby istnieć z chwilą wyznaczenia jego następcy – uważa Juwal Bitton, były szef wywiadu w izraelskiej służbie więziennej.