1060. dzień wojny. Na naszych oczach kształtuje się nowa elita wojsk lądowych. Po obu stronach
Rosjanie dokonali ataku rakietowego na Kijów i tym razem użyli rakiet balistycznych. Takie pociski może niszczyć tylko patriot albo europejski SAMP/T, żadne inne używane w Ukrainie systemy przeciwlotnicze nie są do tego zdolne. Nie wiadomo, czy część rakiet zestrzelono, a tylko kilka trafiło, bo atak był silny, a pewna część pocisków trafiła w cele w mieście. Zabito cztery osoby i jest też kilkunastu rannych. Ten bilans może niestety wzrosnąć.
Czytaj także: Czy Rosja może uderzyć raz, a dobrze? Są decyzje, których Putin na razie nie chce
Do chwili obecnej zebrano wizualne dowody na zabicie przez Rosjan ponad 200 ukraińskich jeńców. Jednocześnie zdjęcia satelitarne ujawniły kilka masowych grobów na terenach okupowanych. Zapewne skala rosyjskich zbrodni nie zostanie zbadana w dającej się przewidzieć przyszłości, bo dowody, czy choćby nawet ślady tych zbrodni pozostaną na terenach okupowanych przez Rosję.
Dopiero teraz ujawniono, że policyjny płk Aleksandr Miszczenko, który pozostał w okupowanym przez Rosjan Melitopolu, przeszedł na stronę Rosjan i służył im. Aż do 27 kwietnia 2023 r., kiedy to zabił go ładunek wybuchowy podłożony przez ukraińskie służby specjalne, ale ten fakt nie był dotąd znany.
Dziś nad ranem w Ludinowo w obwodzie kałuskim trafiono dronami w Ludinowski Zakład Budowy Lokomotyw Spalinowych. Miejscowość ta leży niecałe 200 km od terenów kontrolowanych przez Ukrainę, a zatem do ataku można było użyć rakiet balistycznych ATACMS. Wiadomo, że rosyjskie koleje są w bardzo kiepskim stanie i cierpią na brak taboru, więc każdy taki cios jest dla nich poważnym problemem. Ale według doniesień w zakładzie tym produkowano też uzbrojenie dla wojsk rosyjskich.
Ponadto w obwodach kałuskim i tulskim atakowano bazy paliwowe, w których wywołano pożar. Tym razem jednak użyto bezpilotowych aparatów latających.
W obwodzie kurskim Rosjanie niedawno posunęli się w rejonie na południowy wschód od Korieniewa. Ukraińskie wojska ponownie atakowały w kierunku na Berdyń, ale 106. Tulska Dywizja Powietrzno-Desantowa Gwardii zatrzymała ukraiński atak. Przy odzyskaniu obwodu kurskiego ramię w ramię walczą jednostki powietrzno-desantowe, piechoty morskiej i rezerwowe bądź te sformowane po wybuchu wojny. I szczerze mówiąc, nie widać specjalnej różnicy.
W obwodzie charkowskim rosyjskie uporczywe ataki też zaczynają przynosić rezultaty. Rosjanie posunęli się o kilka przecznic w Wołczańsku. Według Ukraińców Rosjanie zmienili swoją taktykę użycia bezpilotowców, zamiast jednorazowych dronów typu FPV coraz częściej stosują aparaty wielokrotnego użytku do zrzucania ładunków na wojska ukraińskie.
Rosyjskie wojska nieznacznie posunęły się w kierunku na Kupiańsk. Jeśli tak dalej pójdzie, to i tam wkrótce zaczną się walki o wschodnią część miasta. W tym rejonie Rosjanie wysyłają najpierw dwóch, trzech żołnierzy niemal na pewną śmierć, i obserwują, skąd padają strzały. Wtedy przy wsparciu ogniowym skierowanym na wykryte w ten sposób ukraińskie pozycje rusza zasadnicza fala rosyjskiego ataku, już znacznie większa.
Pod Siewierskiem i pod Czasiw Jarem rosyjskie ataki nie przyniosły powodzenia, ale na zachód od Torećka Rosjanie wyszarpnęli kawałek terenu. Niestety, pod Pokrowskiem i Kurachowem też się nieco przesunęli na zachód.
Rosyjskie wojska zajęły wieś Wremiwka przylegającą od zachodu do Wełykiej Nowosiłki. Wygląda na to, że bitwa o samą Wełyką Nowosiłkę zacznie się w ciągu najbliższych kilku dni.
Wojska powietrzno-desantowe, czyli elita
Niemal na całym świecie wojska powietrzno-desantowe, pomijając oczywiście siły specjalne, które chodzą własnymi drogami, są uważane za elitę wojsk lądowych. Na bazie tradycji zrodzonej w Wielkiej Brytanii w czasie II wojny światowej w wielu państwach świata spadochroniarze wojsk powietrzno-desantowych noszą bordowe berety. Tak było także w Polsce w czasach PRL, kiedy tworzono 6. Pomorską Dywizję Powietrzno-Desantową z Krakowa. Nakręcono o nich nawet film fabularny – „Czerwone berety”, w których główne role grali młodziutcy wówczas aktorzy Marian Kociniak i Leonard Pietraszak. Promowano ich jako elitę elit i w jakimś stopniu była to racja. Byli oni doskonale wysportowani, sprawni, wytrzymali i świetnie wyszkoleni. W PRL mówiono o nich „czerwone berety”, bo w czasach słusznie minionych czerwony się jakoś lepiej kojarzył niż bordowy. Dziś trzeba dokładnie rozróżniać kolory, bo nasze wojska aeromobilne mają berety bordowe, a Żandarmeria Wojskowe – karmazynowe. W sumie też czerwone, ale jaśniejsze i znacznie bardziej jaskrawe.
Przyjmowano do tych wojsk tylko ludzi o odpowiednich predyspozycjach, także intelektualnych. Właśnie z tej jednostki wywodzi się gen. Mieczysław Bieniek, Polak, który w strukturach dowodzenia NATO zajął jedno z najwyższych możliwych stanowisk, jakie może zająć nie-Amerykanin. Także prezydent Czech gen. armii Petr Pavel służył w czechosłowackiej 22. Brygadzie Powietrzno-Desantowej Specjalnego Przeznaczenia w miasteczku Preszów, koło Koszyc.
W ZSRR nie było inaczej. Do sowieckich WDW (Wozduszno-Desantnyje Wojska – wojska powietrzno-desantowe), których znakiem wyróżniającym się były i nadal są niebieskie berety, inaczej niż w całej reszcie świata, byle kogo nie przyjmowano. Tylko silnych, wysportowanych, wytrzymałych, no i niegłupich. Dlaczego akurat te wojska zbierają śmietankę wśród wszystkich piechurów? Otóż dlatego, że z założenia mieli oni być zrzucani na spadochronach albo desantowani ze śmigłowców za liniami wroga, gdzie byli zdani wyłącznie na siebie. Oni jako jedyni mieli walczyć w kompletnej izolacji, zwykle z silniejszym przeciwnikiem, przy znacznie skromniejszym zaopatrzeniu niż wojska w linii. Musieli umieć sobie radzić i nie wpadać w panikę, musieli być najlepsi ze wszystkich, bo tylko tacy mocarze mogli sobie poradzić w tych warunkach.
W bardzo podobnej sytuacji znajduje się piechota morska, w końcu to też desantowcy. Nie są tylko transportowani drogą powietrzną, a morską, okrętami desantowymi. Po wyjściu na ląd są zdani na siebie, przynajmniej na początku, dopóki sami nie poszerzą przyczółka na tyle, że będzie im można dosłać wzmocnienie. W wielu krajach podlegają marynarce wojennej, w innych stanowią samodzielne formacje. W większości krajów świata, w tym w Polsce w czasach PRL, noszą niebieskie berety (amerykańscy Marines nie używają beretów, mają czapki), ale w Rosji jest inaczej – berety morpiechoty są czarne. Teoretycznie przynajmniej nie zmienia się jedno: tu też w czasach ZSRR trafiali najlepsi żołnierze, a do ich szkolenia przywiązywano dużą wagę. To była kolejna sowiecka, a później rosyjska elita. Była.
Czytaj także: Brygada brygadzie nierówna. W Ukrainie jest mętlik, nigdzie to tak nie wygląda
Szok wojny 2022 r.
W ciągu całej wojny w Ukrainie Rosjanie tylko raz próbowali wysadzić desant śmigłowcowy, był to atak na lotnisko Hostomel pod Kijowem. Skończył się on kompromitacją. Jednostki WDW, w tym należąca do nich jedyna brygada sił specjalnych, 45. Brygada Specnazu WDW, zostały tam mocno zdziesiątkowane, a postawione im zadanie wykonały one częściowo. Co prawda po ciężkich walkach zdobyto samo lotnisko, ale nie zdołano zabezpieczyć okolicy, co nie pozwalało na lądowanie na nim samolotów transportowych Ił-76, mających przywieźć za linię ukraińskiej obrony, do samego Kijowa, masę wojsk powietrzno-desantowych z cięższym sprzętem, mających błyskawicznie opanować rządowe dzielnice ukraińskiej stolicy. Dlatego desantowców samych trzeba było ratować, czego w końcu dokonały wlokące się, długie na 75 km kolumny wojsk zmechanizowanych i pancernych, które ugrzęzły na jedynej szosie, jaką miały do dyspozycji. Gdyby wówczas Ukraina miała to uzbrojenie, które ma dziś, to zrobiłaby na owej szosie jesień średniowiecza. Po tej ciężkiej wpadce rosyjskie wojska nie próbowały już wysadzać żadnego desantu – ani powietrznego, ani morskiego.
Już wtedy okazało się, że obie formacje wcale nie są takie elitarne. Jak to zwykle w Rosji bywa, była to fikcja. Ponieważ w WDW i w Piechocie Morskiej były różne dodatki finansowe, inaczej liczono wysługę lat do emerytury i były różne inne przywileje, do tych jednostek zaczęli trafiać ludzie zupełnie się tam nienadający, za to mający tzw. plecy. Nepotyzm kwitł na całego, co jest typowe dla rosyjskiej armii, na równi z korupcją. Dlatego w walce jako piechota, a w takiej roli w końcu rzucono na front zarówno WDW, jak i morpiechów, niczym szczególnym się nie wykazali.
A potem wytracili tych ludzi w ciężkich walkach. Znając życie, to najszybciej ginęli ci, których tam być nie powinno. Ale bezlitosna wojna w końcu przemieliła także tych, którzy byli dobrze wyszkoleni, sprawni i znali się na rzeczy. Przez kolejne miesiąca, a następnie lata walczyli jako zwykła piechota zmechanizowana. Kiedy wytracili specjalne, desantowe wozy bojowe, które notabene, jak pokazała ta wojna, do niczego się nie nadawały, jako uzupełnienie otrzymali standardowe bojowe wozy piechoty, najczęściej BMP-2 lub nawet starsze BMP-1. I pomału przestali się odróżniać od zwykłej piechoty zmechanizowanej, czyli używającej pancernych pojazdów do przemieszczania się i do wspierania ich w walce.
Jednocześnie też przyszły inne uzupełnienia. Do jednostek WDW i morpiechoty zaczęły trafiać „mobiki”, czyli właśnie zmobilizowani do wojska, po mniejszym czy większym przeszkoleniu. W ostatnim okresie zaczęto wcielać do tych jednostek już całkiem kogo popadnie, drobnych przestępców i alkoholików, którzy dostają propozycję nie do odrzucenia: kontrakt albo do kicia. A ostatnio w 810. Brygadzie Piechoty Morskiej Gwardii zginął Jurij Romanow, 55-letni ochroniarz, który postanowił się dorobić na wojnie. Jeśli elitarne jednostki przyjmują 55-latków do jednostek swojej piechoty szturmowej jako szeregowców, to czy one są nadal elitarne? Odpowiedź jest oczywista: nie są. Obecnie to taka sama zbieranina piechoty z różnych zaciągów, ochotniczych i na wpół przymusowych, złożona z ludzi słabo przeszkolonych, alkoholików i 55-latków. I tak WDW oraz morpiechota wlały się w szaro-zieloną masę rosyjskiej piechoty.
Czytaj także: Koniec wielkich desantów powietrznych. Lotnictwo transportowe służy dziś do czego innego
Gdzie jest nowa elita?
Nowa elita wojsk lądowych wyłania się na naszych oczach. To całkiem nowy rodzaj wojsk, który zaczyna odgrywać na polu walki coraz większą rolę, a przy tym służba w nim wymaga dużych umiejętności, sprawności fizycznej, ale też i wiedzy technicznej oraz odpowiedniego rozgarnięcia. I tu nie ma przeproś, więc dronowcy do swoich jednostek wybierają personel bardzo starannie. Byle kto się u nich nie utrzyma. Tu trzeba taszczyć ciężki sprzęt często wiele kilometrów na przełaj, chowając się i maskując. Trzeba sprytu, by wybrać odpowiednie stanowiska i je właściwie zamaskować, trzeba sprawności, refleksu i spostrzegawczości, by umiejętnie dronem kierować, trzeba wiedzy technicznej, by je obsługiwać i w razie potrzeby odpowiednio modyfikować.
Czytaj także: Jak drony efpiwiczki zmieniły pole walki w Ukrainie. Wojska walczą kompletnie inaczej
Elitarność jednostek dronowych szczególnie widać po ukraińskiej stronie, gdzie dronowcom zostawiono więcej swobody, także w doborze nowych kadr do przeszkolenia. I wybierają oni sobie takich, z jakich faktycznie będą mieli pożytek. Jest jeszcze pewien paradoks przy rekrutacji. Chętni do obsługi dronów wciąż są w sporej obfitości, bo każdemu wydaje się, że lepiej sobie dronem polatać, siedząc w ukryciu, niż lecieć przez pole pełne min do ataku na plujące ogniem gniazda karabinów maszynowych. A tymczasem nic bardziej błędnego. Droniarze też są silnie narażeni, bo odbywa się na nich specjalne polowanie, po wykryciu ich stanowiska na pomoc wzywana jest nawet artyleria, by zmiotła je z powierzchni ziemi. Dlatego nieustannie się przemieszczają, oczywiście taszcząc swój dość ciężki sprzęt (łączność, kierowanie, ładowarki, skrzynie z dronami, narzędzia do obsługi) i wciąż szykują sobie i maskują kolejne stanowiska. Dlatego służba u dronowców jest chyba jeszcze cięższa fizycznie niż w piechocie, a niebezpieczeństwo niewiele mniejsze.
Czytaj także: Drony w rękach Ukraińców, czyli wszystkie chwyty dozwolone. Tego nikt nie przewidział
Selekcja dronowców w wojskach ukraińskich daje efekty – wyrastają na nową elitę wojsk lądowych. Centralne sterowanie jednostkami dronów, w tym doborem kadr, oraz zakupy bezpilotowców sprawiają też, że ukraińskie wojska dronowe są dużo skuteczniejsze niż te u Rosjan.