Kapitan Zemsta
Zemsta Trumpa. Zburzy porządek budowany w USA przez pokolenia. Nikt się nie sprzeciwi
Michael Fanone, policjant z Waszyngtonu, 6 stycznia 2021 r. miał akurat wolne. Ale sam zgłosił się na służbę, kiedy usłyszał o zamieszkach na Kapitolu. Tłum zwolenników Trumpa wdarł się do budynku, żeby uniemożliwić kongresmenom zatwierdzenie wyniku wyborów 2020 r. (przegranych przez ich idola). Fanone został ciężko pobity, przeciągnięty po schodach i porażony paralizatorem. „Zastrzelcie go jego własnym pistoletem!” – krzyczeli napastnicy. Okładali go pięściami i metalowymi prętami. Nie zastrzelili. Wprawdzie Fanone miał atak serca, ale przeżył (w odróżnieniu od pięciu innych policjantów z Kapitolu, którzy zmarli w wyniku obrażeń).
Choć sam cztery lata wcześniej głosował na Donalda Trumpa, od tamtego dnia stał się jego zawziętym wrogiem. „To on nasłał na nas wściekły tłum. Chwilę wcześniej na wiecu przed Białym Domem powtarzał kłamstwa o sfałszowanych wyborach” – opowiadał Fanone wszędzie, gdzie się dało, m.in. w telewizjach i portalach internetowych oraz przed kongresową komisją śledczą, która badała wydarzenia z 6 stycznia.
Koszty jego prywatnej antytrumpowej krucjaty były spore, nawet zanim Trump wrócił do władzy: jego rodzina dostawała anonimowe pogróżki, ktoś rzucił w dom jego matki cegłą… Było tego tak wiele, że Fanone nawet przestał zgłaszać poszczególne incydenty i groźby na policję. Jest rozżalony bezradnością swoich kolegów (sam przeszedł na emeryturę ze względu na problemy zdrowotne). Skarży się nawet dziennikarzom, że Ameryka przestała już być demokracją.
Teraz, kiedy Trump obiecał uniewinnić i wypuścić z więzień „rebeliantów” spod Kapitolu, Fanone szykuje się na najgorsze. Zaszył się w swoim domu w górach w Wirginii i przygotowuje się na odparcie ataku. „Jeśli będzie trzeba, umrę tutaj, broniąc się u siebie – mówił dziennikarzom „Washington Post”.