Los Angeles w ogniu. Szaleją pożary, krążą teorie spiskowe. Kto za to odpowiada i kto za to zapłaci?
Liczba ofiar śmiertelnych jest najpewniej zaniżona, 16 osób jest uznanych za zaginione. Pożary trwają już od tygodnia. Jak podała w poniedziałek rano BBC, ich intensywność może jeszcze wzrosnąć z powodu nadciągającego silnego wiatru. To główna przyczyna tak ogromnej skali zniszczeń. Niektóre osiedla – Eaton, Palisades, Sylmar – wyglądają miejscami jak strefy działań wojennych. Całkowicie zniszczonych jest 10 tys. budynków, w tym setki luksusowych posiadłości aktorów, sportowców i celebrytów. CNN wyemitował materiał pokazujący doszczętnie spalone rezydencje nad brzegiem oceanu, wzdłuż drogi ekspresowej do Malibu. Ze zgliszczy trudno odtworzyć nawet kształt budynków; w tle widać zwęglone samochody czy meble ogrodowe.
Los Angeles w ogniu
Według danych służb ratunkowych, cytowanych m.in. przez dziennik „Los Angeles Times”, wciąż daleko do opanowania ognia. Największy pożar, w Palisades, jest pod kontrolą w zaledwie 13 proc. W Eaton, gdzie spłonął obszar o połowę mniejszy, sytuacja jest nieco stabilniejsza, choć odsetek obszaru, który udało się opanować strażakom, też nie napawa optymizmem – zaledwie 27 proc. Najlepsze informacje docierają z Sylmar, gdzie pożar udało się prawie w całości (95 proc.) ograniczyć; trwa wygaszanie ostatnich ognisk. Niestety, jak informuje BBC, wtorek i środa mogą się okazać znów krytyczne. Według prognoz wiatr osiągnie prędkość zbliżoną do 100 km/h.
Równolegle trwa dyskusja polityczna wokół przyczyn katastrofy. Publicyści zajmujący się zmianami klimatycznymi, jak znany autor „New York Timesa” David Wallace-Wells, zwracają uwagę na zaniechania w planowaniu przestrzennym, które doprowadziły do tak wielkich spustoszeń w tym roku. Ciasno ulokowane domki w Pacific Palisades, karczowane lasy, które stanowiłyby naturalną zaporę dla ognia – to wszystko błędy przeszłości. Błędy, dodaje Wallace-Wells, których dało się uniknąć, bo przecież ogień nie pojawił się w Mieście Aniołów pierwszy raz. Pożary są tu integralną częścią krajobrazu, co odnotowała już słynna pisarka i reporterka Joan Didion. W latach 60. pisała, że „płonące miasto jest najgłębiej zakorzenionym wyobrażeniem, jakie Los Angeles ma na swój temat”.
Czytaj też: Czy klimat nas zabije?
Los Angeles płonie: kto za to odpowie?
A jednak mało kto w Los Angeles traktował poważnie ryzyko wielkiej katastrofy... z wyjątkiem firm ubezpieczeniowych. „New York Times” podaje, że ubezpieczyciele w ostatnich latach znacznie mniej chętnie sprzedają polisy obejmujące domy w niektórych dzielnicach Los Angeles właśnie ze względu na zagrożenie ogniem. W samym Pacific Palisades niektóre firmy zredukowały portfel klientów aż o 70 proc. Łatwo zrozumieć dlaczego, biorąc pod uwagę, że wartość szkód wyrządzonych przez ogień w tym roku szacowana jest na kilkanaście miliardów dolarów, wliczając koszty odbudowy prywatnych nieruchomości.
Agencja ratingowa Moody’s szacuje, że szkody mogą przekroczyć kwotę nawet 20 mld dol., także z powodu wysokiej wartości niektórych nieruchomości. Domy z Pacific Palisades były ubezpieczone w sumie na 5,9 mld. Gdyby prognozy się sprawdziły, branża ubezpieczeniowa, już mocno cierpiąca z powodu zmian klimatycznych, przeżyłaby prawdziwy szok. Do tej pory najwięcej strat – 5,5 mld dol. – przyniosły pożary w Ventura i Los Angeles z 2018 r.
W internecie trwa wymiana oskarżeń i szukanie winnych. Pod ostrzałem jest przede wszystkim burmistrzyni Karen Bass, którą oskarża się o redukcję budżetu LAFD, miejskich służb pożarniczych. Ale sytuacja jest znacznie bardziej skomplikowana. Jak informują magazyn „Forbes” i „Los Angeles Times”, zatwierdzony przez Bass w czerwcu 2024 r. budżet rzeczywiście ograniczył zasoby LAFD o 17,6 mln dol. (2,7 proc.). A dążyła do cięć na poziomie 23 mln dol.
Jednocześnie do budżetu LAFD dosypano 53 mln na podwyżki wynagrodzeń oraz 58 mln na sprzęt. Cięciami objęto głównie fundusz nadgodzin, co rzeczywiście może teraz mieć znaczenie, bo zwyczajnie brakuje ludzi do akcji.
Czytaj też: Pomarańczowe niebo i fatalne powietrze. Kanadyjskie pożary straszą nowojorczyków
Los Angeles: dramat i teorie spiskowe
Mnożą się też teorie spiskowe. Jedna z nich dotyczy osób bezdomnych, które rzekomo podpalają domy mniej zamożnych mieszkańców na zlecenie deweloperów, robiąc miejsce dla luksusowych inwestycji – pożary wymknęły się jednak spod kontroli, więc płoną również domy bogaczy. Policja aresztowała jedną osobę w tej sprawie, ale jej rzecznik podkreśla, że nie ma żadnych dowodów na związek między przesłuchiwanym bezdomnym, pożarami i sektorem deweloperskim. Internauci mają na ten temat inne zdanie.
Ten tydzień będzie kluczowy dla Los Angeles. Wiatr w najbardziej newralgicznych dzielnicach wieje teraz z prędkością ok. 80 km/h. Dopiero w drugiej połowie tygodnia pogoda ma się poprawić, ale wszystkich problemów to nie rozwiąże. W wielu miejscach strażacy borykają się m.in. z niskim ciśnieniem wody w hydrantach. Wsparcie z powietrza, którym LAFD dysponuje w całkiem sporych ilościach (dziesięć helikopterów), też nie wystarcza. A najbardziej przerażające jest to, że takich katastrof będzie więcej. Amerykanie muszą nauczyć się z ogniem żyć i budować swoje domy tak, by płomienie ich nie dosięgały. To bez wątpienia największe wyzwanie dla sporej części USA.