Świat

Trump „skazanym przestępcą”. Pierwszy taki prezydent w historii USA. I co z tego?

Donald Trump w towarzystwie swojego obrońcy Todda Blanche uczestniczą zdalnie w posiedzeniu sądu na Manhattanie, 10 stycznia 2025 r. Donald Trump w towarzystwie swojego obrońcy Todda Blanche uczestniczą zdalnie w posiedzeniu sądu na Manhattanie, 10 stycznia 2025 r. Brendan McDermid / Reuters / Forum
Nigdy do tej pory w historii Ameryki nie zdarzyło się, by prezydent inaugurował swoje rządy ze stygmatem kryminalisty. Bezprecedensowy werdykt w Nowym Jorku pozostawia mieszane uczucia.

Za dziesięć dni Donald Trump obejmie ponownie urząd prezydenta, już jako „skazany przestępca”. To rezultat werdyktu wydanego w piątek przez sąd stanowy w Nowym Jorku w sprawie fałszowania przez niego dokumentów biznesowych w celu ukrycia opłat dla aktorki porno, aby nie ujawniała, że uprawiała z nim seks. Nigdy do tej pory w historii Ameryki nie zdarzyło się, by prezydent inaugurował swoje rządy ze stygmatem kryminalisty.

Skazany bez kary

Prowadzący sprawę sędzia Juan Merchan na wniosek prokuratora Joshuy Steinglassa nie wymierzył jednak Trumpowi żadnej kary, orzekając wyrok „bezwarunkowego zwolnienia” (unconditional discharge) od jakiejkolwiek karnej sankcji. Za popełnione czyny groziła mu kara krótkoterminowego więzienia lub wysokiej grzywny – kary, które ten sąd orzekł wobec tysięcy osób winnych takich samych czynów. Swoją decyzję sędzia uzasadnił wyjątkowymi okolicznościami – tym, że skazany obejmie wkrótce najwyższy urząd w kraju.

Trump powraca do Białego Domu po czterech latach przerwy jako 47. prezydent USA. W latach 2017–21 sprawował władzę prezydencką przez jedną kadencję.

W maju ubiegłego roku nowojorski sąd przysięgłych uznał Trumpa winnym fałszowania jesienią 2016 r. 34 wpisów w dokumentach finansowych o wydatkach w jego korporacji nieruchomościowej (Trump Organization). Zostały one zaksięgowane jako honoraria dla prawników, podczas gdy w rzeczywistości rejestrowały wypłatę na kwotę 130 tys. dol. dla gwiazdy porno Stormy Daniels – swoisty „okup za milczenie”, aby nie ujawniała seksu z żonatym Trumpem kilka lat wcześniej. Daniels mogła opowiedzieć o tym mediom na parę tygodni przed wyborami w 2016 r., w których ówczesny nowojorski miliarder był kandydatem Republikanów przeciw Hillary Clinton. Sensacja nie wyszła na jaw i Trump wybory wygrał.

Czytaj też: To największy polityczny comeback w historii USA

Trump na telebimie

Jego oskarżenie w zeszłym roku miało kontrowersyjny z prawnego punktu widzenia charakter. Samo fałszowanie dokumentów biznesowych w stanie Nowy Jork uznaje się za wykroczenie, nie przestępstwo. Prowadzący sprawę prokurator Alvin Bragg postawił więc Trumpowi zarzut fałszowania w celu wygrania wyborów, co miało naruszać prawa o prowadzeniu uczciwej kampanii wyborczej. Niektórzy prawnicy, w tym nawet czołowy komentator casusów prawnych w nieżyczliwej Trumpowi telewizji CNN Eli Horning, wyrażali opinię, że oskarżenie jest naciągane, a prawicowe media uznały je wręcz za prawniczą chucpę.

Trump od początku twierdził, że „nie zrobił nic złego”, a jego oskarżenie to kolejny przykład „polowania na czarownice”, zorganizowanego przez prawników sympatyzujących z Demokratami. Bragg jest prokuratorem wybranym z listy tej partii. Prezydent elekt swoje pretensje powtórzył podczas finalnego przesłuchania w piątek, przemawiając ze swej rezydencji w Mar-a-Lago na Florydzie przez telebim. Oświadczył, że cała sprawa powinna być oddalona przez sąd.

Przez kilka miesięcy domagali się tego jego prawnicy, zarzucając Braggowi i sędziemu Merchanowi, że są narzędziem w rękach Demokratów, którzy prowadząc proces przeciw Trumpowi, usiłują pogrążyć jego szanse w zeszłorocznych wyborach. Po uznaniu go winnym przez ławę przysięgłych jego adwokaci starali się nie dopuścić do skazania (w USA decyzje o winie i orzeczenie kary są rozdzielone), podkreślając, że chodzi o przyszłego prezydenta. Domagali się umorzenia sprawy.

Trafiła ona w końcu do Sądu Najwyższego. Kilka dni temu orzekł on, stosunkiem głosów 5 do 4, że sędzia Merchan ma prawo ogłosić wyrok. Co ciekawe, do trzech liberalnych sędzi w składzie sądu: Soni Sotomayor, Eleny Kagan i Ketanji Brown Jackson, przyłączyło się, głosując za Merchanem, dwoje sędziów konserwatywnych: prezes sądu John Roberts, a nawet nominowana w 2020 r. przez Trumpa sędzia Amy Barrett.

Czytaj też: Trump przerobił politykę na wrestling

Bezprecedensowy wyrok wywołuje mieszane uczucia

Sędzia Merchan powiedział w sądzie w piątek, że nie zgodził się na oddalenie sprawy, ponieważ Trump swoim zachowaniem – nieustannymi, nieraz wulgarnymi atakami na niego i prokuratora Bragga – okazywał brak szacunku dla systemu sprawiedliwości w USA i rządów prawa. Swoją decyzję uwolnienia go od kary uzasadnił tym, że mogłaby ona przeszkodzić Trumpowi w pełnieniu urzędu. Na koniec życzył mu w tym powodzenia.

Bezprecedensowy werdykt w Nowym Jorku pozostawia mieszane uczucia. Trudno na razie przewidzieć, jakie znaczenie, choćby w sferze PR, będzie miało formalne określenie Trumpa jako „skazanego przestępcy”. Teoretycznie osoba skazana prawomocnym wyrokiem nie może dostać prawa wjazdu do niektórych krajów, np. do Kanady. Nikt oczywiście nie sądzi, by spotkało to Trumpa.

Sprawa o fałszowanie dokumentów biznesowych jest jedyną sprawą karną Trumpa zakończoną wyrokiem sądowym, chociaż z czterech, które mu wytoczono, najbardziej błahą, a nawet trywialną. Federalny aparat sprawiedliwości i sąd w Georgii postawiły mu zarzuty prób blokowania pokojowego transferu władzy po przegranych w 2020 r. wyborach, których kulminacyjnym momentem był szturm jego fanów na Kapitol 6 stycznia 2021 r. Trump wysłał ich do ataku, by nie dopuścili do zatwierdzenia przez Kongres wygranej Joe Bidena. Sąd federalny na Florydzie prowadził z kolei sprawę z oskarżenia Trumpa o bezprawne zabranie tajnych dokumentów z Białego Domu po odejściu z urzędu i przechowywanie ich w prywatnej rezydencji Mar-a-Lago.

Czytaj też: Znowu Trump. Ile może „najpotężniejszy człowiek na ziemi”

Trumpowi to tylko pomogło

Mimo przytłaczających dowodów winy w tych sprawach żadna nie zakończyła się procesem sądowym. Przyczyną były prawne komplikacje i błędy, a przede wszystkim opóźnienie wszczęcia śledztw i karnych procedur przez Departament Sprawiedliwości, kierowany przez prokuratora generalnego Merricka Garlanda. Ponieważ nie doszło do procesów przed wyborami, wiadomo było, że w razie wygranej Trumpa w wyborach zwycięski prezydent ukręci łeb wszelkim zarzutom formułowanym przeciw niemu.

Po wyborach przegranych przez Kamalę Harris wielu komentatorów głośno krytykuje Garlanda. Gdyby zajął się pociągnięciem Trumpa do odpowiedzialności wkrótce po rokoszu 6 stycznia, byłyby szanse na postawienie go przed sądem z najpoważniejszymi oskarżeniami. Sprawy toczące się w roku wyborczym ułatwiły trumpistom propagandową narrację, że są one instrumentem w walce politycznej i niczym więcej. Fiasko jest kolejnym dowodem nieudolności administracji Bidena, która nie wykorzystała okazji wyeliminowania Trumpa z politycznego życia Ameryki.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Instytut Dziedzictwa Myśli Narodowej: złoty interes patriotów. Ta historia ma dwie odsłony

Co łączy znikające sztabki złota i emeryta, który w kolejce po piwo zostaje prezesem spółki? Okazuje się, że jedno – Instytut Dziedzictwa Myśli Narodowej.

Juliusz Ćwieluch
06.01.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną