Świat

Herbert Kickl zostanie nowym kanclerzem Austrii? Orbán się cieszy. Dla Europy to zły sygnał

Herbert Kickl Herbert Kickl Andreas Stroh / Zuma Press / Forum
Od wyborów minęły trzy miesiące, a w Wiedniu wciąż nie zawiązała się koalicja. Rozmowy chadeków z liberałami zawaliły się w weekend. Teraz faworytem do roli kanclerza jest Herbert Kickl.

Najbliższa polityczna przyszłość Austrii miała być papierkiem lakmusowym dla całego kontynentu. 29 września zwyciężyła narodowo-populistyczna i przyjazna Władimirowi Putinowi Partia Wolności Austrii (FPÖ), zdobywając 28,8 proc. głosów. Za mało, żeby rządzić samodzielnie. W dodatku, przynajmniej na poziomie deklaratywnym, natychmiast wokół partii Herberta Kickla powstał kordon sanitarny, jeszcze niedawno typowy dla większości demokracji.

Chadecy spod znaku Austriackiej Partii Ludowej (ÖVP), drudzy w wyborach (26 proc.), jak również zajmujący trzecie miejsce socjaldemokraci (SPÖ) zarzekali się, że nigdy nie wezmą pod uwagę mariażu ze skrajną prawicą. Kickl w populistyczny sposób pomstował na ordynację, twierdząc, że to on powinien mieć pierwszeństwo w próbie sformowania gabinetu. Ale na niewiele się to zdało. Głównie dlatego, że potencjalnych koalicjantów na horyzoncie nie było widać.

Czytaj też: Populiści to oszuści, sprzedają fałsz. Ale mogą już nigdy nie oddać raz zdobytej władzy

Rząd spróbuje stworzyć Kickl

Po drugiej stronie barykady szybko przestało być różowo. Rozmowy koalicyjne rozpoczęły się w listopadzie, ale przez dwa miesiące nie przyniosły rezultatów. Ostatecznie zostały przerwane w sobotę 4 stycznia. Kroplą, która przelała czarę, była decyzja Beate Meinl-Reisinger, przewodniczącej liberalnej formacji NEOS, o wstrzymaniu negocjacji. NEOS w wyborach zajęło czwarte miejsce, zdobywając 9 proc. poparcia i wprowadzając do parlamentu 15 deputowanych. Teoretycznie współpraca z liberałami nie byłaby konieczna do stworzenia koalicji, socjaldemokraci i chadecy mogliby zawiązać ją razem – i mieliby większość (92 ze 183 mandatów). Taki sojusz byłby jednak bardzo kruchy (oparty na zaledwie jednym głosie przewagi), podatny na wstrząsy i przede wszystkim trudny do zawiązania. Trzeci gracz w szerokim mariażu mógł działać jak element stabilizujący.

Tak się jednak nie stanie, Beate Meinl-Reisinger wykluczyła na razie możliwość powrotu do stołu negocjacyjnego. Jak donosi „Politico” Europe, powodem fiaska był spór o podatki, konkurencyjność gospodarki i chęć zwłaszcza chadeków do powstrzymania jakichkolwiek głębszych reform. Meinl-Reisinger oskarżyła niedoszłych partnerów o „myślenie wyłącznie w kontekście kolejnych wyborów”, zarzucając im brak wizji kierowania krajem. W efekcie kanclerz Karl Nehammer, szef poprzedniego rządu, złożył w sobotę rezygnację, informując, że nie widzi ścieżki prowadzącej do porozumienia z socjaldemokratami.

W obliczu wyczerpania opcji prezydent Alexander van der Bellen poinformował w poniedziałek, że misję stworzenia gabinetu powierzy Kicklowi. Z liderem skrajnej prawicy spotkał się tego samego dnia rano, instruując go, by rozpoczął negocjacje z chadekami.

I nagle wszystko, co wydawało się pewne w austriackiej polityce, zmieniło postać. Nowym liderem ÖVP został Christian Stocker, który już w niedzielę poinformował media, że „rozmów z Kicklem nie wyklucza”. Nie oznacza to oczywiście zgody na ewentualną koalicję, ale bez wątpienia stanowi znaczący przełom. A nawet wyłom, bo przecież skrajna prawica spod znaku FPÖ miała być traktowana jak trędowata. Idea kordonu sanitarnego w praktyce opiera się na idei ignorowania istnienia ugrupowań radykalnych. Nawet jeśli utrzymują relatywnie wysokie poparcie społeczne, partie głównego nurtu nie rozmawiają z nimi tak długo, jak mogą sobie na taki luksus pozwolić. Na oczach całej Europy to założenie nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością.

Czytaj też: Martin Sellner. Kolejny Austriak, który chce naprawiać zepsute Niemcy

Kłopot dla Tuska, marzenie Orbána

Za wcześnie jeszcze, by przesądzać, co się teraz stanie z austriackim rządem. Wiadomo natomiast, czego będzie oczekiwał Kickl. To polityk na wskroś populistyczny, ale i jawnie prorosyjski, regularnie sprzeciwia się utrzymaniu sankcji na Rosję za napaść na Ukrainę w lutym 2022 r. Ewentualne zdobycie przez niego fotela kanclerza oznaczałoby również problemy dla Polski i Donalda Tuska, biorąc pod uwagę rozpoczętą właśnie polską prezydencję w Radzie UE. Kickl byłby kolejnym szefem rządu, który najpewniej wetowałby decyzje związane z pomocą dla Kijowa (militarną i finansową). Jednocześnie powoli materializuje się strategia Viktora Orbána, który w lipcu, po wyborach do Parlamentu Europejskiego, stworzył nową frakcję w Brukseli: Patriotów dla Europy. Herbert Kickl jest jednym z jej ojców założycieli, zresztą akt powołania Patriotów podpisano właśnie w Wiedniu.

Jak na łamach portalu „EUObserver” pisał wówczas Daniel Hegedus z German Marshall Fund of the United States, celem Orbána tak naprawdę było zdobycie przyczółku nie w PE, ale w Radzie Europejskiej. Tak aby przestał być jedynym przywódcą UE, który sprzeciwia się wetem brukselskiemu głównemu nurtowi. Biorąc pod skrzydła Kickla, już wtedy na fali wznoszącej w Austrii, oraz Andreja Babiša, którego partia ANO prowadzi w sondażach w Czechach, chciał stworzyć blokującą większość w Radzie. I lada moment będzie w stanie osiągnąć swój cel.

Czytaj też: Austria znalazła się w dołku. Z ich winy. Co teraz robią skompromitowani politycy?

Volskkanzler Kickl

Z Austrii płynie ostrzeżenie dla reszty Europy, bo kordony sanitarne okazują się bezużyteczne w obliczu sporów w partiach głównego nurtu. Polityka „uprawiana tak jak zawsze” przestaje być funkcjonalna, zmieniły się zasady. Jak pokazuje przykład z Wiednia, partie szeroko pojętych obozów demokratycznych nie są już gotowe iść na ustępstwa w negocjacjach koalicyjnych wyłącznie w imię ratowania demokracji przed radykałami. Ci ostatni z kolei nie udają już, że są zainteresowani rządzeniem w tradycyjnym stylu. Skutecznie grają na emocjach, głównie negatywnych, wyolbrzymiając je do granic możliwości.

Widać to doskonale na przykładzie Austrii, gdzie Kickl sam sobie przykleił przydomek „Volskkanzler” – tak samo mówił o sobie Adolf Hitler. Warto zauważyć, że za główne motory napędowe wzrostu poparcia FPÖ uznaje się sprzeciw wobec masowej imigracji, kwestie bezpieczeństwa i jakość usług państwowych. Na wszystkich tych płaszczyznach Austriakom wiedzie się nieporównywalnie lepiej niż chociażby Niemcom czy Francuzom. A mimo to Kickl uzbroił te tematy na tyle efektywnie, że wygrał wybory.

Przy słabnących instytucjach, rozczarowaniu elitami, blokowanych drogach awansu społecznego i obawach o bezpieczeństwo finansowe oferta populistów coraz bardziej kusi. Mają też często przewagę czystej karty, braku porażek i wpadek w polityce najwyższego szczebla. Teoretycznie wszyscy wiedzą, czym grożą ich rządy, bo dawno przestali się kryć z intencjami. Donald Trump w USA, AfD w Niemczech, nawet Marine Le Pen we Francji nie są specjalnymi fanami demokracji jako formy rządów. Wydarzenia z Austrii pokazują, że trzymać ich na marginesie będzie coraz trudniej.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego świat się tak nagle popsuł? Układ sił wyraźnie się zmienia. Prof. Andrzej Leder dla „Polityki”

Andrzej Leder, filozof kultury, psychoterapeuta, o tym, dlaczego Zachód traci znaczenie, jak może wyglądać nieliberalny świat, i gdzie w tym wszystkim jest Polska.

Jakub Majmurek
23.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną