Europa odśrodkowa
Czeka nas era Tuska albo era Orbána. Dla pękniętej Europy innej drogi nie widać
Przyszłość Europy zależy od Europy Środkowej – napisali w książce z 2018 r. austriaccy dyplomaci Erhard Busek i Emil Brix. Obaj już w latach 80. odświeżyli pojęcie Mitteleuropy – leżącej między Niemcami i Rosją – jako krainy wymykającej się podziałowi na Wschód i Zachód. Czterdzieści lat później wskazywali, że Unia Europejska musi uwzględniać „środkowoeuropejskie tradycje i inicjatywy, a nie – tak jak teraz – jedynie Brukseli, Paryża czy Berlina”. Jeśli Unia budowana będzie tylko wokół jej karolińskiego rdzenia, przyniesie to koniec europejskiego „projektu pokoju i dobrobytu” – twierdzili.
Przekonanie, że bez uwzględnienia środkowoeuropejskiej perspektywy Europie grozi rozpad, brutalnie sprawdziło się wraz z rosyjską agresją na Ukrainę. Austriaccy autorzy nie przewidzieli jednak, że to nie wyśniona, kipiąca różnorodnością środkowoeuropejska Arkadia, lecz fundamentalny spór polityczny, którego jest areną, zadecyduje o losie Unii Europejskiej. Bo to właśnie w Europie Środkowej ścierają się ze sobą realnie dwie wizje: Europa Tuska i Europa Orbána. To ci przywódcy najlepiej symbolizują rywalizujące ze sobą wartości, interesy i podejścia, które znajdują się w centrum konfliktu o duszę Europy. I chociaż 1 stycznia 2025 r. Viktor Orbán przekaże Donaldowi Tuskowi pałeczkę prezydencji w Radzie Unii Europejskiej, ta batalia dopiero się zaczyna.
Określanie Tuska i Orbána – polityków z najdłuższym stażem w Unii – mianem wizjonerów integracji może budzić zdziwienie. Pierwszy słynie raczej z przyziemnego pragmatyzmu i przywiązania do maksymy: „Kto ma wizje, powinien iść do lekarza”. Orbán to z kolei notoryczny krytyk i destruktor Unii. A jednak to między nimi przebiega pęknięcie Europy.