Kroniki końca świata
Wraca strach przed końcem świata. Czy jesteśmy coraz bliżej wojny atomowej?
Prawie półtora miliona zabitych i milion rannych. Skutki wybuchu odczuwalne od Sochaczewa po Mińsk Mazowiecki i od Pułtuska po Warkę. Warszawa praktycznie zmieciona z powierzchni Ziemi. Takie w skrócie miałyby być efekty wymierzonego w polską stolicę uderzenia najpotężniejszym narzędziem wojny nuklearnej posiadanym przez Rosję, pociskiem R-36 Satan z 20-megatonową głowicą termojądrową. Scenariusz skrajny, bo to pociski międzykontynentalne, służące – w teorii – ostatecznemu odwetowi lub miażdżącemu atakowi wyprzedzającemu na inne nuklearne mocarstwo.
Mapa grozy
Jednak gdy na ukraińskie miasto spada rakieta nawet bez nuklearnej głowicy, choć wyciągnięta przez Władimira Putina wprost z nuklearnego arsenału, snucie apokaliptycznych wizji stało się na nowo domeną codziennych wojskowych analiz. Rosyjskie uderzenie rakietą nuklearną jest perspektywą wciąż odległą, ale bliższą niż kiedykolwiek po zimnej wojnie. Skutki rozpatruje na łamach amerykańskiego „Newsweeka” prof. Alex Wellerstein, historyk nauki wykształcony w Berkeley i Harvardzie, pracujący w Uniwersytecie Hoboken, zajmujący się rozwojem broni nuklearnej. Aby uzmysłowić skalę zagrożenia, opracował coś w rodzaju nuklearnej aplikacji. Nukemap jest prawie jak internetowa gra lub mapa. Myszką stawia się pinezkę w określonym miejscu na mapie, ustawia parametry detonacji (ekwiwalent mocy głowicy w kilo- lub megatonach, rodzaj wybuchu – powietrzny czy naziemny), a algorytm prof. Wellersteina sam kalkuluje straty, pokazuje, jak wielki byłby obszar zniszczeń, przewiduje dalsze skutki opadu radioaktywnego.
Autor zastrzega, by traktować te dane poglądowo, ale podsuwa sporą naukową bibliografię, gdyby ktoś chciał je weryfikować, opierając się na modelach i wykresach. „Liczby mogą być za wysokie, ale mogą być też za niskie” – konkluduje naukowiec, zostawiając użytkowników jego nuklearnej mapy zniszczeń sam na sam z niepewnymi, ale potwornymi danymi.