Abu Muhammad al-Dżaulani. Terrorysta, dzihadysta, polityk? Kim tak naprawdę jest nowy przywódca Syrii
„To zwycięstwo, moi bracia, jest historyczne dla regionu” – powiedział w meczecie Umajjadów w Damaszku w dniu obalenia reżimu Baszara Asada. Jak dodał, wygrał „cały naród islamski”, a „Syria uległa oczyszczeniu”, bo pod rządami Asada stała się miejscem „irańskich ambicji, w którym szerzyło się sekciarstwo”. Gdy opuszczał meczet, tłumy wiwatowały na jego cześć, skandując „Allahu akbar” (Bóg jest największy).
Od tego dnia w oficjalnych dokumentach al-Dżaulani posługuje się własnym nazwiskiem – Ahmed al-Szaraa. W ten symboliczny sposób umarł bojownik, a narodził się polityk.
Al-Dżaulani: wielki znak zapytania
Dla Syryjczyków stał się wybawcą, co potwierdziły wymowne sceny uwalniania osadzonych z osławionego więzienia w Sajdnaja pod Damaszkiem. Niektórym przypomniały się jednak zdarzenia sprzed dekady, gdy w meczecie w Mosulu wystąpił przywódca Państwa Islamskiego Abu Bakr al-Baghdadi, ogłosił się kalifem Ibrahimem, a w kolejnych tygodniach ulice spłynęły krwią. Kierowana przez niego organizacja wprowadziła surowe rządy oparte na szariacie – z publicznymi egzekucjami włącznie. – Zastanawiam się, czy al-Dżaulani to po prostu al-Baghdadi, tyle że z lepszą fryzurą, czy też naprawdę zerwał z przeszłością – komentuje Mustafa z Aleppo.
Eksperci podzielają te wątpliwości. – Przeszedł długą drogę od zaangażowanego w walce członka Al-Kaidy do polityka próbującego stosować zasady ekskluzywności i odpowiedzialności. Na razie nie wiemy, czy przeszedł prawdziwą transformację, czy to oportunistyczny ruch, by zyskać przychylność Zachodu. Jest dużo wielkich znaków zapytania – uważa Julien Barnes-Dacey, szef Programu Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej w European Council on Foreign Relations (ECFR).
Nie znaczy to, że nic o nim nie wiemy. Z jego biografii wyłania się dość spójny obraz. Al-Dżaulani/al-Szaraa urodził się 42 lata temu w rodzinie syryjskich ekspatów w Arabii Saudyjskiej. Jego ojciec był syryjskim nacjonalistą, inżynierem ds. wydobycia ropy, dziadek walczył podczas syryjskiej rewolucji z Francuzami. Kuzyn ojca Faruk al-Szaraa był wiceprezydentem w gabinecie Baszara Asada i ministrem dyplomacji w czasach rządów jego ojca Hafeza.
W wieku siedmiu lat al-Dżaulani z rodziną wrócił do Syrii. Zamieszkali w zamożnej dzielnicy Damaszku Mezzeh. Ponoć w młodości zakochał się w alawickiej dziewczynie, lecz rodziny nie zgodziły się na ich ślub. Trudno powiedzieć, czy miłosny zawód wpłynął na wybór jego drogi, zradykalizował się raczej pod wpływem dwóch innych ważnych wydarzeń: rozpoczętej w 2000 r. drugiej intifady i 11 września.
Czytaj też: Ameryka reaguje na upadek reżimu Asada z satysfakcją i niepokojem. Czy Trump się zaangażuje?
Od bojownika do polityka
Podjętych w Damaszku studiów medialnych i medycznych nie skończył, bo kierując się niezwykłym wyczuciem czasu, tuż przed inwazją sił koalicji pod wodzą USA w Iraku w 2003 r. wyjechał do Bagdadu i dołączył do Al-Kaidy. Według jednej z legend miał być prawą ręką przywódcy oddziału organizacji Abu Musawy al-Zarkawiego, choć wypierał się, że kiedykolwiek się spotkali. Jego działalność nie uszła uwadze Amerykanów; został aresztowany i przesiedział pięć lat w kilku irackich więzieniach, m.in. w osławionym Abu-Ghraib.
Został uwolniony w 2011 r., a wyczucie czasu znów się przydało. W marcu 2011 arabska wiosna dotarła do Syrii. Abu Bakr al-Baghdadi, lider Państwa Islamskiego w Iraku, wysłał tam al-Dżaulaniego, by zbudował Front Al-Nusra (Front Obrony Ludności Lewantu), odnogę Al-Kaidy. Dwa lata później al-Dżaulani pokłócił się z al-Baghdadim, bo nie chciał się zgodzić na rozwiązanie Al-Nusry i dołączyć do tworzonego właśnie ISIS. Na znak odrębności złożył przysięgę wierności Al-Kaidzie, a jego ugrupowanie stało się rodzajem franczyzy w Syrii i rywalem Państwa Islamskiego w walce przeciw siłom Asada. Jego ludzie podkładali bomby i dokonywali samobójczych zamachów, także na cywilów, choć ich głównym celem byli alawici, szyici, druzowie. W 2013 r. amerykański departament stanu wpisał al-Dżaulaniego na listę terrorystów, wyznaczając 10 mln dol. nagrody za pomoc w ujęciu go. Nadal na niej widnieje.
W 2017 r. al-Dżaulani zerwał z Al-Kaidą i zmienił nazwę Frontu Al-Nusra na Hajat Tahrir al-Szam (Organizacja Wyzwolenia Lewantu, HTS). Jak zapewnia, przeszedł ideologiczną transformację. W tym samym roku przejął pełną kontrolę nad Idlib, gdzie zepchnięto większość przeciwników Asada. 4,5-mln prowincja pod rządami HTS była zarządzana sprawnie – rząd zbawienia, jak nazywano władze, naprawił drogi, sygnalizację, śmieci były wywożone na czas. Finansowano to wszystko z podatków od rolników, biznesów i przejść granicznych z Turcją, a część środków przeznaczano na zbrojenia i operacje militarne.
Surowe przepisy, jakie wprowadził HTS, w tym rygorystyczne zasady ubioru dla kobiet czy zakaz odtwarzania muzyki w szkołach, zostały zniesione. Na początku 2024 r. al-Dżaulani próbował wyegzekwować nowy kodeks regulujący zachowania w przestrzeni publicznej. Wśród 128 przepisów znalazły się m.in. zakaz palenia (w tym popularnych fajek wodnych), sprzedaży i spożywania alkoholu, segregacja płci, zasady ubioru dla dziewcząt w szkołach i zakaz wróżbiarstwa. To wywołało poruszenie. Al-Dżaulani był świadom, że przymus religijny nie przekona ludzi do zmian. W marcu mieszkańcy Idlib, rozczarowani represjami i wysokimi podatkami, wyszli na ulice, domagając się obalenia go. Poszedł więc na ustępstwa, zwolnił część oponentów, obiecał pracę i lokalne wybory.
W Idlib nie zaprowadzono demokracji, ale mieszkańcy cieszyli się zdecydowanie większą swobodą niż w pozostałych rejonach kraju Asada. HTS nie pobłażał ekstremistom, których bez skrupułów zamykał w więzieniach.
Al-Dżaulani doszedł do wniosku, że Syryjczycy nie zgodzą się na zastąpienie jednej dyktatury drugą i łagodził twardą linię – chrześcijan, którym z początku zabierano nieruchomości i których zniechęcano do rytuałów, nakłaniano do powrotu i odzyskiwania majątków. Także teraz al-Dżaulani zapowiada szeroką tolerancję dla mniejszości, chrześcijan, druzów, alawitów czy jazydów. „Nikt nie ma prawa wymazać innej grupy. Koegzystowały w tym regionie przez setki lat”, mówił w wywiadzie dla CNN tuż przed obaleniem Asada. Przyznał, że dołączył do Al-Kaidy, bo był młody i niedojrzały, a jego poglądy ewoluowały. Jak dodał, wierzy w demokrację i pluralizm.
Wygląda na to, że przynajmniej próbuje uniknąć pułapki bliskowschodnich satrapów. Potrzebuje solidnego planu, bo przejęcie władzy to jedno, a sprawne zarządzanie państwem – drugie. Jeśli wierzyć deklaracjom, należałoby spodziewać się wyborów, choć nie wiadomo, na jakim terytorium miałyby się odbyć (pod kontrolą Turcji jest północna część z siłami Syryjskiej Armii Narodowej, Kurdowie zajmują północny wschód kraju).
Czytaj też: Rebelianci zajęli Damaszek. Reżim upada, Rosja obrywa rykoszetem
Nie straszyć Zachodu i sąsiadów
Na razie al-Dżaulani ewidentnie próbuje nie wystraszyć Zachodu. Damaszek czy Aleppo pod kontrolą HTS nie przypomina Rakki pod panowaniem ISIS. W opublikowanym właśnie wywiadzie dla Jeremy’ego Bowena z BBC nowy przywódca przekonuje, że Syria jest zmęczona wojną i nie stanowi zagrożenia dla sąsiadów. To samo deklarował w sprawie Izraela, który zajął syryjską część góry Hermon i przynajmniej na razie nie zamierza się z niej wycofać – al-Dżaulani chce rozwiązań dyplomatycznych, a nie militarnych.
Oczywiście rodzi się pytanie, czy siły, jakimi dysponuje – ok. 30 tys. ludzi – byłyby w stanie pokonać Goliata, jakim stał się Izrael. Nie mówiąc już o tym, że zniszczył on większość potencjału syryjskiej armii. Al-Dżaulani może więc nie tyle nie chcieć walczyć, ile nie mieć czym się mierzyć z siłami Turcji, Izraela, Kurdami czy wspierającymi ich tutaj siłami USA.
Zapytany przez Bowena o legalność sprzedaży alkoholu, odparł, że to kwestia do rozstrzygnięcia w przyszłości. Zapowiedział utworzenie komitetu ekspertów, który napisze konstytucję, i „każdy prezydent czy lider będzie musiał przestrzegać prawa”. Nietrudno zgadnąć, że od tego, kto zasiądzie w komitecie, zależeć będzie kształt nowej ustawy, a on sam będzie miał w tej sprawie kluczowy głos. W wywiadzie podkreślił, że nie chce, by Syria zamieniła się w Afganistan pod rządami talibów. Jak podkreślił, w Idlib od ponad ośmiu lat działają uniwersytety, a większość studentów stanowią kobiety.
Talibowie, którzy po 20 latach przejęli władzę w Afganistanie, też z początku byli traktowani jak „taliban 2.0”, w założeniu mniej radykalny. Po trzech latach widać, że oczekiwania okazały się na wyrost; kobietom zablokowano możliwość pracy zarobkowej czy edukacji. – To, co teraz mówi al-Dżaulani, to jedynie deklaracje. Nie wiemy, co wyłoni się w Syrii. Powinniśmy patrzeć mu na ręce i sprawdzać, czy zerwał z dżihadyzmem, zanim podejmiemy decyzje o zniesieniu sankcji. Obszary, którym szczególnie powinniśmy się przyglądać, to jego gotowość do dzielenia się władzą czy sposób traktowania mniejszości – uważa Julien Barnes-Dacey.
Czy rozmawiać z terrorystą?
Nie pomaga mu też łata terrorysty, dlatego domaga się usunięcia HTS z list groźnych organizacji i zdjęcia sankcji. Na razie możliwość zmiany statusu HTS zasygnalizowała Wielka Brytania, uzależniając to od decyzji nowych władz Syrii. Rzecznik niemieckiego MSZ podkreślił, że wysiłki HTS będą analizowane, a Joe Biden oświadczył, że USA będą współpracować „ze wszystkimi grupami syryjskimi, m.in. w ramach procesu nadzorowanego przez ONZ, aby ustanowić przejście od reżimu Asada do niezależnej, suwerennej i niepodległej Syrii, z nową konstytucją i nowym rządem, który służy wszystkim Syryjczykom”.
Dziś do kontaktów z nową władzą przyznaje się zarówno Londyn, jak i Waszyngton. Najpewniej otwarte są też kanały komunikacji z Moskwą (coraz głośniej mówi się o możliwości pozostawienia rosyjskich baz w Syrii). Żeby przekonać Zachód, HTS sygnalizuje gotowość do współpracy w sprawie arsenału broni chemicznej Asada, co spędza sen z powiek wielu przywódcom. HTS oświadczył, że „nie ma zamiaru ani chęci używania broni chemicznej ani żadnej innej broni masowego rażenia w żadnych okolicznościach”. Chce też współpracować w kwestii jej monitorowania.
Ale przed HTS i jej liderem wiele wyzwań. Przede wszystkim muszą rozwiać wątpliwości, czy zerwali z dżihadystyczną przeszłością. Testem może być m.in. stosunek do Hamasu; organizacja miała główną siedzibę w Damaszku, czy al-Dżaulani mógłby ją znów tu ugościć? Istotne są też problemy dnia codziennego. – W Syrii jest mnóstwo zwalczających się grup pragnących dojść do władzy; istnieje ryzyko, że inne kraje, jak Turcja czy Izrael, będą tu prowadzić swoje operacje, wywołując nowe napięcia. Starcie Turcji z Kurdami mogłoby doprowadzić do przegrupowania się i wzmocnienia komórek Państwa Islamskiego, a przede wszystkim trzeba wyciągnąć kraj z zapaści ekonomicznej i społecznej – dodaje Julien Barnes-Dacey.