To decyzja absolutnie przełomowa, nie tylko z punktu widzenia legislacji, ale też norm społecznych. Palenie jest we Włoszech wciąż integralnym elementem życia publicznego, stereotypowym wręcz fragmentem krajobrazu. Według danych Istituto Superiore di Sanità, narodowego instytutu badań nad zdrowiem, papierosy pali regularnie aż jedna czwarta populacji. W niektórych kategoriach wiekowych, zwłaszcza wśród dorosłych między 25. a 33. rokiem życia, odsetek dochodzi nawet do 33 proc. Najwięcej palą młodzi mężczyźni i starsze kobiety; w wielu częściach społeczeństwa palenie, podobnie jak konsumpcja alkoholu, nie jest uważane za szkodliwe. I chociażby z tego powodu decyzja władz Mediolanu, który ma zredukować emisje dwutlenku węgla o połowę do 2050 r., wybrzmiewa echem praktycznie w całej Europie.
Strefa z dymkiem
Nie jest to pierwsze tego typu rozwiązanie we Włoszech. W kwietniu podobny zakaz wprowadzili samorządowcy w Turynie, jednej z przemysłowych stolic kraju. Znamienne, że rewolucja dzieje się na północy, w miastach bogatszych, sprawniej zarządzanych, gdzie zdolność władz lokalnych do wyegzekwowania zakazu jest znacznie większa niż na południu. W nowym roku w Mediolanie na dymka wyjść będzie można tylko w specjalnie wyznaczonych strefach, w których da się zachować dystans co najmniej 10 m od osób niepalących. Za omijanie nowych regulacji będą grozić mandaty – od 40 do 240 euro.
Nie jest jeszcze przesądzone, czy legislacja wejdzie w życie, bo została zaskarżona do sądu regionalnego właściwego dla Lombardii przez Włoski Związek Producentów Produktów Tytoniowych. Zdaniem przedsiębiorców samorządowcy nie mają prawa regulować takich spraw jak dostęp do przestrzeni dla palących – prawo musiałoby zostać uchwalone na poziomie parlamentu krajowego. Domagają się uchylenia zakazu i szerszych konsultacji.
To akurat nie dziwi, przedsiębiorstwa mają we Włoszech silną pozycję, nierzadko wygrywają batalie sądowe z samorządowcami. W lipcu we Florencji zrzeszenie przedsiębiorców wynajmujących lokale krótkoterminowo skutecznie zaskarżyło decyzję burmistrza Dario Nardelli, zakazującą pozyskiwania im nowych nieruchomości w stolicy Toskanii.
Czytaj też: Co robić, żeby nie palić papierosów. Istnieje jakaś alternatywa?
Mediolan daje sygnał
Czy z mediolańską regulacją będzie tak samo? Trudno stwierdzić, ale lobbyści i przedstawiciele firm tytoniowych są przekonani, że nie stoją na straconej pozycji. Sygnał z Mediolanu poszedł jednak w świat – i odebrano go w Brukseli. Jako pierwsza do ofensywy ruszyła Komisja Europejska, która postawiła sobie za cel ograniczenie tzw. vape’owania, czyli korzystania z papierosów elektronicznych, zwłaszcza wśród młodych ludzi. Biorąc pod uwagę, że – jak przypomina „Politico Europe” – ostatnie stanowisko KE w sprawie konsumpcji produktów tytoniowych zostało opublikowane w 2009 r., czyli w czasach dominacji tradycyjnych wyrobów nikotynowych, przed epidemią e-papierosów, aktualizacja była niezbędna. W wydanym we wrześniu komunikacie urzędnicy KE pisali o potrzebie redukcji negatywnych skutków biernego palenia w miejscach publicznych, w komunikacji zbiorowej i miejscach pracy.
Ograniczenie przestrzeni dla palących trafiło też do Parlamentu Europejskiego, ale tu pod koniec listopada zgody co do propozycji KE nie było. Początkowo plan ograniczenia stref dla palących poparły Europejska Partia Ludowa, Zieloni oraz Socjaliści i Demokraci. Ostatecznie 28 listopada rezolucja przepadła, zebrała ledwie 152 głosy. Klęska wynikała nie tylko z opozycji frakcji skrajnie prawicowych, w tym Patriotów dla Europy, Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, ale i ze zmiany stanowiska samej EPP. Kością niezgody były ostre regulacje dotyczące e-papierosów – wygrał argument mówiący, że często pomagają w zwalczeniu nałogu osobom, które palą tradycyjne wyroby nikotynowe. To temat delikatny, nauka nie ma w tej sprawie jednoznacznego stanowiska, ale spora część członków Europejskiej Partii Ludowej dała się przekonać, głosując przeciw rezolucji.
Czytaj też: Interes e-papierosowy
Warszawa się nie pali
Nie zmienia to ogólnego kierunku, w którym Unia chce podążać, jeśli chodzi o palenie w miejscach publicznych. Do 2040 r. odsetek populacji konsumujący produkty nikotynowe, ale także e–papierosy, ma zostać zredukowany do 5 proc. na terytorium wszystkich państw członkowskich.
Warszawa nie pali się do wprowadzenia odpowiednich regulacji. Jak doniosła we wtorek „Gazeta Wyborcza”, krajowe przepisy dotyczące przestrzeni, ale i dostępności produktów tytoniowych nie zostaną na razie zmienione.
W Polsce wciąż brakuje przepisów zakazujących sprzedaży e-papierosów osobom poniżej 18. roku życia, mimo że rząd zapowiadał je już rok temu. Z projektu nowelizacji ustawy o ochronie zdrowia przed następstwami używania tytoniu i wyrobów tytoniowych zniknął też zapis o całkowitym zakazie sprzedaży tzw. snusu, importowanego głównie ze Skandynawii i Niemiec bezdymnego produktu tytoniowego. Woreczki umieszcza się między dziąsło a wargę, a nikotyna przedostaje się do organizmu przez błonę śluzową. W ostatnich latach produkt ten stał się absolutnym hitem na polskim rynku nikotynowym, zwłaszcza wśród młodzieży. Na razie rząd chce tylko zakazać jego sprzedaży osobom niepełnoletnim.