Największe sportowe imprezy wróciły w 2024 r. do rutynowych kalendarzowych ram, czyli sezonu wakacyjnego w roku parzystym. Po piłkarskim euro organizowanym w Niemczech dominowało zaskoczenie. Na plus – bo w czasach przeładowania kalendarza rozgrywkami klubowymi oraz zmęczenia piłkarzy sezonem turniej stał na bardzo dobrym poziomie i miał wszystko, czego od tego rodzaju imprez należy oczekiwać. Sensację (wcześnie odpadli broniący tytułu Włosi), narodziny gwiazdy (17-letni Hiszpan Lamine Yamal), bohaterów drugiego planu (Turcja i Słowenia), wielką zagadkę (jakim cudem naszpikowana gwiazdami Anglia może tak nudzić) oraz swoją turniejową sprawiedliwość, bo grający z największym polotem Hiszpanie zostali mistrzami. Negatywnym akcentem były zgoła nieniemieckie problemy organizacyjne spowodowane fatalnie funkcjonującą koleją. Opóźnione i odwoływane pociągi, skracane składy oraz chaos informacyjny sprawiły, że kibice notorycznie spóźniali się na stadiony, a działacze UEFA wygrażali, że Niemcy zostaną skreśleni jako potencjalni gospodarze kolejnych imprez. Część kłopotów spowodowana była awariami systemów sterowania oraz uszkodzoną infrastrukturą, co od razu skierowało podejrzenia w stronę zleceń z Kremla.
Największym wyzwaniem, jakie stoi przed gospodarzami wielkich zawodów, jest dziś właśnie zabezpieczenie przed aktami terroru i sabotażu. Jeśli przyjąć ten punkt widzenia, organizatorzy paryskich igrzysk olimpijskich – zagrożeni również islamskim terroryzmem – zdali egzamin celująco. Zawody przebiegały gładko, publika dopisała (rekordowe 8,6 mln sprzedanych biletów), a wpisanie imprezy w miejską tkankę (ulokowanie obiektów w sąsiedztwie ikon paryskiej kultury i architektury) sprawiło, że igrzyska były jedyne w swoim rodzaju. Francuzi mogą zresztą służyć za punkt odniesienia, nie tylko jeśli chodzi o gust, ale i o planowanie budżetu.