Rok czterech wojen
To był rok czterech wojen. Jedna z nich była dla świata totalnym zaskoczeniem
Ukraina nie chce się poddawać, mimo że jej armia musi się cofać, bo nie ma nie tylko sprzętu i amunicji, lecz przede wszystkim ludzi. Rosyjskie imperium nie zamierza kończyć, bo liczy na to, że wyczerpanie, ofiary i zniszczenia zmuszą Kijów do kapitulacji. Kto, kiedy i gdzie narysuje na mapie jakąś linię podziału? Jak będą wyglądać negocjacje i czy w ogóle do nich dojdzie? Odpowiedzi zdefiniują czwarty rok tej wojny i następne dekady bezpieczeństwa Europy, gdy jej obrona przed Rosją może coraz mniej interesować Amerykę.
Druga tocząca się wojna zebrała jeszcze gorsze żniwo. W Strefie Gazy zginęło według ONZ 46 tys. cywilów, czyli więcej niż w Ukrainie. Niewielki w sumie obszar, 40 na 10 km, został przeorany bombami, a gdy 2 mln ludzi z zaatakowanej najpierw północnej części enklawy stłoczyło się na jej południu, Izrael tam właśnie uderzył. Hamasowcy bez oglądania się na niewinnych cywilów stosowali taktykę żywych tarcz, a izraelscy żołnierze bez oglądania się na prawo humanitarne na każde potencjalne zagrożenie odpowiadali ogniem, często z czołgów, rakiet, dronów i dział. Palestyński Dawid nie miał szans pokonać Goliata, choć wcale się nie poddał.
Ale Izrael prawie zakończył jeszcze inną wojnę. Prawie, bo sytuacja na pograniczu libańskim wciąż nie jest stabilna, mimo ogłoszonego zawieszenia broni. Zwycięstwo Izraela nad Hezbollahem, eliminacja jego kierownictwa i zniszczenie większości zasobów ofensywnych są bezdyskusyjne. W odróżnieniu od walki w gęstej zabudowie Strefy Gazy izraelska armia uderzała głównie z powietrza i narzędziami hybrydowymi. Wywiad przeprowadził koronkową operację wmontowania ładunków wybuchowych w urządzenia elektroniczne bojowników – odpalenie okaleczyło setki ludzi i naznaczyło ich jako cele.